Kusi mnie ten ping-pong
Zbigniew Leszczyński, gracz ZOOleszcz/Gwiazdy, był najlepszym z trójki Polaków w MŚ w ping-pongu, rozegranych w Londynie.
Został pan w światowym czempionacie sklasyfikowany na miejscach 9-16. Zadowolony?
Trudno nie być. Przebrnąłem przez kwalifikacje grupowe, a to był mój cel; potem fazę play-off. Dopiero w 1/16 zatrzymał mnie reprezentant gospodarzy. Biorąc pod uwagę, że aż w 32 krajach do eliminacji przystąpiło blisko 4 tysiące zawodników, a wystąpiło 64, mogę mówić o sukcesie.
Wyczuwam szczyptę niedosytu?
W sporcie jest tak, że jak nie wygrywasz, to zawsze pojawia się niespełnienie. Gdy już na chłodno analizuję swoje poszczególne gry, to szkoda mi najbardziej pojedynku z Anglikiem Rushtonem. Po pierwszym, przegranym secie (choć prowadziłem już 3:0), w drugim byłem blisko doprowadzenia do decydującej partii. Rywal skorzystał z tzw. białej piłeczki, akcję premiowaną rozstrzygnął na swoją korzyść i odskoczył (stan 13:10). Za bardzo chciałem chyba wygrać...
W sporcie jest tak, że jak nie wygrywasz, to zawsze pojawia się niespełnienie.
Czuł pan się silniejszy psychicznie czy fizycznie?
Wiedziałem, że gdybym wygrał tego seta, to i cały pojedynek. Czułem się, mimo bólu barku i pleców, „nakręcony”. Gotowy do ogrania kolejnych rywali.
Czyżby stres był tak wielki?
Bardziej dawała znać o sobie presja! Po porażce z Holendrem Groenwoldem, czekał mnie baraż z Duńczykiem Overgaardem. Przegrywam go-wracam do domu. Podglądałem trochę sposób jego gry; nadużywał forhendu. Dlatego odpowiadałem całe spotkanie bekhendem. Potem czekało mnie starcie z Chińczykiem. Przyjechało ich czworo, w tym dwie panie. Myślałem, że zagram właśnie z jedną z nich. A tu przy stole staje gość, podobnej co moja postury, rakietkę trzyma sposobem piórkowym. Wokół duże zainteresowanie i wrzawa. Ale rozgryzłem go taktycznie.
Podobno Andrew Baggaley, podopieczny z ZOOleszcz/Gwiazdy, wymieniał pana w gronie faworytów tego turnieju?
To prawda. Bo stawiano, ogólnie, na graczy wywodzących się z tenisa stołowego. Andrew miał w pamięci sparingową porażkę ze mną. Może dlatego, kiedy znalazłem się za burtą turnieju, chętniej zabiegał o przedmeczowe sparingi.
Baggaley obronił tytuł zasłużenie?
Solidnie się przygotował, nie przyjechał na dwa mecze Superligi. Do finału nie znalazł pogromcy. Ale w pojedynku o główne trofeum Rosjanin go zaskoczył. I zmusił do pokazania najwyższych umiejętności.
Czas wrócić do realiów tenisa i Superligi?
Kusi mnie ten ping-pong! Zastanawiam się, czy nie dać już sobie spokoju z tenisem. Ping-pong trenuję od 1,5 miesiąca a w Londynie nie czułem się wcale, jak „chłopiec do bicia”. Większość rywali (m.in. obecni w Londynie Młynarski i Sałaciński) uprawia tą formę gry od lat. Ping-pong staje się modny.
Autor: Tomasz Malinowski