Kubuś marzył. A Jakub zrobił
Miał 8 lat, gdy był u nas w redakcji i nie pozwalał bratu siadać na... Wielkiej Brytanii. Teraz ma 21 lat i za sobą pracę u Gordona Ramsay’a. Tak, tego z „Piekielnej Kuchni”.
- Spełniłem marzenia - mówi Jakub Soczewko, siedząc w naszej redakcji. Pierwszy raz spotkaliśmy się tutaj 13 lat temu. Kuba i jego brat Konrad byli bohaterami naszego artykułu, pisanego przed wejściem Polski do Unii Europejskiej.
Kuba miał wówczas 8 lat, Konrad - 5.
Wparowali z wielką mapą Europy pod pachą
Rozłożyli ją na ziemi w naszej redakcji i... od razu, z miejsca zaczęli się kłócić. Bo od referendum Jakub absolutnie nie pozwalał bratu siadać na Wielkiej Brytanii. Bo tam autobusy piętrowe jeżdżą.
Kuba na co dzień podróżował placem po tej mapie, zwykle rozwieszonej na regale w dużym pokoju bloku w Zielonej Górze. Wkuwał nazwy europejskich stolic. Wchodził do biur podróży po foldery i katalogi, które później godzinami studiował w domu. No, i uczył się języka angielskiego. Konrad mówił do niego, z takim lekkim obrzydzeniem w głosie, „Ty Europejczyku...”.
- Yes! - śmieje się Jakub. Dziś ma 21 lat. Od początku zakładał, że po technikum wyjedzie do Anglii, by właśnie tam dalej się uczyć. Na drodze mogły mu stanąć tylko pieniądze, których nie miał. Ale miał marzenia i złożył podanie na kierunek biznes muzyczny i sztuce na uczelnię w Londynie.
- Jedzenie tam jest tanie, ale transport i zakwaterowanie kosztuje majątek. Londyn, teraz to nawet już oficjalnie, jest najdroższym na świecie miastem do życia. Na starcie miałem kasę na dwa tygodnie i kąt u kuzyna - Jakub wspomina sytuację sprzed roku.
Studiować mógł i może na kredyt (dzięki temu, że Polska jest w Unii Europejskiej płaci za naukę „tylko” 9 tysięcy funtów rocznie; jego znajomi z Japonii czy Chin aż 11 tysięcy funtów.).
Praca sama go znalazła - u słynnego kucharza
Wiadomo było, że będzie musiał pracować. - Nie szukałem zajęcia. Samo mnie znalazło - śmieje się. - Przez dziewczynę z Zielonej Góry. Miałem u niej kiedyś praktyki w hotelu. Spotkaliśmy się przypadkowo na imprezie urodzinowej kuzyna, już w Londynie, i wzięła mnie pod swoje skrzydła. A że pracowała u Gordona Ramsay’a, to i ja do niego trafiłem. Proszą mnie bym tam wrócił, ale chcę teraz bardziej zaangażować się w coś związanego muzyką.
- Myślałeś, że tak to się potoczy, marząc o tej Anglii jako ośmiolatek? - pytamy. - A gdzie tam... - mówi Jakub. - Marzyłem, ale nie byłem taki asertywny i oblatany jak teraz. Gdyby nie rodzice, nie mama, która dosłownie wepchnęła mnie do auta jadącego do Londynu, to bym zawrócił do domu już na klatce schodowej mojego bloku. Ale mama powiedziała, że jak zawrócę, to będę tego już zawsze żałował.
Jakub nie ukrywa, że przez ten rok, który spędził poza domem, było mu czasami bardzo trudno, bardzo przykro. - Musiałem się nauczyć tego, że przede wszystkim trzeba umieć patrzeć także na... czubek własnego nosa - wyznaje.
Od naszej pierwszej rozmowy minęło 13 lat
- Jak się spotkamy za kolejne 13 lat, gdzie będziesz? - pytamy. - Na pewno nie w Zielonej Góry. Nawet nie w Polsce. Mimo że jesteśmy już tyle lat w Unii, życie u nas ciągle różni się choćby od tego w Anglii. Po pierwsze, pracujemy tyle samo, może ciężej, ale zarabiamy mniej. Po drugie, tam ciągle coś się dzieje. Można się rozwijać - za darmo. Po trzecie, czeka na mnie Australia. Chcę być w podróży. Nie chodzi tyle o nią, co odkrywanie świata, nowych miejsc, ludzi, muzyki. Za 13 lat będę w przemyśle muzycznym. Tak, jak 13 lat temu marzyłem o Anglii. Nie pochodzę z bogatej rodziny. Ale jestem dowodem, że jak człowiek się zepnie, niemożliwe nie istnieje. Jestem, gdzie mówiłem jako dziecko. Udało się. Warto walczyć, złapać byka za rogi!