Kwadratura kuli: Po równo, czyli? Powstało wrażenie, że "rząd PiS bardziej od poprzednich dzieli się owocami wzrostu". Ale to tylko wrażenie
Zaproponowałem żonie zabawę w lekarza. No i od siedmiu godzin czekam na wizytę – taki mem krąży ostatnio po polskim internecie. Jest kolejnym dowodem na to, że w niemal każdych warunkach potrafimy śmiać się z rzeczy utrudniających lub zatruwających nam życie. A takich rzeczy, wbrew pozorom, przybywa.
Wbrew pozorom, bo na pierwszy rzut oka – jako naród, społeczeństwo, suweren – nigdy nie byliśmy tak zamożni i zadowoleni z życia. Poziom ubóstwa nad Wisłą jest najniższy w dziejach, rekordowa liczba osób pojechała tego lata na wczasy, także zagraniczne, rośnie spożycie dóbr uchodzących dotąd za luksusowe, Biedronka, startująca przed laty jako tandetny i śmiesznie tani dyskont, przemieniła się nieomal w supermarket, z towarami (także) premium…
Tak to wygląda, jeśli jesteś w miarę młody (również duchem), zdrowy, a u twoich bliskich też wszystko gra. Ale ja w ostatnim czasie rozmawiam z tymi, u których przynajmniej jedna z wymienionych rzeczy szwankuje – i oni, całkiem apolitycznie, twierdzą, że są przerażeni. Dlaczego?
Proponuję prostą grę. Niechaj każdy sobie wyobrazi, że na jego osiedlu (w bloku, szeregowcach, dzielnicy domków, wiosce) mieszka kilka rodzin wymagających pomocy: chorujący na nowotwór syn sąsiadki potrzebuje kosztownych lekarstw, inna sąsiadka została właśnie wdową i ma na utrzymaniu czwórkę małych dzieci, sąsiad rencista wychowuje niepełnosprawnego dorosłego syna, znajomy emeryt został sam i musi wyżyć za 1100 złotych, a jego dom to opalana węglem rudera. Jako wspólnota mieszkańców dostaliśmy od miasta milion złotych. Co z nim robimy? Propozycje są dwie: wesprzeć potrzebujących albo rozdać te pieniądze wszystkim po równo.
(…) Te kropeczki oznaczają czas na zastanowienie. Już? I co Państwu wyszło? A co wychodzi… państwu, czyli obecnemu rządowi?
Państwo realizuje model mieszany, czyli trochę pomaga, a trochę rozdaje „po równo” (choć nie wszystkim), z tym że w ostatnim czasie zdecydowanie przeważa rozdawanie. To ma swoje konsekwencje. Jedni się cieszą z dopływu ekstragotówki i wydają ją np. na wczasy lub restauracje, co nakręca gospodarkę. Ale ciężko chorzy naprawdę nie dostają lekarstw i mają utrudniony dostęp do specjalistów (bo brakuje lekarzy), matki niepełnosprawnych ledwie przędą (tym bardziej, że przez inflację najbardziej drożeją produkty podstawowe, jak żywność oraz opłaty), emeryci w ruderach znaleźli się w sytuacji rozpaczliwej. Nawet jeśli każda z tych osób dostałaby – jak wszyscy – swoje „pięćset”, to to nie rozwiąże ich problemów.
Paradoks obecnej polityki rządu polega na tym, że w warstwie propagandowej otrzymujemy „największe transfery w historii”, a realnie – wcale tak nie jest. Prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC, zwraca uwagę, że wydatki publiczne stanowiły w ostatnich czterech latach średnio 42 proc. PKB. A w latach 2009-2014 (obejmujących okres globalnego kryzysu, który zrujnował wiele państw i zubożył większość z 500 mln mieszkańców Unii) było to od 45 do 47 proc. PKB.
Wrażenie, że mamy oto wreszcie rząd, który najhojniej w historii „dzieli się z ludem owocami wzrostu”, jest zatem błędne. On po prostu więcej rozdaje po równo i „do ręki”. Musimy być jednak świadomi, że nabrzmiewają przy tym inne, poważne, problemy. Możemy nie chcieć ich dostrzegać. Ale one przez to nie znikną.