Kwadratura kuli. My i my
Oto wygraliśmy! I ci z wielkich miast, i ci z Polski powiatowej. I ci ze wschodu, i ci z zachodu. I ci z północy, i ci z południa. Ze środka też. I wykształceni, i z klasy ludowej. Wszyscy razem wybraliśmy najlepiej jak można.
Chcę tutaj pogratulować moim sąsiadom z kolumny felietonowej „Dziennika Polskiego”. Czytającym niniejsze słowa w internecie wyjaśniam, że na drugiej kolumnie papierowego magazynu „DP”, od lat, prawe miejsce od góry zajmuje Ryszard Terlecki, stary-nowy poseł PiS, zaś prawe miejsce poniżej - Paweł Kowal, nowy poseł Koalicji Obywatelskiej. Po lewej stronie jest pole dla szarych wyborców, które mam przyjemność i zaszczyt obrabiać wraz z Henrykiem Sawką. Ponieważ to Kraków, Bazylika Mariacka, UJ, prochy na Wawelu i Kościuszko zerkający z góry, niektórzy chcieliby w nas widzieć dwugłowego (a może i trzygłowego, bo kto tam wie, ile głów ma Sawka!) - nie, nie smoka! Stańczyka! A ja się tu tylko ocieram o Stasia Gąskę.
Owszem, chciałbym wydobyć z siebie coś równie celnego i szyderczego, jak „Są to najprawdziwsi dworzanie i przyjaciele króla jegomości” (Stańczyk miał rzec te słowa spozierając na pijawki przystawiane Zygmuntowi Staremu podczas choroby). Ale mnie na szyderstwa nie bierze.
Ja chciałbym wszystkich dworzan i przyjaciół, obywateli i suwerenów, najserdeczniej wyściskać. Czemu mnie to naszło (spokojnie, za tydzień mi przejdzie!)? Bo tak sobie marzę, że skoro moi sąsiedzi z drugiej kolumny umieją się w miarę ładnie różnić jako nasi publicyści, to mogą się tak samo ładnie różnić jako nasi wybrańcy. Nasi - mimo że na jednego głosowali jedni my, a na drugiego - nieco inni my. Nie - my i oni, lecz właśnie: my i my.
To jest główne objawienie tych wyborów. Może nie zdominowało jaźni Jarosława Kaczyńskiego i Grzegorza Schetyny, ale na pewno pałęta się im z tyłu głów. Bo co my tu mamy? Zwycięstwo PiS z woli częściowo wyborców, a częściowo d’Hondta: trzy ugrupowania współtworzące niedawno Koalicję Europejską zdobyły w sumie 49 proc. głosów, czyli o 5 proc. więcej niż PiS. Do tego ów symboliczny, brakujący PiS do remisu, mandat w Senacie.
Prezes Kaczyński wyraźnie przegrał z Małgorzatą Kidawą-Błońską. Owszem, „w tej Warszawie”. Ale co to jest Warszawa? Zagranica? Nie. Stolica Polski. My. Mieszkańcy wielkich miast, ludzie wykształceni, „stare elity” = my. I wszyscy ci ludzie zdają sobie sprawę, że mieszkańcy małych miejscowości, wiosek, słabiej wykształceni - to także my. Co więcej, wyborcy PiS nie chcieli ani pana Piotrowicza (twarzy tzw. reform wymiaru sprawiedliwości), ani pana Czabańskiego (twarzy tzw. mediów narodowych), ani pani Sobeckiej (od o. Rydzyka).
Owszem, szalę przeważyli Polacy, którzy przez ćwierć wieku po 1989 r. mieli wrażenie „nie załapania się na owoce przemian” i którym PiS trochę tych owoców rozdał. Ale równie mocnym głosem przemówili ci, którzy czują się współautorami historycznego sukcesu Polski: 30 lat wzrostów gospodarki i bogacenia się społeczeństwa, skoku cywilizacyjnego.
Pomyślcie, kochani: Polskę, jaką się cieszymy, stworzyliśmy my. I ci, którzy głosowali na PiS, i ci, którzy wolą KO. I ludowcy z Kukizem, i ludzie odradzającej się Lewicy. Warto, by politycy pamiętali o tym, gdy - w celu zachowania władzy lub jej odbicia - znów zechcą nas wszystkich na siebie napuścić.