Kwadratura kuli. Smartfuje, czyli schowajcie (szare) komórki. Dlaczego polska szkoła odcina się od otaczającego ją świata?
Co słyszy dzieciak na dzień dobry w polskiej szkole (kiedy nie ma strajku)? „Wyłączcie smartfony i schowajcie je głęboko do plecaków”. Należę do generacji, która pamięta czasy przedkomputerowe - ale nawet dla mnie systemowy zakaz używania komórek na lekcjach jest skandalicznie głupi i szkodliwy.
Od dziś będziemy się uczyli na smartfonach! - oznajmiła pani od matematyki.
- Super! - uczniowie podskoczyli z radości.
- Dobra, to ile to jest pięć smartfonów razy siedemnaście smartfonów?
Niby żart. Ale sprawa jest poważna. Co słyszy dzieciak na dzień dobry w polskiej szkole (kiedy nie ma strajku)? „Wyłączcie smartfony i schowajcie je głęboko do plecaków”. Należę do generacji, która pamięta czasy przedkomputerowe - ale nawet dla mnie systemowy zakaz używania komórek na lekcjach jest skandalicznie głupi i szkodliwy.
Skąd młody człowiek czerpie całą swoją wiedzę o świecie - wydarzeniach, trendach, nieznanych mu osobach, miejscach, rzeczach, filmowych premierach, skąd bierze recenzje tego, co warto obejrzeć/posłuchać/przeczytać, jak nawiguje po mieście, jak utrwala i upowszechnia obrazy, jak zabija czas, jak się ze światem komunikuje w mikro i makroskali?
To oczywiste: podstawowym (jeśli nie jedynym) narzędziem jest dlań smartfon. Czasem przybiera to formy patologiczne, ale to osobna kwestia (kłania się leczenie uzależnień). Niewątpliwie możliwości smartfonów są - dzięki aplikacjom działającym w oparciu o puchnące co sekundę zasoby globalnej sieci - znacznie większe niż superkomputerów sprzed dekady. Rzeczy, które wymagały kiedyś sporego zachodu (jak przejechanie kawałka Polski przy pomocy papierowych map i znaków ustawionych po uważaniu przez smartdrogowców, albo sprawdzenie połączeń kolejowych) nie wymagają dziś żadnego wysiłku. Wystarczy kliknięcie przycisku, wpisanie paru wyrazów lub wypowiedzenie kilku słów.
Dziwi mnie, że szkoła z tego nie korzysta. Upiera się przy papierze - papierowych podręcznikach, papierowych książkach, papierowych zeszytach - w świecie, w którym prawie już nie ma papieru. Albo wkrótce nie będzie.
Jest mi obojętne, na jakim nośniku ludzie czytają moje teksty. Grunt, by czytali. Ostatnio w krakowskim tramwaju wyraźnie przejęty dwudziestolatek czytał na smarfonie „Zbrodnię i karę”. To świetna, ponadczasowa lektura. Spytałem, kto mu ją polecił. - Polonista dał mi plik .epub - wyjaśnił. Polonista - wbrew durnemu systemowi.
To nie głupio uparci nauczyciele chcą uczyć polską młodzież wedle XIX-wiecznego rytu. To przedwczorajsi decydenci, z pomocą swych politycznych oficerów (kuratorów), narzucają ów ryt całemu pedagogicznemu gronu - i generacji, która nie jest w stanie znaleźć w tym sensu. Politycy nie rozumieją, że absolutnie kluczową dziś ludzką kompetencją jest umiejętność świadomego, krytycznego poruszania się po globalnej sieci - z użyciem smartfonów i kolejnych narzędzi, jakimi niechybnie obdarzy nas technologia.
Żeby szukać, trzeba pierwej znaleźć - mawiał klasyk, mając na myśli to, że trzeba wiedzieć, czego należy (warto) szukać i gdzie. Trzeba mieć także świadomość zagrożeń, a jest ich w sieci (a więc i smartfonie) cała masa.
Celem polskiej szkoły nie jest dostarczenie młodym takiej wiedzy. Polska szkoła tę wiedzę odrzuca. Przypadek? Zwolennicy spiskowych teorii twierdzą, że nie.
- Proszę podać dwa zaimki - mówi nauczyciel.
- Kto? Ja?! - rzuca podenerwowany uczeń.
- Brawo, zdał pan!
Ponoć tak wyglądają teraz konkursy na prezesów państwowych spółek. Smartfony tutaj niepotrzebne...