Laszczkowski: Polacy chcą inwestycji w zabytki
- Inwestycje w zabytki mogą być jednym z kół zamachowych gospodarki - mówi dr Michał Laszczkowski, p.o. dyrektor Narodowego Instytutu Konserwacji Zabytków
Trwa wojna na Ukrainie, szaleje inflacja, Polacy coraz bardziej obawiają się o swoją przyszłość, czy naprawdę nie ma ważniejszych spraw niż opieka nad zabytkami?
To prawda. Ostatnie lata nie były dla nas najlepsze: pandemia, zaraz po niej rosyjska agresja na Ukrainę, konsekwencje nałożonych na Rosję sankcji - to wszystko powoduje, że nie jesteśmy już tak pewni przyszłości jak jeszcze kilka lat temu. Powiem więcej. Ponad 1/3 Polaków obawia się eskalacji wojny także na terytorium Polski. Psychicznie nie jesteśmy w najlepszej kondycji.
To dlaczego pan ciągle o zabytkach?
Bo inwestycje w zabytki mogą być jednym z kół zamachowych gospodarki. Po prostu mogą przynosić zyski, tworzyć nowe miejsca pracy. W poprzednich badaniach IPSOS dla Narodowego Instytutu Konserwacji Zabytków aż 87 proc. Polaków podzieliło ten pogląd. Wierzymy, że na zabytkach można zarabiać. W grudniu 2022 r. zapytaliśmy ponownie Polaków - tym razem o ich stosunek do zabytków w czasie zagrożenia wojennego. Dziewięcioro na dziesięcioro z nas uważa niszczenie zabytków podczas wojny za zbrodnię. Jednocześnie 89,5 proc. pozytywnie ocenia decyzję o powojennej odbudowie zabytków w Polsce, a 75 proc. uważa że odbudowane zostało zbyt mało. Być może na te wyniki wpłynęły relacje z ukraińskich miast, gdzie zabytki są po prostu systemowo niszczone przez rosyjskiego agresora. Ten widok wstrząsa każdym z nas.
Ale czy powinniśmy priorytetować wydatków, czy naprawdę nie uważa pan, że dziś są pilniejsze wydatki, że zabytki mogą zaczekać?
No ale o to przede wszystkim chodzi Rosjanom w tej wojnie, która od lutego 2022 rozgrywa się na naszych oczach! Żeby pozbawić nas poczucia pewności , żebyśmy myśleli doraźnie i przestali planować w perspektywie 10, 20 czy 50 lat. Chodzi o to żebyśmy żyjąc w poczuciu zagrożenia, nie zastanawiali się nad przyszłością, nad dalszym rozwojem. Nie możemy się z tym zgodzić! W poprzednich badaniach Polacy deklarowali, że zabytki dają im poczucie bezpieczeństwa, ciągłości, że widząc odnawiane zabytki, czują dumę z państwa. Do przedstawianych już wcześniej zysków dochodzi nam też zatem zysk terapeutyczny. Proces inwestowania w zabytki będzie wspomagał odzyskiwanie poczucia pewności i bezpieczeństwa. To ważne. Zwłaszcza gdy 85,5 proc. Polaków twierdzi, że osobiście odczuwa negatywne skutki wojny na Ukrainie, a 95 proc. negatywne skutki inflacji. W tym samym czasie 83.3 proc. Polaków uważa, że o zabytki należy dbać nawet w trudnych czasach.
Czyli co?
Czyli nie tylko deklarujemy, że zabytki są dla nas ważne, ale wierzymy, że inwestycje w nie zapewnią dobrobyt, pozwolą na rozwój gospodarczy i turystyczny naszych miast i regionów. Chcemy, aby dbano o nie mimo kryzysów geopolitycznych i gospodarczych. Także dlatego, że dają nam poczucie stabilności w niestabilnych czasach.
Żeby kto dbał? Państwo?
Obowiązek ochrony zabytków, zgodnie z istniejącymi przepisami prawa, spoczywa na państwie, które zapewnia, w mniejszym lub większym stopniu środki/dotacje na ich remonty i rewaloryzację, natomiast opiekę nad zabytkami sprawują w pierwszym rzędzie ich właściciele. Ten dualizm działań w pełni uświadamiany jest przez Polaków. Polacy nie mają też wątpliwości, kto powinien dbać o zabytki. 92 procent uważa, że to obowiązek państwa. Przede wszystkim władz centralnych (53,6 proc.) oraz instytucji publicznych zajmujących się zabytkami (38,4 proc.). Choć swoją część odpowiedzialności powinny ponosić również władze samorządowe (tak uważa 37,4 procent). Jesteśmy też za zwiększaniem nakładów na ochronę zabytków. Jeśli chodzi o sferę kultury jest to dla badanych absolutny numer 1 (tak uważa 41,7 procent). Na drugim miejscu wśród priorytetowych wydatków znalazło się uzupełnienie zbiorów bibliotecznych (29 proc.). Takie nastawienie Polaków wynika nie tylko z przekonania, że zabytki są ważne dla kraju i naszej pamięci historycznej. Uważamy także, że warto w nie inwestować, bo to się po prostu opłaca. Polacy oczekują większego zaangażowania państwa w ochronę zabytków.
Na ile większego skoro to wsparcie systematycznie rośnie?
To prawda. Minister Kultury prof. Gliński przeznacza na program dotacyjny na zabytki rekordowe kwoty. Jego budżet wzrósł z ok. 100 mln w 2015 r. do 220 mln w 2022. Ponadto jeszcze przez kilka dni samorządy mogą aplikować do Rządowego Programu Odbudowy Zabytków, którego ogólny budżet wynosi aż 3 miliardy złotych. Pojedyncza inwestycja może otrzymać aż 3,5 miliona złotych wsparcia. A poprzez samorządy mogą aplikować także właściciele prywatni, organizacje pozarządowe. To rzeczywiście bezprecedensowe wsparcie publiczne i z pewnością wiele dobrego dzięki niemu się wydarzy. Dotyczy ono jednak ciągle wspierania przez państwo aktywnych właścicieli. To oni muszą zaaplikować o dotację, przeprowadzić prace i je rozliczyć. Natomiast najbardziej „widowiskowe” ruiny nie mają takich właścicieli. Polacy oczekują, że odpowiedzialność za nie weźmie na siebie państwo.
Oczekują?
Tak. Postawiliśmy to pytanie wprost. 71 proc. respondentów wskazuje, że powinna powstać centralna instytucja, której zadaniem byłaby ochrona i konserwacja szczególnie ważnych zabytków na terenie Polski. Państwo ma, zdaniem Polaków, obowiązek zabezpieczać środki finansowe na konserwację i ochronę zabytków (to opinia 88 proc. badanych).
Czyli Wawel, Zamek Królewski w Warszawie.
Nie. To są świetnie działające instytucje publiczne, państwowe muzea. Mówimy o tych obiektach, które są problematyczne. Których właścicieli przerasta skala posiadanych obiektów, a które jednocześnie są bardzo cenne. Np. Opactwo w Lubiążu, trzykrotnie większe od Zamku na Wawelu, a którym opiekuje się Fundacja, która mimo dużej sprawności w pozyskiwaniu dotacji i ciągłym prowadzeniu prac konserwatorskich nie jest w stanie udźwignąć całościowo tego monumentalnego obiektu. Mówię np. o Zamku w Wiśniczu, który wymaga sporych nakładów, przekraczających możliwości dostępnych obecnie publicznych dotacji. Ale mówię także o problemie setek obiektów sprzedanych w latach 90-tych nieuczciwym ludziom, którzy je zniszczyli, nierzadko pozadłużali i zniknęli. Obecnie można te obiekty przejmować na rzecz samorządów czy skarbu państwa za pośrednictwem starostów, ale rzadko kto chce sobie wziąć na głowę problem zrujnowanego monumentalnego obiektu w który trzeba włożyć duże pieniądze, a na zyski trochę poczekać. Publiczny inwestor mógłby w imieniu państwa takie obiekty przejmować i tworzyć dla nich nowe funkcje.
Czyli chodzi o dwory i pałace?
Nie tylko. Takim obiektem mógłby być np. zrujnowany XIX-wieczny browar w Jeżewie Starym w gminie Tykocin pod Białymstokiem. Obecnie ruina, z zachowanymi elementami kadzi i całego systemu produkcji. Gdyby go odbudować i uruchomić produkcję piwa, mógłby się stać ważną atrakcją turystyczną tego regionu. Tymczasem nieuregulowana sytuacja własnościowa (do końca nie wiadomo kto jest jego właścicielem) powoduje, że od kilkudziesięciu lat ta malownicza ruina staje się coraz mniej malownicza.
To pomysł rewolucyjny.
Nie za bardzo. Podobne rozwiązania są znane w innych krajach np. w Wielkiej Brytanii, gdzie od lat z sukcesem funkcjonuje organizacja English Heritage, która utrzymuje najważniejsze obiekty. Polski system prawny również przewiduje tworzenie specjalnego typu instytucji - rządowych agencji zajmujących się kluczowymi z punktu widzenia państwa, niezwykle ważnymi, wieloaspektowymi i złożonymi zadaniami.
I takie agencje istnieją?
Tak. Mamy agencje rolne i agencje wspomagające armię. Dlaczego więc powołanie Agencji Rewitalizacyjnej dla zabytków miałoby być rewolucją? Choć Polacy - jako wspólnota - w okresie powojennym, dzięki swojej aktywności i pracy, dobrze wykorzystali możliwość odbudowy zabytków ze zniszczeń wojennych, a obecnie zabytki w całej Polsce pięknieją, często również dzięki aktywności samorządów - to niemniej bardzo wiele pozostało jeszcze do zrobienia. Najwyższy czas, aby w pełni zadbać o te zabytki czy ich zespoły, szeroko rozumiany kulturowy krajobraz, które nie miały do tej pory szansy na uratowanie po wojennych zniszczeniach, zrewaloryzowanie i przywrócenie ich w pełnej krasie społeczeństwu. Pozostało nam naprawić zbrodnie II wojny światowej i PRL oraz błędy z lat 90-tych.
Rozumiem, że to o tej agencji wspomniał premier Gliński na grudniowej konferencji prasowej inaugurującej waszą kampanię „Warto inwestować w zabytki”?
Tak. premier Gliński powiedział wówczas, że rewitalizacji wymagają m.in. niektóre miasta, takie jak Łódź, Wałbrzych, Przemyśl czy Bytom. Wskazał, że planowana Agencja Rewitalizacji zajmie się także projektami rewitalizacji miast. Rolą Narodowego Instytutu Konserwacji Zabytków jest przygotowanie aktów prawnych do jej powołania. Będzie to państwowa agencja, która w sposób zdecydowany zajmie się obszarem zabytków, bo zabytki są mechanizmem rozwojowym gospodarki. Warto w nie inwestować.
I ta agencja powstanie?
Premier Gliński zastrzegł, że o wszystkim zdecyduje sytuacja gospodarcza Polski. Dziś widzimy, że mimo trudnych czasów, jej powołania chcą Polacy.