Ładujesz w firmie prywatny telefon? Możesz łamać prawo
Ładujesz telefon, przyniosłaś do pracy czajnik, by robić sobie w pokoju herbatę? Nawet nie wiesz, że możesz... łamać prawo!
Prąd w urzędzie, szpitalu czy na dworcu wcale nie jest niczyj. Należy po prostu do tego, kto opłaca za niego rachunek i administruje budynkiem.
Takie jest prawo
Niby to oczywiste, ale gdy w Świętokrzyskim Urzędzie Marszałkowskim kierownictwo zakazało grzania wody po pokojach i nakazało zwrot czajników, zrobił się rwetes na cały kraj. Bo jak to!? Nie można mieć czajnika w pracy?!
Tymczasem znany gorzowski prawnik Krzysztof Grzesiowski dziwi się temu... zdziwieniu.
Urząd Miasta w Gorzowie „przygląda się” wykorzystywaniu energii elektrycznej.
- Prąd przecież nie jest za darmo. Ten, kto za niego płaci, ma prawo określić, komu i do jakich celów go udostępnia. Najczęściej sprowadza się to do zastrzeżenia, że ładować i zasilać można urządzenia niezbędne do pracy, czyli służbowe. Takie ograniczenie ze strony pracodaawcy jest w pełni zgodne z prawem - zapewnia ten fachowiec od kodeksu cywilnego.
Ziarnko do ziarnka
Powody są oczywiste: jeden urzędnik, grzejący codziennie wodę w prywatnym czajniku, ładujący na dokładkę prywatnego tableta i komórkę, urzędu nie zrujnuje. Ale 400 urzędników już „robi koszty”. Jakie?
Roczny koszt ładowania nowoczesnego smartfona to około 3-4 zł. Ale miesięczne ładowanie laptopa może dojść do 8-10 zł. Czyli rocznie to kilkadziesiąt złotych. Grzanie wody w czajniku? Około 70 zł rocznie. Czyli jeden człowiek może w ten sposób dodać swojej firmie do rachunku prawie 200 zł. Przy kilkuset pracownikach robi się z tego konkretna sumka. A urzędy nie chcą marnotrawić pieniędzy.
W gorzowskim magistracie (500 zatrudnionych) usłyszeliśmy, że urząd zrobił bilans energetyczny i wyliczył, ile prądu urzędnikom potrzeba.
- Dlatego zapewniliśmy podstawowe urządzenia niezbędne do pracy. A prywatne urządzenia typu laptopy czy sprzęt AGD nie powinny być instalowane w biurach - mówi „GL” rzeczniczka Ewa Sadowska - Cieślak. Podkreśla jednocześnie, że w urzędzie są kąciki kuchenne, więc każdy może sobie przyrządzić ciepły napój i nie musi mieć swojego czajnika. Jednak na wszelki wypadek urząd „przygląda się racjonalnemu wykorzystaniu energii elektrycznej” przez pracowników.
W Urzędzie Marszałkowskim w Zielonej Górze - gdzie pracują 702 osoby - jest formalny zakaz podłączania prywatnych komputerów. Reguluje to zarządzenie marszałka. Czajników z domu przynosić nie wolno, ale i nie trzeba - urząd je udostępnia. Ładowania telefonów - formalnie - nikt tam nie zabrania.
Z kolei w szpitalu przy ul. Dekerta zabronione jest przynoszenie własnych czajników. Zwłaszcza na oddziały. - Są tam jednak aneksy kuchenne, do których pacjenci mają dostęp. Znajdują się w nich m.in. lodówki i niezbędny sprzęt do przygotowania czy podgrzania posiłku - mówi Agnieszka Wiśniewska, która w lecznicy odpowiada za kontakty z mediami.
Po prostu poproś
Co zrobić, gdy musimy podłączyć prywatny sprzęt do czyjegoś gniazdka (na dworcu, w urzędzie czy w firmie)? - Poprosić o zgodę. W teorii samowolny pobór energii można uznać za kradzież - wyjaśnia nam K. Grzesiowski.