Lecznicza marihuana: kompromis pomiędzy nauką i emocjami
- Jeśli chory cierpi, a stosowane dotąd leki nie działają, łatwiej zdecydować się na sposoby leczenia, które co prawda nie są wystarczająco sprawdzone, ale mogą choremu ulżyć. Tak jest też w przypadku marihuany - mówi prof. Grzegorz Raczak, poseł na Sejm z PiS, przewodniczący sejmowej podkomisji ds. leczniczej marihuany.
Anna Kalita, wdowa po działaczu SLD Tomaszu Kalicie, który już jako pacjent zmagający się z glejakiem mózgu apelował o legalizację w Polsce marihuany leczniczej, nie kryje rozczarowania - przyjęta przez Sejm ustawa daleko, jej zdaniem, odbiega od pierwotnego projektu...
W wersji wyjściowej marihuanę mógłby uprawiać praktycznie każdy, w warunkach domowych, w sposób praktycznie niekontrolowany. To niewskazane z wielu powodów, a może nawet niebezpieczne. Projekt ustawy zaakceptowany przez Sejm znacznie odbiega od wersji wyjściowej i moim zdaniem, wprowadzone do niej zmiany są korzystne. Po pierwsze, wersja aktualna stanowi kompromis pomiędzy różniącymi się, i to często dość skrajnie, opiniami. Po drugie - dba w sposób znacznie lepszy o bezpieczeństwo pacjenta, po trzecie - lepiej zabezpiecza społeczeństwo przed ryzykiem powszechnej dostępności ziela konopi dla osób pragnących używać ich w celach rekreacyjnych. Może obecna wersja ustawy rozczarowuje niektórych, ale chciałbym zwrócić uwagę, że jest to ważny krok, zdecydowanie zwiększający dostępność konopi w celach leczniczych. Kompromis w tak trudnej sprawie, o czym świadczy praktycznie jednomyślność w głosowaniach, zarówno na poziomie Sejmu, jak i Senatu, może naprawdę cieszyć. Znamienne, że zadowolony był też poseł Piotr Liroy-Marzec. Twierdził, że trzeba dalej walczyć, ale istotny krok został zrobiony.
Odczułem satysfakcję, gdy po najważniejszym głosowaniu w Sejmie pan Liroy dziękował mi imiennie z mównicy za zaangażowanie i rolę, jaką odegrałem w wypracowaniu tego kompromisu. Mimo różnic, jakie nas dzieliły, zwłaszcza w początku tej drogi.
Co konkretnie zmieniła w projekcie kierowana przez Pana podkomisja?
Osobiście zgłosiłem poprawkę, uznającą ziele konopi za surowiec farmaceutyczny, podlegający uproszczonej procedurze rejestracyjnej. Takie założenie umożliwia szybkie i jednocześnie zgodne z prawem stosowanie ich do sporządzania leków recepturowych w aptekach, bez konieczności przeprowadzania klasycznych badań klinicznych. Badania te składają się z czterech etapów, ich przeprowadzenie wymaga kilku lat i znacznych nakładów finansowych. Uznanie konopi za surowiec farmaceutyczny oznacza również, że podlega on kryterium monografii ogólnej, według Farmakopei Polskiej, oraz podlega nadzorowi głównego inspektora farmaceutycznego, co jest ważne dla bezpieczeństwa osób przyjmujących wytworzone w ten sposób leki. Podkomisja tę poprawkę zaakceptowała.
Jednak proces legalizacji marihuany bardzo się przeciągał?
Jak już wspomniałem na początku naszej rozmowy, wyjściowe opinie poszczególnych klubów, poszczególnych osób w parlamencie, różnych środowisk pozaparlamentarnych bardzo się między sobą różniły, a poziom emocji był bardzo wysoki. Należy przy tym zaznaczyć, że różnice w poglądach zależały nie od barw partyjnych, tylko od osobistych przekonań posłów. Spór pomiędzy światem nauki a światem emocji był naprawdę ostry. Świat nauki opiera się bowiem na zasadach Evidence Based Medicine [medycyna oparta na dowodach - red.] i z powodu małej liczby wiarygodnych dowodów z ostrożnością podchodzi do zapewnień o skuteczności leczniczej marihuany. Świat emocji w znacznej mierze bazuje na może spektakularnych, ale zwykle tylko jednostkowych doświadczeniach. Wypracowanie kompromisu w takiej sytuacji to naprawdę niełatwa sprawa.
Moja osobista satysfakcja wynika z faktu, że będąc lekarzem i naukowcem, który podziela wątpliwości wynikające z zasad Evidence Based Medicine, jednocześnie uważam, że tak zwana lecznicza marihuana powinna być dostępna w naszych aptekach jako nadzieja dla wybranych chorych, na określonym etapie leczenia.
Z których krajów będziemy sprowadzać i w jakiej postaci surowiec, z którego będzie produkowany lek zawierający marihuanę?
Za wcześnie, aby o tym mówić. Właśnie zatwierdził ustawę Senat RP, teraz czeka ona na podpis pana prezydenta. W następnej kolejności minister zdrowia wyda odpowiednie rozporządzenia, wskazujące, kto i na jakich zasadach będzie mógł importować ziele konopi do naszego kraju. Wtedy dowiemy się też, skąd będzie importowana. Mogą to być na przykład Holandia, Czechy czy Niemcy.
Czy kraje zadeklarowały już, że będą nam go sprzedawać?
Myślę, że mniejsze ilości surowca farmaceutycznego uda się sprowadzać bez większych trudności. Z tego, co wiem, państwa uprawiające ziele konopi mają nadwyżki i mogą się nimi podzielić. Jeśli zapotrzebowanie wzrośnie, przewyższając podaż, pojawi się być może pytanie, czy jednak nie rozważyć ponownie pomysłu zorganizowania kontrolowanej przez rząd plantacji konopi w Polsce.
Jaką drogę będzie musiał przejść pacjent, by uzyskać leczniczą marihuanę?
Pacjent będzie szedł do lekarza, lekarz wypisze receptę, z którą chory pójdzie do apteki posiadającej recepturę (ok. 70 proc. wszystkich aptek ją prowadzi). Aptekarz przyjmie receptę, pobierze surowiec farmaceutyczny z ziela konopi, przygotuje lek. Następnego dnia pacjent odbierze lekarstwo. To bardzo proste. Nie trzeba czekać tygodniami, jak to jest obecnie, gdy można sprowadzać leki powstałe na bazie konopi na import docelowy, ale procedura trwa zwykle kilka tygodni.
Kto będzie receptę wypisywał?
Wydaje mi się, że każdy lekarz będzie do tego uprawniony, a już na pewno lekarze onkolodzy, neurolodzy, może anestezjolodzy, lekarze rodzinni. Uważam, że nie ma co budować tu jakichkolwiek barier.
Czy jakieś zapisy tej ustawy budzą Pana wątpliwości? Czy przewiduje Pan jakieś trudności w jej realizacji w praktyce?
Wbrew temu, co twierdzą niektórzy, nieznane jest zapotrzebowanie na leki z zawartością konopi. Wcale nie ma pewności, że będzie ono bardzo duże, zwłaszcza na początku. Dopasowanie podaży do popytu to jest problem, który trzeba będzie rozwiązać. Chcę tutaj jeszcze raz zaznaczyć, że przyjęty sposób postępowania, opisany wyżej, wydaje się optymalny. Nie będzie też w początkowym okresie obowiązywać refundacja. Nie może jej być przy obecnym poziomie wiedzy.
Zanim się coś zacznie refundować, trzeba najpierw udowodnić, że dany lek jest skuteczny. Służą do tego określone procedury postępowania.
W jakiej postaci będą dostępne leki zawierające marihuanę? Tabletek, zastrzyków, syropu?
Wystandaryzowany olej, ewentualnie susz z konopi będzie służyć do sporządzania proszków, kropli doustnych, a może nawet czopków. Farmaceuta będzie wykonywał zlecenie lekarza. Nie ma tu ograniczeń.
Kiedy lekarz powinien sięgnąć po lek z marihuaną?
W sytuacjach, kiedy stosowane do tej pory leczenie zawiodło. Trzeba jednak pamiętać, że marihuana lecznicza działa tylko w leczeniu objawowym i nie wpływa na wydłużenie życie. Gdy ustawa dopuszczająca marihuanę leczniczą wejdzie w życie, można będzie stosować leki z zawartością konopi na przykład u chorych nowotworowych, jako lek zmniejszający nudności i wymioty związane ze stosowaną chemioterapią, jako lek przeciwbólowy, jako lek poprawiający łaknienie. Przewlekłe bóle każdego typu można próbować leczyć w ten sposób. Oczywiście także padaczki lekooporne u dzieci wchodzą w grę.
Jeśli leki z marihuany nie będą refundowane, to mało kogo będzie na nie stać. Rodziny chorych, które je dla nich sprowadzały, mówią o kosztach rzędu kilku, kilkudziesięciu tysięcy złotych.
Jak już mówiłem - my nie mamy na to wpływu. Podejmując decyzję o refundacji, Ministerstwo Zdrowia opiera się na opinii Agencji Oceny Technologii Medycznych (AOTM).
A jako lekarz, i to doświadczony kardiolog, wierzy Pan w lecznicze działanie marihuany?
Wiara nie wystarczy. Jako lekarz i naukowiec muszę w sposób obiektywny i krytyczny oceniać doniesienia ze świata nauki. Istnieje wiele publikacji w literaturze fachowej oraz popularnej sugerujących skuteczność marihuany w różnych stanach klinicznych. Nie odmawiałbym jej ciężko choremu, ale stosowałbym ją z ostrożnością i rozsądkiem. Jeśli chory cierpi, a stosowane dotąd leki nie działają, łatwiej zdecydować się na sposoby leczenia, które co prawda nie są wystarczająco sprawdzone, ale mogą choremu ulżyć. Tak jest też w przypadku marihuany.
Historia walki o legalizację marihuany
O leczniczej marihuanie szerzej opinia publiczna dowiedziała się kilka lat temu, kiedy to głośno zrobiło się o dr. Marku Bocheńskim z Centrum Zdrowia Dziecka, który podawał ją ciężko chorym dzieciom z tzw. padaczką lekooporną.
Efekty tej kuracji okazały się zdumiewająco dobre. Rodzice małych pacjentów twierdzili, że marihuana medyczna to pierwszy lek, który przyniósł ulgę ich dzieciom. Zredukował liczbę napadów z kilkuset dziennie do kilku w miesiącu. W obawie o posądzenie, że w CZD stosuje się niedozwolone terapie, zarząd szpitala zwolnił lekarza dyscyplinarnie. Rodzice pikietowali potem pod CZD w jego obronie. Skandowali: „To skandal, aby w naszym kraju umierały dzieci, a bohaterscy lekarze otrzymują dyscyplinarkę!”.
Twarzą społecznej kampanii o legalizację marihuany jako leku stał się również Tomasz Kalita, były rzecznik SLD, u którego wykryto złośliwy nowotwór mózgu. W imieniu innych chorych prosił rząd o dostęp do olejku z marihuany medycznej, która może uśmierzyć ból.
Tomasz Kalita pod koniec sierpnia 2016 roku wraz z SLD złożył w Sejmie petycję o jak najszybsze dopuszczenie medycznej marihuany do leczenia pacjentów. Był także autorem projektu ustawy legalizującej olej konopny, która trafiła do Sejmu. Nie doczekał jednak jej uchwalenia.
Wielkim orędownikiem marihuany medycznej stał się również poseł Piotr Liroy-Marzec. Złożył w Sejmie projekt ustawy regulującej ten problem i uczestniczył we wszystkich pracach nad tym dokumentem.
Ministerstwo Zdrowia długo jednak nie kryło sceptycznego do niego stosunku.