Kwiatki z poligonu [KRONIKA TORUŃSKA]
Dziś jedno „naj”: najostrzejsza krytyka największej toruńskiej imprezy
Co do jednego nie ma najmniejszych wątpliwości - najmocniej po festiwalu Skyway pojechał prof. Witold Chmielewski we wtorkowym wywiadzie dla „Nowości”. Pojechał tak, że zadudniło komentarzami. Przez cały tydzień zresztą publikowaliśmy opinie na temat tej imprezy.
Dla prof. Chmielewskiego Skyway to „święto reklamy i tandety”. Profesor, z typowo profesorską elegancją orzekł też tak: „Toruń został oblepiony komercyjno-reklamowo-pseudoartystycznym łajnem, które zniszczyło cudowną starówkę”. To straszne. Odbudowa po tych zniszczeniach może potrwać długo.
Tak Profesor widzi i ma do tego święte prawo. Podobnych opinii jest zresztą więcej. Mam jednak wrażenie, że to spojrzenie cokolwiek spaczone, a to z powodu podstawowego nieporozumienia. Otóż Skyway to nie są Documenta w Kassel, ani Biennale weneckie. To nie jest i nie miała nigdy być impreza dla wymagającej publiczności galerii sztuki nowoczesnej. Ktoś, kto biadoli, że na Skyway nie ma sztuki przez najwyższe „S” przypomina bywalca operowych gal, który znalazł się na koncercie rockowym i narzeka, że nie ma pluszowych foteli, a muzycy grają bez smokingów.
Tak na marginesie, bardzo byłbym ostrożny w takim arbitralnymrozstrzyganiu, co jest, a co nie jest sztuką, bo i w profesjonalnych galeriach trafia się sporo pseudointelektualnego bełkotu i pustoty robiącej za wielką sztukę.
Siła Skywaya polega na zaproszeniu masowego odbiorcy na pewien specyficzny rodzaj widowiska, w którym to, co jest największym skarbem Torunia: kapitalna, autentyczna scenografia dawnego miasta jest interpretowana światłem, barwą, dźwiękiem, animacją. Można to robić lepiej lub gorzej, tworząc prezentacje wymagające większej lub mniejszej wrażliwości, stonowane w swym wyrazie albo widowiskowe. Zawsze jednak są one związane z przestrzenią miasta, bo tak naprawdę to ona właśnie jest tu najważniejsza. To, że masowy widz taką ofertę przyjmuje, jest sukcesem. Dlatego najbardziej rozbawił mnie prof. Chmielewski tym wywodem, że Skyway można zrobić na poligonie. Otóż nie można. Nie ma tam prospektu organowego z kościoła św. Ducha, który tak świetnie zagrał w pokazie Steva’a Nasha. Nie ma tej pustki po kościele dominikańskim zagospodarowanej przez Lee Yun Qin, i nie ma ruin zamku krzyżackiego ożywionych postaciami Alexandra Reichsteina.
Mnie też irytują kramy ze święcącym plastikiem i cała ta odpustowa otoczka. Ale to biznes, który ciągnie za każdą dużą imprezą. Jeśli to ma być cena za pokazanie tysiącom ludzi, że Toruń nie jest nudym skansenem i że potrafi zachwycić - to ta cena nie jest zbyt wysoka. A jeśli ktoś widzi jedynie tę otoczkę? Cóż, jeśli nie potrafi lub nie chce zobaczyć nic więcej, to już jego strata.