Lech Poznań - Grzegorz Wojtkowiak wywiad: Kiedyś graliśmy na zasadzie wariacji i fantazji
Grzegorz Wojtkowiak w kontekście Lecha Poznań kojarzy się z najlepszymi czasami w najnowszej historii Kolejorza. To za jego okresu gry Kolejorz odzyskał mistrzostwo Polski i walczył jak równy z równym z europejskimi potęgami. Te czasy już niestety minęły, a Grzegorz Wojtkowiak wrócił do Lecha w zupełnie innej roli – piłkarza rezerw grających w drugiej lidze. Z „Dyziem” powspominaliśmy, ale też porozmawialiśmy o teraźniejszości, obecnym Lechu i planach na przyszłość 35-letniego piłkarza.
Wszystkie drogi prowadzą do Wronek? Chciałeś wrócić do Lecha, czy może były jeszcze jakieś opcje po odejściu z Lechii Gdańsk?
W momencie zakończenia mojej przygody w Gdańsku miałem propozycje z klubów pierwszoligowych, ale już wcześniej byłem w kontakcie z ludźmi z Akademii Lecha i właścicielami klubu. Dawali mi sygnały, że chcieliby, żeby moja osoba funkcjonowała w
klubie. Gdy przyszła propozycja gry w rezerwach i przejęcia funkcji, jaką pełnił wcześniej Darek Dudka, to zdecydowałem się. Różne wątki przyczyniły się do tego powrotu. Chcieliśmy zjechać już z rodziną do miejsca, w którym będziemy mieszkać, a są to okolice Poznania. Patrząc perspektywicznie, to kończę także kursy trenerskie i w przyszłości być może będę mógł funkcjonować w ramach Akademii. To wszystko było przemyślane, żeby wybrać Kolejorza.
Rozumiem, że chciałeś wrócić w okolice Poznania i zająć się bardziej trenerką?
Dokładnie, ale nie zapominajmy, że trenerka jest dodatkiem, a ja jestem jeszcze czynnym zawodnikiem. Ten dodatek w przyszłości może mi otworzyć drzwi do pracy w Akademii. Na razie jestem zawodnikiem i tylko pod tym kątem toczyły się rozmowy o dołączeniu do klubu. Z tyłu głowy wiadomo, że możemy wrócić do tematu i współpracować na innej stopie.
Zobacz też: Lech Poznań: Tym piłkarzom wygasają w czerwcu kontrakty z Kolejorzem. Czy odejdą z klubu za darmo?
Awans rezerw do II ligi miał znaczenie dla twojego powrotu?
Miał znaczenie, bo nie ukrywam, że granie na szczeblu centralnym jest dużą różnicą. Młodzi chłopcy, którzy z nami trenują, sami zauważyli, że druga liga jest dużo silniejsza i bardziej wyrównana niż trzecia. Jest więcej zawodników z bagażem doświadczeń z ekstraklasy i więcej drużyn grających wcześniej na wyższych szczeblach – to wszystko pokazują nasze mecze. Mimo że stawia się na program Pro Junior System, to średnia wieku pozostałych drużyn jest dużo wyższa niż naszej.
Czy jak wracałeś z Niemiec do Polski, to pojawił się temat twojego wcześniejszego powrotu do Lecha?
Odchodząc z klubu, rozstałem się w dobrych stosunkach z władzami Kolejorza. Cały czas mówiliśmy, że klub widzi mnie w
późniejszym okresie ponownie w Lechu. Skontaktowałem się z włodarzami klubu w momencie odejścia z Monachium. Wtedy obsada obrony była mocna, a na prawej stronie byli Kebba Ceesay i Tomek Kędziora. Od dłuższego czasu mówiło się, że trzeba postawić wtedy na Tomka, który dobrze wyglądał i okazało się to dobrym posunięciem. Trzeba było wdrożyć plan B, a Lechia była najbardziej konkretna i po mnie sięgnęła.
Robisz papiery trenerskie, ale czy już podczas kariery przyszedł ci ten pomysł do głowy?
Będąc w Lechu, w ogóle nie miałem takiego pomysłu. W Niemczech też nie, ale w Gdańsku może powoli zapalała się taka lampka w tym temacie. W Lechii był także moment, kiedy moi synowi zaczęli trenować piłkę. Zacząłem pomagać legendzie w Gdańsku, czyli trenerowi Józefowi Gładyszowi i trenując jako asystent tych ośmiolatków, to poczułem, że może spróbuje coś w tym kierunku. Mówiłem cały czas, że każdy ma różne zainteresowania i spojrzenie na siebie po zakończeniu gry w piłkę. Ja przy tej piłce chciałbym zostać i padło na trenerkę. Teraz jestem na etapie kończenia licencji trenerskiej UEFA A. Został mi trening egzaminacyjny oraz sam egzamin, ale mam nadzieję, że wszystko potoczy się dobrze i zdobędę ten papier.
Jesteś ważną postacią drugoligowych rezerw Kolejorza. Co teraz doradzasz młodym piłkarzom wchodzącym do poważnej piłki? Masz jakieś swoje złote rady?
Często rozmawiam w luźny sposób z młodymi piłkarzami. Nie chcę być dla nich ani psychologiem, ani trenerem. Bardziej skłaniam się ku temu i mówię im o tym, że jeśli mają chęć porozmawiania, to żeby wynikało to bardziej od nich, niż ode mnie. To, że ja sobie z nimi pogadam, to niekoniecznie do nich trafia. Jeśli ktoś przyjdzie do mnie nawet z najdziwniejszym i najmniejszym problemem,
to wtedy wychodzi to z jego inicjatywy.
Myślę, że to jest bardzo dobry krok i różnego rodzaju akademie czy klub ekstraklasowe powinny iść w tym kierunku. Wiele najlepszych drużyn w Polsce ma w swoim gronie zawodników, którzy na przestrzeni dwóch sezonów byli w tej drużynie. To jest fajne, bo w Lechii Gdańsk jest Jarek Bieniuk, Piotrek Wiśniewski czy Mateusz Bąk, czyli legendy tego klubu. Podobnie jest w Jagiellonii czy Wiśle Kraków. Poszło to w tym kierunku, że piłkarze kończący przygodę z piłką i osiągnęli coś z klubem, mogą być dalej przydatni. Znają jego DNA i sytuację klubu, przez co potrafią lepiej doradzić. Jeśli taki zawodnik dalej to czuje oraz włodarze klubu to widzą, to jest to fajna opcja dla młodych piłkarzy, którzy z nim trenują i trenowali. Z czasów mojego grania w Lechu nie ma już żadnej osoby, ale kto wie, co będzie za dwa lata. Może za dwa lata ci młodzi będą już powoli decydować o sile Lecha. Będę mógł im pomóc w przejściu do pierwszego zespołu.
Czy Grzegorz Wojtkowiak ma ambicję być w przyszłości pierwszym szkoleniowcem Lecha Poznań albo trenerem na poziomie centralnym?
Wszystko zweryfikuje życie. Trzeba zdobyć każdy szczebel po kolei. Kończąc licencję UEFA A, będę mógł trenować drużyny do trzeciej ligi i od tego trzeba byłoby zacząć. Nie wiem jeszcze, czy będzie to praca z młodzieżą, czy seniorami, bo dopiero obcując z tym na co dzień, będę mógł podjąć decyzję. Nie nastawiam się, że będę pierwszym trenerem Lecha Poznań, czy drużyny rezerw albo innego zespołu. Chcę najpierw zdobyć licencję, która pozwoli mi określić się dalej, czy jestem w stanie się w tym odnaleźć. Jeśli dostanę szansę pracy i po roku czy dwóch powiem, że to jest to, to wtedy moja wyobraźnia zacznie mocniej pracować. Sukces buduje pewność siebie. Na ten moment chcę sprawdzić, czy takie funkcjonowanie w piłce, będzie mi pasować.
Masz jakiś trenerski autorytet, z którego najwięcej zaczerpnąłeś podczas grania w piłkę?
Od każdego trenera można coś wyciągnąć. Grając w piłkę nie myślałem o tym i koncertowałem się na dobrym treningu. Często widuje w Akademii trenerów, którzy siedzą przed biurkami i prowadzą analizy. Nie omieszkam do nich wejść, a jestem taką osobą, która z każdym się przywita i porozmawia, dlatego często wymieniamy opinie. Często pytają mnie, co ja bym zrobił w danej sytuacji. Dzięki temu też poznaję tych trenerów, ich wizję oraz dobór środków treningowych do osiągnięcia danego celu. Zawsze lubię rozmawiać, a to odróżnia mnie od innych zawodników, że mogę z nimi porozmawiać na trochę innym poziomie.
23 mecze w reprezentacji Polski. Dużo czy mogło być ich więcej?
Cieszę się, że mogłem zaistnieć w reprezentacji. Ambicje mam wysokie, ale jeśli byłbym na tyle dobrym zawodnikiem, żeby
wyśrubować lepszy wynik, to bym to zrobił. Mój potencjał i sytuacja, w jakiej była polska piłka, spowodowały, że ten licznik zatrzymał się na 23 grach. Nie rozpatruję tego w kategoriach, czy mogło być tych meczów więcej, czy mniej. Fajne doświadczenie i życzyłbym każdemu zawodnikowi, żeby przez chwilę mógł zaistnieć i brać udział w treningach z naprawdę klasowymi zawodnikami oraz grać przeciwko najlepszym drużynom.
Często pada pytanie: Najlepszy zawodnik, przeciwko któremu grałeś?
W CSKA Moskwa grał Jurij Żyrkow i robił dużą różnicę, a potem wylądował w Chelsea. Fajne mecze zagrałem przeciwko Borussii Dortmund w barwach TSV i był tam wtedy wchodzący Pierre-Emerick Aubameyang. Było takich jeszcze kilku. Będąc na obozie z Lechem w Hiszpanii była drużyna z Austrii i na szpicy grał u nich Carsten Jancker. Był już u schyłku kariery, ale nadal pokazywał duże umiejętności. Wspominam także mecze w barwach reprezentacji Polski z Anglią na Wembley. Funkcjonując na poziomie ekstraklasy, każdy mecz międzynarodowy był dużym przeżyciem. Zawodnicy przyjeżdżający na kadrę, grający poza granicami naszego kraju, mieli takie mecze co tydzień. Ale w żaden sposób to nie podcinało nóg, a wzmagało jeszcze większą koncentrację i chęć pokazania.
Jakie widzisz różnice w Lechu pomiędzy momentem odejścia a twoim powrotem?
Piłka ewoluowała na przestrzeni lat bardzo mocno. Teraz dużo więcej spraw na boisku sprowadza się do taktyki. Jest większe czytanie i analiza przeciwnika. Kładzie się większy nacisk na ustawienie swoich zawodników i ogranicza się ich swobodę. Pamiętam, że grając w moich czasach było zupełnie inaczej. Staraliśmy się narzucić swój styl gry i cały czas dominować Teraźniejszy Lech też chce tak grać, ale my graliśmy bardziej na zasadzie wariacji i fantazji. Zdawaliśmy sobie sprawę, że potencjał ludzki w naszej drużynie był duży, więc ruszaliśmy od początku ofensywnie. Wychodziliśmy bardzo wysoko pod rywala i musieliśmy go zdominować na początku spotkania. Często strzelaliśmy na początku bramkę i udawało się kontrolować mecz. Kibice przychodzą na stadion po to, by oglądać ofensywną grę. Myślę, że towarzyszący nas huraoptymizm niósł trybuny i one się nam odwdzięczały fantastycznym dopingiem. Do dziś wspominam mecze z Austrią Wiedeń czy Legią Warszawa na Bułgarskiej, kiedy towarzyszył nam niesamowity doping.
Klub według ciebie zrobił duży krok do przodu od tamtego czasu?
Na pewno patrząc na dokonywane transfery, czyli regularne sprzedawanie zawodników. Zwróćmy uwagę, że sprzedaje się głównie wychowanków, więc to pokazuje, jak dobra robota wykonywana jest w Akademii. I oby tak dalej. Staramy się, by ci młodzi chłopcy jak najczęściej spotykali się w Poznaniu na treningach z pierwszym zespołem, a z czasem zaistnieli w mniejszym lub większym stopniu na Bułgarskiej. Jeśli będą się rozwijać tak jak Linetty, Bednarek, Kamiński czy Kędziora, to wróżę im fajną przyszłość.
Zobacz też: Lech Poznań: Kadra Jerzego Brzęczka byłymi lechitami stoi!
Uważasz, że mogliście wycisnąć jeszcze więcej z waszych występów w europejskich pucharach?
Każdy z nas zaistniał w dużym stopniu, reprezentując wtedy barwy Lecha Poznań w Europie. Na przestrzeni tamtych lat byliśmy jedynym zespołem, który liczył się w fazach grupowych. Był to okres, kiedy w Polsce mówiło się o Lechu bardzo dużo i bardzo dobrze. Czy mogliśmy więcej? Zawsze mogliśmy. Z Ligi Mistrzów odpalimy grając z dobrą drużyną, czyli Spartą Praga. Można było zrobić więcej, ale widać na przestrzeni lat, jak ciężko jest się tam dostać, a teraz poza zasięgiem jest nawet Liga Europy.
Kibic Kolejorza tęskni za czasami, kiedy Lech był mocny w Europie i walczył jak równy z równym z Manchesterem City czy Juventusem. Dzisiaj można tylko pomarzyć o takich ekipach przy Bułgarskiej.
Chodzę teraz na trybuny oglądać Kolejorza. Ludzie, którzy mnie rozpoznają, oczywiście podchodzą i wspominają tamte czasy. Każdy z tych kibiców chciałby, żeby one wróciły, ale spokojnie. Mamy teraz dobry zespół i potrzeba czasu oraz spokoju. Mam nadzieję, że nie będzie to tak długo, jak my wtedy czekaliśmy na mistrzostwo Polski. Mam nadzieję, że te czasy wrócą i stadion będzie się wypełniał ponownie do ostatniego miejsca.
Dariusz Żuraw w wywiadzie na oficjalnej stronie mówi, że „jeszcze nie widzieliśmy prawdziwego Lecha”. Zgadza się pan z tym? Jak ocenia pan pierwsze mecze Kolejorza w sezonie 2019/20?
Były to różne mecze. Były spotkania, w których byliśmy zdecydowanie lepszą drużyną i pokazaliśmy, że umiemy grać w piłkę. Przytrafiły się niestety także takie mecze, w których gra obronna i akcje do przodu się nie zazębiały. Pojawiały się także momenty dekoncentracji, jak w meczu ze Śląskiem i wtedy trzy punkty za łatwo wyjechały z Poznania. Zespół ma swój pomysł na grę i wizję pracy. Do tego potrzeba czasu, a jest jeszcze mnóstwo meczów do rozegrania. W lidze polskiej można zdziałać bardzo dużo serią trzech wygranych meczów. Z tym składem możemy zrobić dobry wynik i nie ma co panikować.
Zobacz też: Lechia Gdańsk - Lech Poznań 1:2: Oceniamy piłkarzy Kolejorza po porażce. Kto był najsłabszy na boisku?
Na co stać rezerwy Kolejorza? Spokojny środek tabeli?
Myślę, że tak. We wszystkich rozegranych dotychczasowych meczach nie byliśmy gorsi, ale były momenty, gdzie zostaliśmy stłamszeni. W każdym meczu przychodzi taki moment, gdzie mamy ciężkie chwile, w których cierpimy. Mecz w Łęcznej zagraliśmy na zero z tyłu, ale nie graliśmy tylko defensywnie, bo mieliśmy swoje sytuacje. Pomiędzy nami a innymi drużynami widać różnicę przede wszystkim w doświadczeniu. Chodzi też o zachowania poszczególnych zawodników, ale też całej drużyny. Bardziej doświadczone zespoły wiedzą, kiedy przyspieszyć i kiedy opóźnić. Dużą rolę odgrywa także dyspozycja dnia, walory fizyczne i stałe fragmenty, z których traciliśmy bramki. U młodych zawodników tężyzna z racji wieku nie jest zbyt duża, ale uczymy się tego, żeby podejmować rękawice i walczyć z tymi dwa razy większymi. Cały czas to powtarzam, jeśli pierwszy strzelisz bramkę, to jesteś w stanie wygrać mecz. Taka jest specyfika tej ligi, bo drużyny przeciwne wtedy bardziej się otwierają i jest szansa zdobyć bramkę z kontry.
To na koniec zapytam o pseudonim: „Dyzio”. Podpowiesz młodszym kibicom, skąd on się wziął?
Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Ten pseudonim pojawił się jeszcze w czasach Celulozy Kostrzyn, a został już tak przychodząc do Poznania. Jak przechodziłem do Wronek, to był już tam Darek Dudka i Dawid Kucharski, którzy także są z Kostrzyna nad Odrą. Pewnie dlatego, że oni byli, to szatnia to podłapała i tak zostało.
Czujesz się jeszcze na siłach, by w razie plagi kontuzji zagrać ponownie na poziomie ekstraklasy? Dla przykładu Paweł Brożek przeżywa obecnie drugą młodość.
Myślę, że dałbym radę. Jestem cały czas przygotowany i w treningu. Mówiąc kolokwialnie, każdy z naszej drużyny rezerw dałby radę wejść do pierwszego zespołu Dopisuje mi zdrowie i będąc w treningu, nie odstawałbym dużo, jeśli chodzi o warunki fizyczne czy doświadczenie. Moja robota jest teraz przede wszystkim w rezerwach i na tym się koncentruję.
Czyli Dariusz Żuraw może na ciebie liczyć?
Dariusz Żuraw w drużynie ma dużo młodszych zawodników, na których może postawić. Jeśli będzie taka opcja to chętnie, ale jeśli byłby wariant na „może się uda”, to niech udaje się z młodymi.