Lech Wałęsa: w pięknym Arłamowie wyjątkowo dobrze wypoczywam
Były prezydent Lech Wałęsa chwali kuchnię arłamowskiego hotelu i wypiekane na miejscu pieczywo. Uwielbia proste potrawy i właśnie takie tutaj znajduje. Podczas ostatniego pobytu zamówił sobie krupnik
Na wywiad umawiamy się w restauracji Panorama w Hotelu Arłamów. Lech Wałęsa jest punktualnie. Wchodzi uśmiechnięty. Prosi, aby zamiast wygodnej, miękkiej kanapy przygotować dla niego pojedynczy, twardszy fotel.
- Oj, oj, coś słaba kondycja - komentuje żartobliwie, gdy młody chłopak najwyraźniej nie radzi sobie z przetransportowaniem fotela i trzeba mu pomagać.
- Lubię Arłamów, uwielbiam tutaj przebywać. Ja tutaj wyjątkowo dobrze wypoczywam. Nie wiem, co tu jest, ale się naprawdę tutaj czuję uwolniony od trosk codziennego życia. Tu jest dobry klimat, doskonałe powietrze. Ja bywam w różnych hotelach na świecie, choćby na Florydzie, atrakcyjnych turystycznie miejscach, ale mimo wszystko tam się gorzej wypoczywa. Cieszę się, że raz na jakiś czas udaje się mi wyrwać do Arłamowa - zachwala Lech Wałęsa, legendarny przywódca NSZZ „Solidarność”, laureat Pokojowej Nagrody Nobla z 1983 r., prezydent Polski w latach 1990 - 1995, do dzisiaj aktywny w polityce. Na świecie, obok Ojca św. Jana Pawła II, najbardziej rozpoznawalny Polak.
Spotykamy się w piątek. W czwartek były prezydent spotkał się z mieszkańcami Rzeszowa. W grafiku kolejne wyjazdy. Mógłby już korzystać z uroków emerytury, ale woli nadal być aktywny.
Arłamów. Dawniej ośrodek wypoczynkowy Urzędu Rady Ministrów, wyłącznie dla „czerwonych elit”. W odosobnionym miejscu po wysiedlonych wioskach, nikt postronny nie miał tutaj wstępu.
W styczniu 1982 r. zapadła decyzja o internowaniu Wałęsy. Trafił do Arłamowa. Wypuszczono go dopiero w listopadzie 1982 r.
- Ja w tym czasie na sto procent byłem oddany sprawie. To była walka i w niej to ja okazałem się lepszy. Natomiast nie obchodziły mnie warunki, w jakich toczyłem walkę.
Trafił do apartamentu 52. Dwa pokoje, łazienka. Dwa balkony z widokiem na porośnięte lasami góry.
- Mnie się tutaj podoba i chętnie tu wracam, ale mojej żonie nie. W czasie internowania odwiedziła mnie kilka razy, także z dziećmi. Jednak ona wspomina Arłamów inaczej niż ja. Jej to miejsce kojarzy się ze złymi rzeczami. M.in. przeszła wtedy nieprzyjemną rewizję.
- Kiedyś zapowiadał pan, że przekona żonę i przyjedziecie razem…
- Nie udało się i wygląda na to, że chyba się nie uda - mówi. Jego żona nawet nie wie, że jedzie do Arłamowa.
- Nie mówię jej, gdy tutaj jadę. Nie chcę jej denerwować. Biorę walizki i do widzenia.
Wałęsa prowadzi aktywne życie społeczne, często wyjeżdża w różne strony. Tym łatwiej wymknąć się z domu do ulubionego Arłamowa, na Pogórze Przemyskie.
W czasie internowania czujnie go pilnowano. Strażnicy nie spuszczali opozycjonisty z oczu nawet wtedy, gdy spał.
- Nie było drzwi do moich pomieszczeń. Na taborecie siadał facet i patrzył na mnie.
Początkowo przywódca Solidarności, wówczas nielegalnej, podziemnej, wychodził z pokoju, spacerował po okolicy. Jednak wraz z nim strażnicy. To go denerwowało.
- Idę ja, a dookoła mnie wianuszek dwudziestu strażników. To było nieznośne, dlatego zrezygnowałem z wychodzenia.
Próbował zagadywać pilnujących go tajniaków. Niektórzy okazywali się zbyt gorliwi w służbie, ale większość była w porządku. W końcu, można tak powiedzieć, mieszkali razem, musieli znaleźć jakiś wspólny język.
Od razu zaznacza, że nie mógł narzekać na warunki, choćby wyżywienie. Jakby nie było, był to ośrodek rządowy, z własną bazą zaopatrzeniową, własnymi hodowlami.
Pomimo inwigilacji, internowany przywódca Solidarności miał kontakt ze światem zewnętrznym. Do tego stopnia, że powstały nawet plany jego ucieczki z ośrodka. Nie podjął jednak tej próby.
- Dowiedziałem się, że tutaj są zlikwidowane wioski, że są po nich studnie, które się pozapadały. Doszedłem do wniosku, że jak będę miał pecha, to marnie skończę. Dałem sobie spokój z ucieczkami.
- O dziewiątej śniadanie, o trzynastej obiad, o osiemnastej kolacja. Reszta czasu była do mojej dyspozycji. Trochę czytałem, trochę opalałem się, próbowałem zdobywać przez radio jakieś wiadomości.
Wspomina, że chciał mieć dostęp do wiadomości z zewnątrz. Oczywiście tych prawdziwych, a nie „jedynie słusznych” z rządowych mediów.
- Z początku miałem takie małe radyjko, szpiegowskie. Ale utopiło mi się w wannie i przestało działać. Co było robić? Musiałem coś skombinować i udało się, choć do dzisiaj nie wiem, jakim cudem. Tyle kombinowałem, tak powyginałem antenę, że złapałem zachodnie stacje, BBC i Wolną Europę. Strażnicy udawali, że nie słyszą, a ja się niczym nie przejmowałem, słuchałem audycji.
- Ileś tam lat temu, już po przemianach w Polsce, byłem przekonany, że Arłamów upadnie. Ten obiekt źle się ludziom kojarzył. Poza tym, kto go miał utrzymać? Warszawa nie miała na to ochoty. Gmina? Też nie. Ja spisałem Arłamów na straty. A jednak znalazł się człowiek, który kupił ośrodek i doprowadził do rozkwitu. To on mnie zaprosił do pierwszego przyjazdu. Teraz widać, że ten człowiek wiedział, czego chce i potrafił to zrealizować. Podziwiam go.
Uwielbia wodne atrakcje Arłamowa. Pływanie, różne masaże wodne, bicze wodne.
- Po takiej kilkudniowej wizycie tutaj i odnowie, dobrze czuję się przez następne pół roku - wyznaje były prezydent.
Dzisiaj hotel w Arłamowie to zupełnie inny ośrodek. W ostatnich latach został znacznie rozbudowany. Główny budynek to okazały hotel, obok obiekty sportowe i rekreacyjne. Dawny hotel, w którym był internowany Lech Wałęsa, został zachowany. Dzisiaj określa się go mianem Rezydencji Arłamów.