Justyna Wojciechowska-Narloch

Kuba Barszczewicz od soboty jest już na świecie. Przed chłopcem i jego rodzicami najtrudniejsze w życiu chwile

Kuba patrzy tak, jakby wiedział, że przed niem życiowy sprawdzian. Na szczęście jest w najlepszych rękach Fot. Facebook - nadesłane Kuba patrzy tak, jakby wiedział, że przed niem życiowy sprawdzian. Na szczęście jest w najlepszych rękach
Justyna Wojciechowska-Narloch

- Nasz synek waży 3620g, mierzy 53 cm i jest piękny - z dumą mówią rodzice Kuby z Torunia. Rodzina obecnie przebywa w klinice w Niemczech.

Stan Kubusia na ten moment jest stabilny i wszyscy mamy okazję stale z nim przebywać, tj. zarówno w dzień jak i w nocy, i nawet Adaś również zdążył już czule przywitać się z bratem - cieszą się Barbara i Mariusz Barszczewiczowie.

Idzie ciężki czas

Ich radość mąci świadomość, że wkrótce nowo narodzony synek będzie musiał podjąć walkę o własne życie. U chłopca w okresie prenatalnym zdiagnozowano jedną z najcięższych wrodzonych wad serca pod postacią HLHS. Ta oznacza praktycznie brak połowy tego narządu. Wada jest śmiertelna już krótko po urodzeniu, jeśli dziecko nie przejdzie specjalistycznego zabiegu kardiochirurgicznego w pierwszych dniach życia.

W przypadku maleńkiego Kuby Barszczewicza ten odbędzie się w klinice w niemieckim Munster. Zabieg przeprowadzi zespół prof. Edwarda Malca, słynnego polskiego kardiochirurga specjalizującego się między innymi w HLHS.

W międzyczasie Kuba przechodzi szereg badań i niedługo podejmowane będą decyzje o dalszym postępowaniu i terminie operacji - informują rodzice.

Na narodziny i operację chłopca w Niemczech potrzeba było horrendalnej sumy 350 tys. zł. Rodzice nie byli w stanie wyłożyć takiej kwoty. By ratować swoje dziecko, zdecydowali się prosić o pomoc. Zwrócili się więc do Fundacji Cor Infantis. Zbierali też pieniądze za pośrednictwem Fundacji Siepomaga. Zbiórka rozpoczęła się 6 lutego i miała trwać do 25 kwietnia. Los jednak zdecydował inaczej. 26 marca znalazł się sponsor, który dopłacił brakujące 120 tys. zł. Rodzice chłopca nie posiadali się ze szczęścia, mogli wreszcie odetchnąć. Szansa na uratowanie życia ich syna się zmaterializowała.

Pierwsza z trzech

Jedno jest pewne - dzięki wsparciu i zaangażowaniu dobrych ludzi w pomoc dla Kubusia, nasz synek jest w rękach najlepszych specjalistów z prof. Malcem na czele - dziękują rodzice. - Wierzymy, że wkrótce pokonamy kolejny kamień milowy i Kubuś niedługo wyjdzie ze szpitala.

Leczenie tak złożonej wady jak HLHS nie kończy się na jednej operacji. W sumie muszą się odbyć trzy takie zabiegi, które ostatecznie dają szansę dziecku na normalne życie oszukując trochę organizm. Przed Kubą jest ten pierwszy, najważniejszy.

- Trzymajcie za nas kciuki - proszą Barszczewiczowie. - Wiemy, że przed nami o wiele trudniejsze chwile. Każde wsparcie się przyda.

Warto wiedzieć: Z Torunia do Munster

Kuba jest trzecim dzieckiem z Torunia leczonym w klinice w Munster z powodu ciężkiej wady serca w ostatnim roku.

Pierwszy był Olek Magiera, u którego w okresie ciąży lekarze zdiagnozowali HLHS. Chłopiec przyszedł na świat w Niemczech i tam został zoperowany.

Udało się też zebrać pieniądze na zabieg u Jasia Łuczyńskiego, któremu lekarze w Polsce odmówili pomocy. W jego przypadku była to kolejna operacja warta 150 tys. zł, którą udało się przeprowadzić bez powikłań. Teraz czas kibicować Kubie Barszczewiczowi

Justyna Wojciechowska-Narloch

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.