Kupiła kawalerkę. Od swojego urzędu
W środę 24 lutego odbył się przetarg na mieszkanie w Rynku. Pięcioro chętnych wpłaciło wadium. Wygrała urzędniczka.
Sprzedaż kawalerki o powierzchni 27 metrów kwadratowych, w kiepskim stanie technicznym wywołała komentarze. Pojawiły się zarzuty, że to burmistrz „załatwił” kupno po okazyjnej cenie swojej urzędniczce, która jako jedyna stanęła do przetargu.
Miała prawo stanąć do przetargu
Urzędnicy odpowiadają, że oskarżenia to wierutne bzdury, które są rozsiewane przez anonima.
Urzędniczka nie ukrywała w pracy, że chce kupić kawalerkę, sąsiadującą z jej mieszkaniem, żeby zwiększyć swój metraż - wyjaśnia Magdalena Wiadomska-Łażewska, sekretarz miasta. - Wiedzieliśmy o tym. Zgodnie z prawem stanęła do przetargu jak każdy inny mieszkaniec miasta. Nie było żadnych powodów, żeby jej to uniemożliwić.
Ogłoszenia były w prasie i w urzędowym biuletynie
- Ogłoszenia o przetargu zostały zgodnie z przepisami opublikowane na 30 dni przed przetargiem na urzędowym BIP-ie oraz w lokalnej prasie - stwierdza Roman Ciszewski, naczelnik wydziału gospodarki nieruchomościami miejskimi i ochrony środowiska. - Każdy mógł się z nimi zapoznać i przygotować do przetargu. W jego organizacji nie było niczego niezgodnego z prawem.
Mieszkanie na rynku nieruchomości pojawiło się po śmierci jego lokatorki, która była starszą, samotną osobą.
Zostało wycenione przez rzeczoznawcę majątkowego na 65 tys. zł. Było w kiepskim stanie technicznym, za to w atrakcyjnym punkcie miasta.
Wadium wynosiło 6,5 tys. zł.
Zgłosiło się pięcioro chętnych
Przed zaplanowanym przetargiem wadium do urzędowej kasy wpłaciło pięć osób. W tym urzędniczka.
Jednak w dniu przetargu na licytację zgłosiła się tylko ona. - Jeden ze startujących zadzwonił, żeby upewnić się, o które mieszkanie chodzi - zaznacza Janina Chłostowska, naczelnik wydział zamówień publicznych i nadzoru właścicielskiego. - Gdy usłyszał dokładny adres, stwierdził, że myślał o czymś innym.
Licytujący zrezygnowali z różnych powodów
Drugi z kupujących po wpłacie wadium rozchorował się i trafił do szpitala.
- Jeśli chodzi o dwie pozostałe osoby, to nie miałam sygnałów co do powodów wycofania się z przetargu - dodaje J. Chłostowska. - Żaden z chętnych nie miał obowiązku, żeby podawać powody wycofania się z licytacji.
„Na placu boju” pozostała tylko urzędniczka, która kupiła lokal za kwotę wycenioną przez rzeczoznawcę. Kobieta w pracy zadeklarowała, że zrobi remont i powiększy swoje dotychczasowe mieszkanie.
W kamienicy przy Rynku praktycznie wszystkie kwatery zostały już wykupione. Zostało już tylko jedno mieszkanie.