Kto z was wymyślił reformę edukacji? Siadaj, pała
Chciałem zacząć tak: „W dyskusji o reformie edukacji...”, ale poza strajkującymi dziś nauczycielami nie każdy zrozumiałby ten dowcip. Już tłumaczę: żadnej dyskusji nie ma i nigdy nie było. Jako żywo zainteresowany tematem rodzic wciąż nie uzyskałem satysfakcjonującej odpowiedzi, jaki jest powód i sens - poza politycznym biciem piany - wywracania wszystkiego do góry nogami.
Najważniejsze argumenty minister edukacji i zwolenników reformy brzmią tak: „ja chodziłem do ośmioletniej podstawówki i wyszedłem na ludzi” oraz „gimnazja to siedlisko patologii”. Nic poza tym. Jakieś badania, konsultacje? Pic na wodę. Prezes wie lepiej. Wie wszystko. W końcu jest dzieckiem systemu 8+4.
Czy polska szkoła wymaga zmian? Bezwzględnie. Czy system ma znaczenie? Marginalne. Dopóki nie zostanie zanegowany u nas model pruski edukacji, dopóty kisić się będziemy w podobnym sosie. PiS przepisze jedynie po swojemu program i podręczniki, szkoda tylko, że przy okazji rozpieprzy wszystko w drobny mak i na lata wprowadzi do szkół chaos.
Żeby jednak nie rzucać ogólnikami jak politycy PiS - reformatorską głębię i stopień przemyślenia zmian opiszę na kanwie przypadku jednego z krakowskich gimnazjów, które będzie przekształcone w szkołę podstawową. W kolejnym roku szkolnym zostaną tu dwa roczniki gimnazjalne, powstanie też jedna klasa pierwsza.
Siedmiolatki będą mieć osobne wejście, żeby nie narażać ich na kontakt ze zdemoralizowanymi gimbusami; nie rozstrzygnięto jeszcze tylko kwestii bezpiecznego przejścia na stołówkę. Szkoła, aby uratować część nauczycielskich etatów - wszystkich się nie da, zwolnienia są nieuniknione - ma jeszcze jeden pomysł. Chciałaby utworzyć jedną klasę czwartą i jedną siódmą. To oferta dla rodziców i dzieci, którym nie jest miła wizja chodzenia na drugą lub trzecią zmianę, bo takie rozwiązanie grozi teraz w większości starych podstawówek. Czyli, skupcie się, w tej szkole może być klasa pierwsza, czwarta, siódma i osiem gimnazjalnych. To nie eksperyment, to nie reforma, to kuriozum!
Ta placówka normalnie funkcjonować zacznie najwcześniej za osiem lat. Mniej więcej tyle czasu zajęło jej dostosowanie się do poprzedniej reformy. Chcecie jeszcze rozmawiać o dobrej edukacji?
Osobną kwestią są gimnazjaliści, zwłaszcza ci z klas pierwszych, na których ministerstwo położyło lagę. Do tej pory nikt nie zająknął się nawet i nie jest w stanie wyjaśnić, jaki jest pomysł na upchnięcie za ponad dwa lata w szkołach średnich dwóch roczników, idących według dwóch różnych programów (tak, dzisiejsi szóstoklasiści też mają przechlapane). Stawiam, że nikt tego jeszcze nie wie. Rodzi się pytanie: gdzie uczyli się autorzy reformy? Bo to nie były dobre szkoły.