Kurs na Łódź: Polityczne i prywatne sympatie PiS
Zwykle polityczne burze wywołują politycy z pierwszego szeregu. Tym razem małe trzęsienie ziemi w łódzkim PiS wywołała posłanka Alicja Kaczorowska, zwykle nie chadzająca ze sztandarem w pierwszym szeregu.
Kiedy Radio Łódź zapytało ją, kto mógłby stawić czoła Hannie Zdanowskiej w wyborach samorządowych w przyszłym roku, odpowiedziała, że ma takiego kandydata: - To młody, zdolny człowiek, który zna się na swojej robocie - powiedziała. Po czym potwierdziła, że chodzi jej o posła PiS Waldemara Budę. Wymieniła jego zalety: ma duży potencjał i doświadczenie, jest dobrze przygotowany merytorycznie, dobrze wygląda, ma dwójkę dzieci.
Poseł Buda jakoś publicznie nie podziękował posłance za komplementy i wiarę w potencjał, za to natychmiast zdementował jakoby był kandydatem PiS na prezydenta Łodzi.
Zareagowała też posłanka Joanna Kopcińska, szefowa łódzkiego okręgu PiS, podkreślając, że to co powiedziała Alicja Kaczorowska to jej prywatne zdanie. Wyszło więc na to, że choć poseł Buda nie jest kandydatem PiS i nawet nie chce nim być, to posłanka Kaczorowska bardzo w niego wierzy. Na tyle mocno, że wymieniła właśnie jego nazwisko, a nie posłanki Kopcińskiej. A to przecież ona stawała w szranki z Hanną Zdanowską w 2014 roku, to ona jest tutaj szefową PiS, to ona zasiada w komisji śledczej ds. Amber Gold. A tu o posłance Kopcińskiej ani słowa. A wystarczyło powiedzieć, że PiS ma wielu doskonałych kandydatów, w tym Waldemara Budę i Joannę Kopcińską, i może wywiad dla Radia Łódź przeszedłby bez większego echa. Fakt, że PiS nie wyłonił jeszcze oficjalnego kandydata na prezydenta Łodzi i że dziś posłanka Kaczorowska twierdzi, że „miała tylko na myśli”, ma tu mniejsze znaczenie. W tym miejscu rodzi się niewesoła refleksja, że Alicja Kaczorowska dała po prostu szczery wyraz temu co myśli, ale szczerość w wykonaniu polityka rodzi katastrofalne skutki. „To gorzej niż zbrodnia - to błąd” - powiedział swego czasu Charles-Maurice de Talleyrand, francuski dyplomata z epoki napoleońskiej. W przypadku posłanki Kaczorowskiej trudno mówić o zbrodni, ale o błędzie - politycznym - na pewno.
I pomyśleć, że pośrednim sprawcą całego zamieszania jest nie kto inny, jak sam prezes Jarosław Kaczyński, który nieoczekiwanie oznajmił, że w najbliższych wyborach samorządowych nie będzie obowiązywać restrykcja zakazująca kandydowania prezydentom, burmistrzom i wójtom rządzącym przynajmniej drugą kadencję. Gdyby nie jego deklaracja, nie byłoby teraz powodu, by pytać kto stawi czoła Hannie Zdanowskiej.
Innego rodzaju sympatie, i to wcale nie prywatne, dały o sobie znać wśród strażaków. Komenda Wojewódzka Państwowej Straży Pożarnej, po raz pierwszy w historii postanowiła sama zorganizować sobie uroczystości wojewódzkie Dnia Strażaka, bez strażaków ochotników. Nie zaproszono prezesa wojewódzkiego związku Ochotniczych Straży Pożarnych Jana Rysia, marszałka województwa Witold Stępnia, prezydent Łodzi Hanny Zdanowskiej. Wiadomo, Ryś to PSL, a prezydent i marszałek to PO, ale tu złamano podstawowe standardy grzeczności - zwykła kurtuazja, choćby nie wiem jak podszyta fałszem, nakazywałaby wysłać zaproszenia.
PSP odpowiada wymijająco, co legło u podstaw tego afrontu, ale jeśli prawdą jest, że komendantura łódzkiej straży pożarnej wysyła do akceptacji do Warszawy listy z gośćmi na imprezę o charakterze wojewódzkim i to w Warszawie decydują kogo wolno zaprosić, to co to jest? Tu wypada zaznaczyć, że Komenda Główna PSP wprost nie zaprzeczyła tej informacji.
Waga politycznych sympatii w wykonaniu posłanki Kaczorowskiej i Państwowej Straży Pożarnej nie jest równa. W PiS zabolało, ale się zagoi. To zresztą ich partyjna sprawa. W przypadku straży pożarnej jest inaczej. Pomińmy kwestię kto skreślał i akceptował. Faktem pozostaje, że państwowa straż robi obchody sama sobie i ma gdzieś elementarz dobrego wychowania. Strażacy zawodowi i ochotnicy to dwa wielkie środowiska, które na co dzień muszą ze sobą współdziałać. Od polityki się nie ucieknie: OSP to niemal dziedziczne królestwo PSL, straż zawodowa gra pod batutą tych co aktualnie rządzą. To jednak nie musi oznaczać konieczności wbijania politycznej siekiery w ważne i liczne środowisko, tak, aby pęknięcie poszło do samego dołu. A na to się właśnie zanosi. Jan Ryś i Witold Stępień bardzo poważnie rozważają zorganizowanie wojewódzkiego Dnia Strażaka dla Ochotniczych Straży Pożarnych. A jak się już raz zacznie, to później idzie już z górki.