Lech Poznań tylko remisuje z Wisłą Kraków
Kilkudziesięciu sekund zabrakło Lechowi, by odnieść wygrać z Wisłą. Poznaniacy prowadzili od 70 min. po golu Darko Jevtica, ale w doliczonym czasie gry stracili bramkę, której autorem był Paweł Brożek. Podział punktów jest sprawiedliwym wynikiem. Mecz był wyrównany, ale nie stał na olśniewającym poziomie. Oba zespoły grały twardo, ambitnie, ale zbyt wiele klarownych sytuacji sobie nie stworzyły.
- Jestem optymistą przed tym meczem. Jednak nie dlatego, że gramy z ostatnim zespołem. Powodem mojego optymizmu jest to, że przerwy na mecze reprezentacji intensywnie trenowaliśmy. Chcieliśmy poprawić naszą grę w ofensywie i defensywie
- zapowiadał przed starciem z Wisłą trener Kolejorza Nenad Bjelica.
Początek był bardzo obiecujący. Już w 5. minucie Kolejorz szybko rozegrał piłkę, Darko Jevticia wystawił piłkę wbiegającemu ze skrzydła Dariuszowi Formelli, ale zastępujący lekko kontuzjowanego Macieja Makuszewskiego, młodzieżowy reprezentant strzelił wprost w bramkarza Wisły Łukasza Zasłuskę.
Poznaniacy zdecydowanie ruszyli do ataku i chwilę później mieli drugą doskonałą sytuację. Darko Jevticowi zabrakło jednak trochę szczęścia, bo przy efektownej próbie przelobowania Załuski zabrakło mu kilku centymetrów. Mierzony strzał odbił się bowiem od poprzeczki.
Krakowianie jednak bardzo szybko uporządkowali swoje szyki obronne i od tego momentu, lechici mieli dużo większe kłopoty z dochodzeniem do sytuacji strzeleckich. Owszem, tak jak zapowiadał Bjelica więcej, niż w meczu z Arką było akcji skrzydłami, ale zawodziło wykończenie.
Po raz kolejny, słaby mecz rozgrywał Marcin Robak. Od tak doświadczonego napastnika spodziewać się można więcej gry bez piłki. Robak był znów statyczny, nie potrafił odkleić się od obrońców Wisły i choć szukali go partnerzy, przegrywał wszystkie indywidualne pojedynki. Robak był bezużyteczny, także, gdy Putnocky dalekimi wykopami próbował przenieść ciężar gry na połowę krakowskiego zespołu. Nie wyczuwał odległości, dał się wyprzedzać, mnie będzie wielkiej przesady w stwierdzeniu, że przez długie fragmenty, gospodarze grali praktycznie w dziesiątkę.
Wisła natomiast potwierdziła, że jej miejsce w tabeli jest przypadkowe. Grała zdecydowanie i ofiarnie w obronie, starała się też wykorzystywać każdą dogodną sytuację do skontrowania poznaniaków.
W 21. minucie Jan Bednarek w ostatniej chwili przeciął bardzo dobre dośrodkowanie Boguskiego. Za młodym lechitą czaił się już Ondrasek i gdyby dotarła do niego piłka byłoby niewesoło. Wisła podjęła rękawicę rzuconą jej w pierwszych minutach przez Lecha, ale też miała kłopoty z dokładnym rozegraniem swoich akcji. Strzały z dystansu w wykonaniu Mączynskiego, Małeckiego czy Boguskiego, albo był niecelne, albo wyłapywał je Putnocky.
Po bezbarwnej końcówce pierwszej odsłony, spodziewaliśmy się, że po przerwie Poznańska Lokomotywa ruszy już z pełną parą. Lecz, choć na boisku było aż siedmiu reprezentantów, mecz nie był porywającym widowiskiem. Nie najlepiej dysponowany był Szymon Pawłowski, zwykle motor napędowy akcji Lecha. To dlatego wiele ataków Kolejorza załamywało się daleko przed polem karnym gości.
Wiśle też brakowało piłkarskiej jakości i na dodatek przytrafił jej się fatalny błąd w 70. minucie. Maciej Sadlok dał sobie odebrać piłkę, przejął ją Jevtić, który świetnym zwodem minął rywali i płaskim strzałem lewą nogą zdobył prowadzenie.
Mecz wreszcie nabrał rumieńców. Nie mająca już nic do stracenia Wisła rzuciła się do odrabiania strat i w 83. minucie była bliska wyrównującego gola. Putnocky w ogromnym zamieszeniu intuicyjnie obronił strzał Jovica.
Korzystnego wyniku poznaniakom niestety nie udało się utrzymać do ostatniego gwizdka arbitra. W pierwszej minucie doliczonego czasu gry, za swój błąd zrehabilitował się Sadlok, który płasko dośrodkował z lewej strony. W piłkę nie trafił walczący z Ondraskiem Jan Bednarek i Paweł Brożek z bliska dopełnił formalności.
Kebba Ceesay znalazł się w najlepszej jedenastce świata
Źródło: Press Focus / x-news