Kto się boi disco polo?
Telewizja publiczna chce dowartościować powszechnie pogardzany gatunek muzyczny. Lewicowe media biją na alarm. Tylko czy jest o co robić raban? Przecież każdy kraj w Europie ma swój odpowiednik disco polo.
Piątkowa noc. Okna krakowskiego lokalu przy ul. św. Tomasza mienią się kolorami, a zza ściany dobiega głośna muzyka. Wchodzimy do środka. Czterech krępych ochroniarzy ubranych na czarno pilnuje wejścia. Towarzyszy im młoda dziewczyna z czarnymi, długimi włosami. Panie puszczają dalej za darmo, a od panów biorą po 10 zł. Chętnych nie brakuje, o czym świadczy tłok na parkiecie. Młodzi i starzy skaczą w rytm tanecznych hitów, na ścianie wyświetlane są teledyski. Witajcie w Hush Live, jedynym klubie z tą „wyklętą” muzyką w centrum Krakowa.
- Na początku było trochę wsiowo. Przyjeżdżała głównie klientela z Wieliczki czy Kryspinowa, budowlańcy po skończonej zmianie. Ale teraz nie brakuje gości w garniturach w różnym wieku - opowiada Marek, były barman z Husha.
Klub ożywa głównie w piątek, kiedy swoje koncerty na scenie mają gwiazdy gatunku - Akcent, Czadoman czy Piękni i Młodzi. - Wtedy Hush pęka w szwach, zwłaszcza gdy na scenie pojawia się legendarny Zenek - mówi nam były barman. Zenek, czyli Zenon Martyniuk, lider zespołu Akcent, nazywany jest „królem disco polo” i z powodzeniem wypełnia domy kultury, jak i hale widowiskowe. Jednak nawet bez niego, w krakowskim Hushu impreza trwa w najlepsze. Fani disco polo w samym centrum Krakowa szaleją do białego rana.
WIDEO: Karnawałowa Noc Disco Polo z Zenonem Martyniukiem
Źródło: dziennikzachodni.pl
DISCOPOLONIZACJA POLSKI?
W minionego sylwestra po raz pierwszy w historii tego typu imprez telewizja publiczna zaprosiła jako gwiazdę wykonawcę disco polo. Występ Zenka Martyniuka był symbolicznym wydarzeniem. Szef telewizji publicznej, organizującej transmisję sylwestrowej zabawy z Zakopanego, Jacek Kurski, zadeklarował bowiem: „Czas skończyć z tą upiorną hipokryzją, że ktoś wstydzi się disco polo”.
I rzeczywiście: jego firma nie dość, że zobowiązała się współorganizować wielką galę z okazji ćwierćwiecza tego gatunku na stadionie Polonii w Warszawie w dniu 25 czerwca, to zapowiedziała również realizację serialu poświęconego losom gwiazd tej muzyki, analizującemu fenomen ich popularności.
Wszystko to zbiegło się w czasie z innymi wydarzeniami podnoszącymi rangę disco polo. Kiedy polska drużyna piłkarska awansowała do mistrzostw Europy, w jej szatni zabrzmiały największe hity tego rodzaju. W obecności prezydenta Dudy nasi futboliści zaśpiewali chóralnie refren „Przez twe oczy zielone” z repertuaru wspomnianego Martyniuka i jego grupy Akcent, a Artur Jędrzejczyk zaczął nawet pląsać w rytm „Ona tańczy dla mnie” Weekendu. Największą imprezą podczas tegorocznego karnawału był w Krakowie wielki koncert gwiazd disco polo w Tauron Arenie. Tłumy fanów gatunku z miasta i okolic bawiły się przez prawie siedem godzin w takt piosenek zespołów Boys, MIG, After Party i Defis. Na początku lutego Akcent i Weekend były z kolei gwiazdami festiwalu Polish Power Energy w Londynie, ściągając tłumy naszych emigrantów do słynnego kompleksu 02.
Wszystko to sprawiło, że lewicowe media biją na alarm, ogłaszając „discopolonizację Polski” przez obecną ekipę PiS-u, sprawującą władzę również w państwowych mediach. „Skoro prezes Kurski prowadzi medium publiczne i do swojej oferty włącza disco polo, to odbiera tym samym czas całej reszcie. (...) TVP nie tyle wpuściła więc disco polo na antenę, co rozpoczęła pewien proces, którego nie będzie w stanie kontrolować” - ostrzega w swym felietonie Bartek Chaciński, krytyk muzyczny „Polityki”.
W podobnym tonie pisze „Gazeta Wyborcza”: „Disco polo wchodzi do TVP i raczej szybko z niej nie zniknie. Kto bardziej zyska na tym przymierzu - pogardzana dotychczas muzyka czy media narodowe?”. Czy rzeczywiście mamy do czynienia ze zjawiskiem mogącym mieć negatywny wpływ na polską (pop)kulturę? Czy może ponownie mamy do czynienia z wirtualną histerią napędzaną przez odsuniętą od władzy i wpływu na media lewicę?
Centrum biznesowe w szklarni
Disco polo wyłoniło się w drugiej połowie lat 80. z tradycyjnej muzyki weselnej. Kiedy grający na wiejskich zabawach i rodzinnych uroczystościach muzycy odstawili w kąt gitary i perkusję, a w zamian sięgnęli po modne syntezatory, brzmienie ich piosenek uległo radykalnej zmianie. Stało się to za sprawą ogromnej popularności niemieckiej muzyki dance w wykonaniu takich gwiazd, jak Modern Talking, Bad Boys Blue czy C.C. Catch, które zdominowały swymi przebojami europejskie dyskoteki. Upodobanie do kiczowatych tekstów o miłości wypłynęło z kolei z rodzimej tradycji estradowej, wyznaczanej przez takich wykonawców, jak Tercet Egzotyczny, Happy End czy Papa Dance.
Pierwszym zespołem, który zasymilował wszystkie te wpływy, był Bayer Full. Być może nie doszłoby do jego powstania, gdyby jego założyciel, Sławomir Świerzyński, wtedy młody chłopak po wojsku, nie pojechał na obóz harcerski jako druh. Tak zaopiekował się młodzieżą z rodzimego Gostynina, że jedna z dziewcząt zaszła w ciążę. Gdy szli do ślubu, w mieście panowała atmosfera skandalu. Ambitny młodzieniec zawziął się jednak i postanowił udowodnić krajanom, że zarobi na utrzymanie przyszłej rodziny. W tym celu postanowił wykorzystać umiejętności gry na akordeonie, który kupił kiedyś dziadek. I założył zespół.
- Graliśmy covery Deep Purple, wychodziliśmy na koncert, a pod sceną stało sto osób. Kiedy zacząłem grać disco polo, wychodzę na scenę, a pod nią stoi dziesięć tysięcy osób. To co, mam im powiedzieć, żeby spadali, że nie będę dla nich grał? Bo uważam ich za kogoś gorszego? - śmieje się dzisiaj.
Prawdziwy boom na disco polo nastąpił na początku następnej dekady. Wielkie znaczenie miały tu przemiany ustrojowe po 1989 roku, które umożliwiły prywatnym przedsiębiorcom nagrywanie i wydawanie muzyki poza państwowym monopolem. Wszyscy pamiętamy całe ciągi stoisk na miejskich bazarach, na których domorośli wydawcy handlowali tanimi kasetami z piosenkami wiejskich zespołów, konkurując ze sobą, kto głośniej nastawi swój magnetofon. Towar, który szedł jak woda, określano wtedy „muzyką chodnikową”. Termin „disco polo” wymyślił dopiero Sławomir Skręta, były piłkarz Ursusa Warszawa, który wpadł na pomysł, aby uruchomić najpierw hurtownię, a potem wytwórnię kaset z takimi nagraniami.
W ciągu zaledwie kilku miesięcy jego Blue Star stał się potentatem na polskim rynku muzycznym. Niedoświadczony wydawca zainwestował bowiem w lokalne dyskoteki, które grały tylko jego muzykę. Magnetofony kopiujące na terenie szklarni w Regułach pod Warszawą pracowały więc dzień i noc na pełnych obrotach. Nic więc dziwnego, że Skręta noszący walizkami pieniądze do banku szybko zwrócił uwagę polskiej mafii. W efekcie do domu biznesmena zapukali przedstawiciele dwóch gangów - pruszkowskiego i żoliborskiego. Ostatecznie doszło do porozumienia i bandyci podzielili między siebie rejony wpływów, ustalając, że jedna dyskoteka od drugiej musi być oddalona co najmniej o 40 kilometrów. Blue Star sprzedał ponoć ponad 100 milionów kaset - ale ile jest w tym prawdy, trudno dziś stwierdzić, bo Skręta oczywiście nie zgłaszał swych wydawnictw do ZAiKS-u.
Zapłata za występ w naturze
Od czasu, kiedy w 1992 r. telewizyjna Jedynka dokonała transmisji Gali Piosenki Chodnikowej i Popularnej z Sali Kongresowej, o nowym fenomenie muzycznym dowiedziała się cała Polska. I zaczęło się szaleństwo. Trudno dziś odróżnić prawdę od fikcji w anegdotach opowiadających o tamtym czasie. Aby chałupniczo realizowane teledyski gwiazd gatunku były prezentowane w telewizji, szefowie wytwórni i menedżerowie zespołów jeździli do Warszawy z workami pieniędzy. Kiedy stos banknotów lądował na biurku jednego czy drugiego decydenta, wideo trafiało na antenę.
W ten sposób gwiazdy disco polo budowały swą popularność, która szybko zaczęła przybierać wymierne postaci. Kiedy zespół przyjeżdżał do jakiegoś klubu, jego szef zamawiał dla chłopaków dziewczyny lekkich obyczajów. Po upojnej nocy, gdy muzycy wyciągali rękę po honorarium, słyszeli często: „Ale już dostaliście w naturze”. Po występie Bayer Full na Gali Panoramy Śląskiej grupa dostała zapłatę w postaci 5 tysięcy puszek piwa. Balangi nie miały więc końca.
- Na początku byliśmy skromnymi chłopakami i wybraliśmy sobie nazwę nie znając angielskiego, więc nie wiedzieliśmy, co ona znaczy. Dopiero potem, kiedy trafiliśmy na szczyt, okazało się, że miała ona sens. Szaleństwo zaczęło się, kiedy cała Polska usłyszała piosenkę „Ciao, Ciao Italia” podczas koncertu transmitowanego w telewizji z Sali Kongresowej - wspomina Paweł Kucharski z Top One.
Pierwszą telewizją, która otworzyła się na nowy gatunek, był Polsat. Najpierw uruchomił on cykliczny program „Disco Relax”, a potem „Disco Polo Live”. Ponoć proboszcze w wielu wsiach musieli zmieniać pory mszy świętych, aby dostosować się do czasu ich emisji. Nic więc dziwnego, że na fenomen ten zwrócili uwagę politycy. O wsparcie gwiazd disco polo zabiegali Waldemar Pawlak i Aleksander Kwaśniewski. Temu pierwszemu Bayer Full napisał „Prezydenta”, a temu drugiemu Top One - „Olek, Olek”. „Ole, Olek wygraj, na prezydenta tylko ty, Ole, Olek dzisiaj wybierzmy przyszłość oraz styl” - śpiewała cała wschodnia ściana Polski, bo tam było zagłębie disco polo.
- Kiedy byłem mały, chodziłem z mamą w pole w czasie żniw. Słuchałem wtedy, jak kobiety śpiewają przy pracy. I te melodie z tych piosenek wschodnich - polskich, białoruskich czy ukraińskich - zostały we mnie do dnia dzisiejszego. Jestem przesiąknięty tą muzyką, taką łatwo wpadającą w ucho i nadającą się do tańca - tłumaczy Zenek Martyniuk.
Bez karabinów na zapleczu
Z czasem polskie oddziały zachodnich koncernów płytowych, dysponujące większą machiną promocyjną i dystrybucyjną ze-pchnęły disco polo na boczny tor. Nie na długo jednak. Kiedy zaczął się kryzys fonograficzny i o popularności danego wykonawcy świadczyła już nie sprzedaż płyt, ale klikalność jego wideoklipów w serwisie YouTube, pojawiła się nowa fala gatunku. Pierwszym jej zwiastunem był przebój „Ona tańczy dla mnie” zespołu Weekend.
- To już nie ma nic wspólnego z latami 90. Progres jest ogromny. Przede wszystkim w warstwie brzmieniowej. To są produkcje na światowym poziomie. Wszystko to dzięki postępowi technicznemu. Kiedyś w studiu z prawdziwego zdarzenia mógł nagrywać Bajm czy Maanam, a dla przeciętnego zjadacza chleba było ono poza zasięgiem. Dzisiaj mam swoje własne studio ze sprzętem, który pozwala mi nagrywać muzykę, jak na Zachodzie - podkreśla Radek Liszewski, lider Weekendu.
Za Weekendem poszli następni - Czadoman, Tomasz Niecik, Eva Basta, MIG, AfterParty, Power Play czy Piękni i Młodzi. Starzy wyjadacze nie przyjęli ich zbyt dobrze, bo oto nagle wyrosła im konkurencja, bardziej orientująca się w nowych formach promocji czy obsłudze programów do tworzenia muzyki. No i co najważniejsze - lepiej wyglądająca.
Dziś już nie słychać o szaleństwach przy okazji występów gwiazd disco polo. W środowisku panuje etos ciężkiej pracy. Muzycy przyjeżdżają na miejsce, dają koncert, pakują się i jadą na następny. Na bok poszły więc nie tylko dziewczyny, ale też wódka. Narkotyki w tych kręgach nigdy nie były modne. Mało tego - większość wykonawców deklaruje się jako wierząca i utrzymuje dobre relacje z Kościołem. Nie słychać też specjalnie o niezdrowej rywalizacji między gwiazdami. Rynek jest duży - więc każdy dostanie swój kawałek tortu. Nawet mafia odpuściła już ten segment rynku - bo stał się on w pełni ucywilizowany.
- Nigdy nie widziałem na zapleczu żadnego kałasznikowa. Może dlatego, że wsze-dłem w krąg dyskotek dopiero w minionej dekadzie? Znam wielu ludzi z tej sceny - i jakoś dzisiaj w więzieniach nie siedzą. Może kiedyś tak było? Ja tego nigdy nie doświadczyłem - śmieje się Radek Liszewski.
Miłość w rytmie disco polo
Dziś najważniejszym medium promującym disco polo jest teledysk. Wystarczy spojrzeć do serwisu YouTube - „Przez twe oczy zielone” Akcentu obejrzało już ponad 80 mln osób, a „Ona tańczy dla mnie” - ponad 100 mln. Twórcy tych krótkich filmów nie wysilają się specjalnie - w każdym z nich muszą być wszystkie atrybuty życia ludzi sławnych i bogatych: seksowne dziewczyny, nowoczesne samochody, imponujące domy i egzotyczne plenery.
Wokaliści wyglądają jak prawdziwi macho: nienagannie skrojone marynarki skrywają wypracowaną na siłowni muskulaturę, od czasu do czasu na piersi błyska złoty łańcuch, obuwie jest sportowe, ale z wyższej półki. Wokalistki z kolei prezentują się niczym gwiazdy porno: wysokie obcasy (legendarne białe kozaczki już rzadko się pojawiają), minispódniczki, głęboko wykrojone dekolty, z których wylewają się obfite biusty. I jak tu nie oglądać takich teledysków?
- Powszechny i łatwy dostęp do nowych mediów sprawia, że odbiorca bez ograniczeń może oglądać i słuchać wybrane propozycje muzyczne. Teledysk w takim przypadku jest idealnym rozwiązaniem. W wielu przypadkach te miliony odsłon są autentyczne, bez „dopingu”. Wierzę, że jest to większość. Niestety pojawiają się również wykonawcy i menedżerowie, którzy sądzą, że sztuczne nabijanie odsłon - niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - pomoże im w osiągnięciu sukcesu. Nic bardziej mylnego - uważa Tomasz Jankowski, dyrektor fonograficzny wytwórni Lemon, dostarczającej teledyski do Polo TV.
Kiedy w minionej dekadzie Polsat zaniechał emisji programów o disco polo, lukę, która powstała w telewizji, wykorzystali inni. Dziś mamy trzy stacje, które emitują non stop muzykę tego rodzaju. Największy sukces z nich odniosła Polo TV, która zaczęła nadawać sześć lat temu. W ciągu tego czasu pokonała w wyścigu o oglądalność wszystkie stacje muzyczne nad Wisłą - łącznie z polskimi wersjami amerykańskiego MTV i niemieckiej VIVY. To ogromny sukces, mierzony ponad dwoma milionami osób, które oglądają program stacji dzień w dzień.
- Sądzę, że na sukces Polo TV składa się wiele czynników, których wszystkich nie sposób wymienić. Dlatego przytoczę najważniejsze. To pierwsza stacja telewizyjna w Polsce, która w niemal 100 procentach zdecydowała się na prezentowanie disco polo na swojej antenie. Do tego mamy unikalny kontent muzyczny, którego nie ma konkurencja - czyli doskonale zaprogramowaną playlistę oraz własnej produkcji talent show „Disco Star” i serial „Miłość w rytmie disco”. Realizujemy również cykliczną imprezę Polo Hit Festival w Szczecinku - dodaje Tomasz Jaworski.
Być może to właśnie ten sukces Polo TV sprawił, że gatunkiem tym zainteresowała się teraz na poważnie telewizja publiczna. Na pewno nie bez znaczenia jest fakt, że elektorat PiS stanowią głównie mieszkańcy małych miast i wsi, którzy są naturalnymi odbiorcami disco polo. Wszystko wskazuje więc na to, że niebawem w Jedynce i Dwójce zagości więcej tego rodzaju muzyki. Czy to oznacza, że powinniśmy się obawiać degradacji gustu muzycznego Polaków? Niekoniecznie.
- Każdy kraj ma swój odpowiednik disco polo, czyli bardzo prostej, melodyjnej muzyki dla mas, z emocjonalnym, opowiedzianym za sprawą prostego języka, przekazem. Nie wydaje mi się więc, że jest to tylko polski fenomen. Jeśli już chcemy tak mówić, to jest to polska odmiana fenomenu, który jest na całym świecie - wyjaśnia Maciej Bochniak, reżyser słynnego filmu „Disco Polo”.
Współpraca Piotr Drabik
***
Pieniądze
Spośród zespołów disco polo najwięcej zarabiają dziś Akcent, Weekend i Boys - po 20 tys. zł za występ. Kolejne miejsca na liście zajmują: Bayer Full (17 tys.), Shazza (14 tys.), Tomasz Niecik (12 tys.), i Top One (10 tys.) Co ciekawe - każdy z tych wykonawców może dać w jeden weekend nawet po sześć koncertów, bo przygotowanie ich występu polega właściwie na ustawieniu syntezatora na scenie i podłączeniu go do prądu, podczas gdy popowe i rockowe gwiazdy wymagają nie tylko prób, ale czasem też dodatkowej scenografii czy kostiumów. Dla porównania gwiazdy mainstreamu - Bajm, Perfect, Kombii czy Lady Pank - zgarniają za koncert od 40 do 50 tys. zł.
Telewizja
Z danych Nielsen Audience Measurement udział naziemnego kanału Polo TV w lipcu 2016 roku wyniósł 0,97 proc. Szefowie stacji czują już jednak na swoich plecach oddech konkurencji - bo należąca do Polsatu stacja Disco Polo Music awansowała na trzecie miejsce wśród najpopularniejszych kanałów muzycznych w kraju z udziałem 0,20 proc.