Lalka z pryszczami czy w trumnie pod choinką
Wchodzisz do sklepu z zabawkami albo na stronę internetową i czujesz się, jak w horrorze.
Możesz kupić lalkę-truposzkę. Masz do wyboru leżącą w trumnie albo bez trumny, ale za to z dodatkowymi sukienkami - z kośćmi zamiast kokardek i przybrudzone krwią. Kto chce, kupi konia-zabawkę z ranami ciętymi i kłutymi albo lalkę z limem pod okiem.
Jak dziecko lubi budować, może dostać klocki i zbuduje cmentarz. Jest też maskotka wymiotująca, gdy naciśniesz na jej brzuszek i lalka z pryszczami i wągrami. Granaty z melodyjką też są dostępne. Podobnie, jak robot-Jezus z obracającym się (a właściwie: wirującym) krzyżem w dłoni.
Jeśli dziecko lubi gry komputerowe, pewnie zainteresuje się taką na trenowanie sprawności. Wygrywa ten, kto najszybciej trafi palcem do oka albo do nosa ludzikowi na ekranie.
Nie tylko takie oryginały można kupić dzieciom pod choinkę. Popyt na towar jest. Na portalu darmowych ogłoszeń przedwczoraj w południe ktoś wystawił na sprzedaż lalki-truposzki, rzekomo o 20 procent taniej. Do wczoraj, do godz. 14, ogłoszenie przejrzało 450 osób.
Niektórzy komentują wprost: - Producenci przerażających zabawek zarabiają na głupocie innych. Jak dorosły kupuje takie głupie prezenty, sam jest głupi. I to podwójnie. Raz, że wydaje pieniądze na bezsensowną rzecz. Dwa, że lalka-upiór czy zakrwawiony miś mogą wpłynąć negatywnie na dziecko.
Psychologowie to potwierdzają. - Rodzice uważają, że kupując taką zabawkę, zrobią dziecku przyjemność - wyjaśnia Elżbieta Sobczak-Nęcka z Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej we Włocławku. - Tymczasem prezenty tego rodzaju sprawiają, że dziecko oswaja się z agresją. Zabija się w nim wrażliwość. To może wpłynąć na zachowanie małego człowieka.
Producentom nie o wrażliwość dzieci chodzi, tylko o świąteczny biznes. Sprzedają więc dalej wymiotujące maskotki i ranne lalki. No i liczą zyski.