Ktoś ukradł z USC dowody osobiste. I szybko nabrał pożyczek...
Z Urzędu Stanu Cywilnego w Świebodzinie w kwietniu skradziono 21 dowodów osobistych. W czerwcu policja umorzyła postępowanie z powodu niewykrycia sprawcy. Niebawem zaczęli zgłaszać się ludzie, na których nazwiska ktoś pozaciągał pożyczki. O kradzieży dokumentów nie mieli pojęcia, bo nikt ich nie powiadomił...
Policja prowadziła postępowanie pod kątem kradzieży dokumentów. – Z uwagi na to, że nie braliśmy udziału w tych czynnościach, nie wiedzieliśmy o sprawie. Po kilku miesiącach otrzymaliśmy informacje o wyłudzeniu kredytów. Połączyliśmy to zawiadomienie z wcześniejszą kradzieżą i postępowanie podjęliśmy na nowo – przyznaje Krzysztof Pieniek, prokurator rejonowy w Świebodzinie.
Śledczy wiedzą o trzech osobach, na które pożyczki zaciągnięto. Łącznie zobowiązania wynoszą kilkadziesiąt tysięcy złotych. Kredyty są różnej wielkości, a umowy zawarte z przedstawicielami różnych placówek. – Są kwoty mniejsze, jak kilkaset złotych, ale i większe, po 5-6 tysięcy – wylicza prokurator Pieniek.
Jak mogło do tego dojść?!
Udało nam się dotrzeć do przyjaciółki (imię i nazwisko do wiadomości redakcji) jednej z pokrzywdzonych. Kobieta, na którą wzięto pożyczki, mieszka za granicą, przyjaciółka – za upoważnieniem – opiekuje się domem i wszelkimi sprawami w Polsce. – To chora sytuacja – uważa. Obie dowiedziały się o sprawie dopiero w lipcu. – Przyjaciółka przyjechała tu na urlop. W pierwszej kolejności postanowiła odebrać dowód. W urzędzie powiedziano jej, że dowodu nie ma i zaproponowano wyrobienie kolejnego w ciągu tygodnia. Za bardzo nie wiedziała, co zrobić, więc się zgodziła. Gdy opowiedziała mi tę sytuację, zapytałam: „A co z tamtym dowodem? Wyparował?” – wspomina nasza rozmówczyni. – Koleżanka poszła do urzędu po raz drugi, ale i wtedy nie otrzymała klarownej informacji.
Kobiety postanowiły złożyć zawiadomienie na policji. Tam usłyszały, że aby podjąć sprawę, niezbędne jest zaświadczenie z USC, że dowodu faktycznie nie wydano. – Wróciłyśmy do domu. Koleżanka zaczęła przeglądać swoją korespondencję. Nagle krzyczy: „Mam coś do zapłaty!”. Sprawdziłyśmy firmę, z której przyszło wezwanie. To internetowa firma oferująca pożyczki. W ciągu tygodnia przyszło kolejne pismo, z innej firmy – relacjonuje przyjaciółka. – Wystarczą dane z dowodu i przelew w wysokości 1 złotego, by potwierdzić warunki umowy pożyczki.
Pierwsza wynosiła 960 złotych. Do zapłaty – blisko 1300 zł. Kolejna to 750 złotych. – Niby nieduże kwoty, ale to absurd. Jak mogło do tego dojść? – pyta podenerwowana przyjaciółka.
Dzwoniąc do firm, kobiety ustaliły, że pieniądze wpływały na konto bankowe założone w kwietniu. Na poczcie dowiedziały się, że pożyczkę zaciągnięto pod koniec maja. – Konto założono w oddziale w Zielonej Górze. Poprosiłyśmy o kopię umowy. Gołym okiem widać różnicę w podpisie. Przecież na tej umowie jest zupełnie inny niż w dowodzie – porównuje przyjaciółka i pokazuje nam dokumenty. Rzeczywiście, podpisy różnią się diametralnie. – Rozmawiałyśmy z kierowniczką tego oddziału. Przecież konta zakłada się indywidualnie. Jak więc to możliwe, by, po pierwsze, nie sprawdzić podpisów, a po drugie, przyjaciółka ma tak oryginalną urodę, włosy, że trudno się pod nią podszywać – przekonuje kobieta. Mamy przed sobą historię trans-akcji feralnego konta. Są tam niskie wpłaty o tytułach „kwalifikacja”, „opłata weryfikacyjna”, „akceptacja umowy pożyczki”, ale i większe przelewy, tytułowane „zwrot kasy”. – Wygląda to tak, jakby osoba podszywająca się pod koleżankę sama udzielała sobie pożyczek. Najpierw złotówka, która potwierdza chęć pożyczki, później jakieś zwroty. Jest też wypłata – wskazuje przyjaciółka.
Kobiety wysłały odpowiednie wnioski do firm, a konto w banku zlikwidowały. Policji nie powiadomiły, bo – jak zaznacza nasza rozmówczyni – skoro one potrafiły ustalić fakty w godzinę, to i funkcjonariusze, mając te same dokumenty, powinni zająć się sprawą. Z pakietem informacji po raz kolejny udały się do USC, żądając spotkania z kierowniczką. Wtedy wezwano policję i złożono zawiadomienie.
– Nie chodzi o kwoty, ale jak można dopuścić do takich sytuacji? Jak można nie poinformować? Bez różnicy, czy policja, czy urząd. Należało to zrobić! – nie ma wątpliwości przyjaciółka. – Gdyby koleżanka w lipcu nie przyjechała, dalej nie wiedziałaby o zadłużeniach. Mam wiele zastrzeżeń do działania tych instytucji. Jak już nie informowali, to powinni zablokować dowody na amen. Przecież gdyby ci ludzie o tym wiedzieli, sami wypełniliby formularz w BIK-u i otrzymywali alerty.
Wezwanie do zapłaty przysłała internetowa firma oferująca pożyczki. W ciągu tygodnia przyszło kolejne pismo – z innej firmy
USC kontra policja
Policja stoi na stanowisku, że to urzędnicy powinni poinformować właścicieli dowodów o kradzieży. W USC zaznaczają, że to wykracza poza ich kompetencje. – O kradzieży od razu powiadomiłyśmy policję. Czynnik ludzki na pewno zawiódł, ale pracownicy ponieśli już konsekwencje – nie ukrywa Urszula Walkowiak, kierowniczka USC. Czterech pracowników ukarano naganami. Jednego przeniesiono do innego wydziału, jeden już nie pracuje. Dokumenty tożsamości przechowywane są w kasie pancernej, pod alarmem. – W trakcie obsługi bieżącej są jednak pod nadzorem pracownika. Po weryfikacji wewnętrznej i zgłoszeniu sprawy policji zostałyśmy zapewnione, że urząd jest pokrzywdzonym, a policjanci wykonają czynności zgodnie z procedurami i to oni poprowadzą śledztwo. Dopytywałyśmy o to, ponieważ po kradzieży możliwe było popełnienie kolejnego przestępstwa, a więc wyłudzenia kredytu – przypomina Walkowiak. Mimo to dla pewności postanowiła zasięgnąć opinii urzędu wojewódzkiego. – Mamy pisemne potwierdzenie tego stanowiska, że zawiadamianie osób nie było w kompetencjach urzędu, a wszelkie działania powinny być prowadzone w porozumieniu z policją – podkreśla.
Urzędnicy poruszają się w ramach przepisów określonych ustawą o ewidencji ludności i dowodach osobistych. – Na jakiej więc podstawie mogłabym przekroczyć swoje kompetencje i powiadomić te osoby? Dlatego dopytywałam o to policję
– przekonuje Walkowiak. – Policja powołuje się na ustawę o ochronie danych osobowych, która nie ma tu zastosowania, ponieważ doszło do kradzieży dowodów osobistych. Jest to przestępstwo i w tym przypadku powinny być zastosowane przepisy kodeksu karnego.
Nadkomisarz Romuald Klaszczyński, zastępca komendanta policji w Świebodzinie, zapewnia, że funkcjonariusze zrobili w tej sprawie wszystko, co mogli. – Dokumenty nie zostały wydane osobom, w związku z czym nie trafiły do obiegu. Były w posiadaniu USC, dlatego to urząd odpowiadał za ich zabezpieczenie i wydanie. Gdy zostały utracone, w tym przypadku pokrzywdzonym jest ten, który kradzież zgłosił. Właściciele dokumentów nie mieli żadnego statusu w postępowaniu dotyczącym kradzieży, a więc policja nie informowała ich o sprawie. W mojej ocenie powinien to zrobić przedstawiciel urzędu – komentuje Klaszczyński. Dlaczego więc policjant zapewniał urzędnika, że taka wiadomość zostanie przekazana? – Z naszych informacji wynika, że takie stwierdzenie nie padło podczas rozmowy – odpowiada nadkomisarz.
Krótka droga do pożyczki
– Obecnie pod nadzorem prokuratury prowadzimy trzy sprawy związane z kradzieżą i wyłudzeniem kredytów. Sprawa została zgłoszona do Związku Banków Polskich – mówi Klaszczyński. Wprowadzenie numerów 21 dowodów do systemu pozwoli wykryć, że dana osoba posługuje się nieważnym dokumentem i w porę zareagować. Postępowanie ma ustalić okoliczności i sprawców kradzieży oraz wyłudzeń kredytów. I wyjaśnić, czy nie doszło do zaniedbań, na przykład w kwestii prawidłowego przechowywania dokumentów. – Musimy również rozstrzygnąć, czy i kto powinien poinformować o kradzieży właścicieli dowodów. Na tym etapie jest na to jednak za wcześnie – podsumowuje prokurator Pieniek. Do wszystkich 21 osób rozesłano pisma, by złożyły zeznania.
Policjanci zastrzegli dowody w swoich bazach danych, a urzędnicy w ogólnym rejestrze dowodów osobistych w systemie „Źródło”, a więc informacja o kradzieży trafiła do wszystkich urzędów w Polsce. Niestety, do tych baz danych nie mają dostępu bankowcy udzielający kredytów czy pożyczek – dopiero działania prokuratury uregulowały tę kwestię. A czy informacja o kradzieży bądź unieważnieniu dowodu zmieniłaby coś w przypadku parabanków?
W internecie odnajdujemy firmę, z której przychodziły do naszej bohaterki informacje o zadłużeniu. Wystarczy podać kwotę, jaką chcielibyśmy pożyczyć, i przejść proces rejestracji, by utworzyć swoje konto. Wszystko za pośrednictwem strony internetowej. Wymagane są: imię, nazwisko, adres zamieszkania, telefon kontaktowy, numer PESEL, numer i seria dowodu osobistego. Następnie podaje się dane służące do oceny zdolności kredytowej. Wyraża się też zgodę na sprawdzenie danych między innymi w Biurze Informacji Kredytowej. W regulaminie jest ciekawe zastrzeżenie: MOŻNA potwierdzić dane osobowe przez telefon oraz poprosić o dosłanie dodatkowych dokumentów w przypadku wybranych klientów. Jako potwierdzenie przelewa się 1 złoty, a pieniądze wpływają na wskazane konto bankowe.
Gdy zgubimy dowód osobisty
- Podpisy pod zdjęcia rozbudowane tutaj dajemy kontekst.djęcia rozbudowane tutaj dajemy kontekst.
- A z prośbą o komentarz specjalisty zwróciliśmy się do PKO BP. Jak wyjaśnił nam Michał Tkaczuk, w trakcie procedury kredytowej bank weryfikuje, czy dowód osobisty znajduje się w bazie dokumentów zastrzeżonych. Wykorzystanie dowodu innej osoby jest przestępstwem i każdorazowo takie przypadki bank zgłasza policji.
- – Jeżeli dojdzie do utraty dowodu, w pierwszej kolejności właściciel dokumentu powinien zgłosić to policji. Sporządzony protokół zgubienia będzie dowodem w przypadku nieuprawnionego użycia. To bardzo ważne poświadczenie, które należy przedstawić w sądzie, na przykład aby udowodnić, że kredyt został wypłacony komuś, kto posłużył się naszym dokumentem tożsamości w celu wyłudzenia – tłumaczy Tkaczuk. Podkreśla jednak, że samo zgłoszenie utraty dokumentów na policji bądź w urzędzie nie wystarcza. Dla własnego bezpieczeństwa i ochrony swojego mienia powinniśmy powiadomić także bank lub wprowadzić do bazy dokumentów zastrzeżonych. – Dzięki temu odpowiednia informacja trafi do wszystkich instytucji finansowych działających w ramach tego programu. Ostatnim krokiem jest powiadomienie najbliższego organu gminy o utracie dokumentu i złożenie wniosku o wyrobienie nowego – dodaje ekspert.