Biały, a raczej biało-rdzawy kolor. Rocznik 92. czyli „młodziak”. 4-biegowa przekładnia i niecałe 25 koni mechanicznych zamkniętych pod tylną pokrywą silnika. Nasi reporterzy pierwszy raz w życiu wsiedli do malucha. Wrażenia? Zobaczcie sami.
Maluch jaki jest każdy widzi. Każdy zna opowieści dziwnej treści, ale nie każdy miał okazję przejechać się tym cudem techniki. Bo to, co dwadzieścia lat temu było drogową codziennością, dziś jest egzotyczną ciekawostką. Jak kartki, ocet i cała reszta prehistorii. My jednak postanowiliśmy zmierzyć się z myślą technologiczną rodem ze słonecznej Italii i usiedliśmy specjalnie dla Was za sterami małego fiacika. Na przejażdżkę wybraliśmy się za zgodą właścicielki pojazdu Katarzyny Frąszczak. Kasia jest studentką katowickiego AWF-u. Maluszkiem jeździ od kiedy zdobyła prawo jazdy i nie wyobraża sobie siebie za kółkiem innego samochodu. Choć przymiarki były. Kasia fiacikiem zjeździła już pół Polski i nie przeraża ją wizja kolejnych podróży.
– Do tej pory małego fiata znałem tylko z perspektywy pasażera. Maluchem jeździli mój dziadek, ojciec i brat, ale chyba nie muszę podkreślać, że nie był to ten sam egzemplarz. Nigdy nie posądziłbym fiata 126p o to, żeby był w stanie służyć jednej rodzinie przez trzy pokolenia – mówi Michał Nowak.
– Ja doświadczeń z maluchem nie mam. W rodzinie mieliśmy dużego fiata. Klasa. Trzeba jednak przyznać, że maluch ma zasłużone miejsce w historii naszej motoryzacji. Jednak dziś, kiedy ruch na drogach jest kilka razy większy, samochody jeżdżą szybciej, ten pojazd nadaje się tylko dla pasjonatów, albo samobójców – dodaje Paweł Pawlik.
Zobaczcie jak nasi dziennikarze jeździli małym fiatem
Kolana obijające się o kierownicę to akurat najmniejszy problem. Bardziej doskwiera to, że kierowca przyklejony jest do przedniej i bocznej szyby jednocześnie, a z tyłu głowy kołatała myśl o strefie zgniotu kończącej się na komorze silnika, albo jak żartuje właścicielka „pięć metrów za maluchem”. Z drugiej strony ma to swoje plusy, szczególnie zimą, kiedy szyby parują. Kierowca płci męskiej nie powinien mieć problemu z wytarciem jednym ruchem ręki przedniej, bocznej i tylnej szyby.
Wrzucenie drugiego biegu przypomina próbę nawleczenia igły w rękawicach bokserskich. W trakcie 40-minutowej jazdy, nikt prócz Kasi nie wygrał z „dwójką". Z kolei wygłuszenie wnętrza, a raczej „wygłuszenie wnętrza" musiało być dla konstruktorów Malucha pojęciem obcym. Są też tacy, którzy uważają, że w środku jest cicho, ale to zapewne zasługa długich nóg i tego, że kolanami sięgają uszu.
Zobaczcie jak nasi dziennikarze jeździli małym fiatem
Maluch to ciągła niespodzianka i zagadka. Czy odpali? Czy zahamuje? Czy wejdzie w końcu drugi bieg? Młoda właścicielka fiata radziła sobie za jego kółkiem bez większych problemów.
– Po naszym drogowym teście mam mieszane wrażenia. Z jednej strony jazda tym autem podziałała na mnie terapeutycznie, z drugiej zaś – dołująco. Pozytywne odczucia są takie, że na pewien czas wyleczyłem się z niechęci do własnego samochodu. Wszystkie ubytki mojego prywatnego volkswagena, jak niedostatki w mocy i szwankująca elektryka, nagle przestały być problemem. Dziś zadowalam się tym, że mój samochód odpala za pierwszym razem i hamuje, kiedy przyciskam pedał. To naprawdę wystarcza do komfortowej jazdy i wszystko inne zacząłem postrzegać jako zbytek luksusu – mówi Michał Nowak.
– Fajnie było. Misja wykonana, pokonaliśmy potwora, ale drugi raz już nie chcę. Nie w ruchu miejskim – dodaje Paweł Pawlik.