Anna zgłosiła się do pracy w sklepie w Toruniu. Właścicielka oczekiwała, że przepracuje tydzień "na próbę" - bez wynagrodzenia i umowy. To jeden z setek przykładów wyzysku, jaki praktykują wobec młodzieży pracodawcy w handlu, gastronomii i usługach. Młodzi się bronią, nagrywając rozmowy z szefami i ostrzegając się przed nimi w sieci. Balansują na granicy prawa?
Przypadek Anny opisał w czerwcu jej narzeczony na jednym z popularnych toruńskich forów internetowych poświęconych pracy. "Chciałbym przestrzec przed... (tu autor dokładnie opisał lokalizację sklepu). Narzeczona zapytała, co z umową. Pani w sklepie odpowiedziała, że dostanie ją, jeśli przepracuje tydzień, po 6 godzin dziennie, bez wynagrodzenia. Pani szuka głupich. Chciałbym przestrzec, bo szkoda nerwów i czasu" - napisał narzeczony.
Post młodego torunianina o takim "okresie próbnym" wywołał falę komentarzy. Osób, głównie młodych, które doświadczyły podobnych praktyk, są setki. W skali kraju - prawdopodobnie tysiące.
Historie wyzysku z życia wzięte. "Po okresie próbnym wszystkich blokuje"
Z relacji młodych ludzi wynika, że przynajmniej w sezonie letnim prym w wyzysku "na próbę" wiodą gastronomia i handel. Opowieści kelnerek czy kandydatów na sprzedawców bywają męcząco podobne i układają się w taki oto scenariusz. Kandydat odpowiada na ogłoszenie o pracy. Podczas pierwszej rozmowy (bezpośredniej lub telefonicznej) dowiaduje się, że "najpierw będzie okres próbny". Po nim, jeśli się sprawdzi, podpisana zostanie z nim umowa: zlecenie albo umowa na czas określony.
Wynagrodzenie? Przedsiębiorca albo wprost mówi, że "za okres próbny się nie należy", albo obiecuje jakąś wypłatę. Tyle, że potem nie można się jej doprosić. I to niezależnie od tego, czy owo zlecenie ostatecznie się w lokalu dostało, czy nie. Jeśli pracuje się dalej, to szef miga się tygodniami i liczy na to, że młody pracownik o darmowym tygodniu pracy zapomni lub sobie po prostu odpuści.
Jeszcze perfidniej potrafią postępować ci, którzy wyzysk w postaci "tygodnia na próbę" realizują seryjnie. Wykorzystują tak w swoim barze czy sklepie jedną osobę za drugą, nie płacą, nie nawiązują na przyszłość współpracy i... - Po wszystkim blokują numery telefonów wykorzystanych ludzi. Tak robi właścicielka baru (tu: nazwa lokalu w Toruniu) - alarmuje Paweł.
Takiego wyzysku dopuszczać się potrafią jednak także inne branże, np. usługowa. Ewa z Torunia odpowiedziała na anons znanej w mieście klinki stomatologicznej. Szukano pracownicy administracyjnej. -Dowiedziałam się, że mam przychodzić tak długo, aż się nauczę obowiązków służbowych. Dopiero wtedy dostanę umowę. Cały okres: niepłatny i bez gwarancji, że zostanę zatrudniona. Nigdzie tego nie zgłosiłam i teraz tego żałuję - nie kryje torunianka.
Na próbę? Można! Ale z umową i wynagrodzeniem
Czy przyjmowanie na kilka dni próbnych bez żadnej umowy, a często też bez żadnej zapłaty jest dozwolone? Absolutnie nie! -Takie zachowanie nosi znamiona nielegalnego zatrudnienia. Artykuł 29 paragraf 2 Kodeksu pracy stanowi jasno, że pracownik powinien mieć zawartą umowę o pracę w formie pisemnej lub co najmniej potwierdzenie jej warunków jeszcze przed dopuszczeniem do pracy - podkreśla inspektor Waldemar Adametz, wicedyrektor Okręgowego Inspektoratu Pracy.
W takiej umowie, zawieranej od razu, powinny być określone przede wszystkim: czas pracy, wynagrodzenie, termin jego wypłaty. Za każdy przepracowany, każdą godzinę - wynagrodzenie się należy. To podstawowego pracownika, którego zresztą w świetle przepisów nie może się zrzec. Nieświadomość tych zasad u młodych ludzi wykorzystują właśnie nieuczciwi pracodawcy.
Problem pojawia się, jeśli po okresie próbnym pracownik nie otrzymuje ani właściwej umowy o pracę, ani wynagrodzenia. Należy pamiętać, że mimo braku odpowiedniej umowy w formie pisemnej, i tak została ona zawarta poprzez świadczenie konkretnych obowiązków pracownika na rzecz pracodawcy. Poszkodowany może wtedy dochodzić swoich praw w Państwowej Inspekcji Pracy lub w sądzie pracy.
Co ważne, postępowanie sądowe prowadzone przez sąd pracy pierwszej instancji jest wolne dla pracownika od wszelkich opłat. Trzeba tylko pamiętać, że to na pracowniku spoczywa obowiązek udowodnienia, że wykonywał pracę i nie otrzymał za nią żadnego wynagrodzenia.
Jak się bronią młodzi? "Nagrywać wszystko i zgłaszać!"
Formy obrony młodego pokolenia przed nieuczciwymi szefami są różne. Pomocą okazują się fora internetowe i grupy w sieci, w których młodzi wymieniają się informacjami, przestrzegając się wzajemnie przed podejrzanymi lokalami. I trudno mieć tutaj do nich jakiekolwiek pretensje, nawet gdy z nazwy wymieniają restaurację czy sklep, szczególnie, gdy dzieje się to w zamkniętej grupie osób.
Balansowaniem na granicy prawa może być już jednak zbiorowe atakowanie w sieci (wręcz - hejtowanie) danego przedsiębiorcy, z nawoływaniem do omijania jego lokalu szerokim łukiem przez klientów. A i takie pomysły realizują młodzi, w odwecie za złe traktowanie. Nie mają świadomości, że narażają się na pozew pokrzywdzonego biznesmena, który może im wytoczyć sprawę o naruszenie dóbr osobistych. Wbrew pozorom, nikt w sieci nie jest do końca anonimowy...
Trzecia forma samoobrony? "Nagrywać wszystko i w razie czego zgłaszać do inspekcji pracy i sądu pracy" - instruują się młodzi ludzie. "Wszystko" w tym wypadku oznaczać ma obietnicę uzyskania umowy i/lub wynagrodzenia za okres próbny. Takie praktyki, coraz powszechniejsze wśród młodzieży, są dyskusyjne, ale nie pozbawione sensu.
Prawnik: "Sąd może dopuścić dowód z takiego nagrania"
Adwokat Mariusz Lewandowski przyznaje, że nagrywanie kogoś bez jego wiedzy i zgody jest nie tylko dyskusyjne etycznie. -Może także oznaczać naruszenie dóbr osobistych nagrywanego pracodawcy, czyli jego prawa do prywatności, swobody komunikacji itd. - zauważa. - To jednak tylko jedna strona medalu. Z drugiej mamy kogoś słabszego, czyli na przykład wykorzystanego młodego pracownika, który nie dostał wynagrodzenia za wykonaną pracę. To tymczasem podstawowe prawo pracownika.
W ocenie prawnika przy kolizji tych interesów: prawa do ochrony dóbr osobistych pracodawcy i prawa do wynagrodzenia pracownika, stanąć trzeba w obronie słabszej ze stron. Z praktyki zawodowej Mariusza Lewandowskiego wynika, że niejednokrotnie sądy pracy również wychodzą z takiego założenia.
- Sąd może dopuścić dowód w postaci takiego nagrania jako dowód w sprawie. Szczególnie, gdy wyczerpie inne możliwości wyjaśnienia sprawy, bo np. mamy sytuację "słowo przeciwko słowu", czyli skrajnie różne zeznania pracownika i pracodawcy. Gdy, załóżmy, pierwszy zgłasza, że za okres próbny nie otrzymał wynagrodzenia, a drugi utrzymuje, że "to był wolontariat", dopuszczenie dowodu w postaci nagrania może pomóc sądowi rozstrzygnąć sprawę - mówi adwokat Lewandowski.
Jak dodaje prawnik, w jego ocenie takie nagranie nie jest dowodem pozyskanym w wyniku przestępstwa, co już dyskwalifikowałoby je przed sądem. -Takim dowodem byłoby nagranie z nielegalnie założonego podsłuchu czy włamania się do czyjejś poczty elektronicznej - tłumaczy różnicę.
Na zakończenie. Nie zawsze chodzi o próbę wyzysku
Pan Józef dobija już siedemdziesiątki, ale wciąż pracuje. Prowadzi własną cukiernię w miasteczku w Kujawsko-Pomorskiem. Od wielu miesięcy poszukuje pracownika. "Może być Polakiem, może być Ukraińcem, a nawet Chińczykiem. Nieważne. Ważne, żeby to był ktoś czy z zawodowym przygotowaniem" - powtarza.
- Jakie warunki pan oferuje? - pytam.
- Jak będzie dobry, to się dogadamy tak, że nie pożałuje. Ale najpierw musi przejść próbę- odpowiada pan Józef.
- A przez okres próbny ile pan płaci? - drążę.
- Próba jest bezpłatna. To on ma się wykazać - wykłada cukiernik.
I tej cukierni bolesny brak kadrowy doskwiera do dziś. Pana Józefa chyba nikt już w jesieni życia nie przekona, że coś jest nie tak. Na słowa o kodeksie pracy tylko macha ręką.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień