Lekarz skazany za korupcję. Teraz kieruje oddziałem w bielskim szpitalu
Prof. Marek Kulikowski jest szefem oddziału ginekologicznego i położniczo-noworodkowego. W 2013 roku został skazany prawomocnym wyrokiem.
Ówczesny wyrok: 2 lata więzienia w zawieszeniu na 5 lat i grzywna. Sąd uznał, iż w zamian za różne korzyści finansowe profesor ustawiał szpitalne przetargi korzystnie dla jednej z firm farmaceutycznych. Zarzuty dotyczyły okresu, gdy pracował w szpitalu wojewódzkim w Białymstoku. Był tam ordynatorem ginekologii.
Teraz 71-letni lekarz jest kierownikiem podobnego oddziału w Bielsku Podlaskim. Niedawno po remoncie oddział wznowił działalność. Oprócz nowego wyposażenia i wystroju ma teraz nową kadrę. I właśnie kierownika.
Sam zainteresowany o swoim awansie nie chciał rozmawiać, odsyłał do rzecznika i dyrekcji szpitala. A gdy spytaliśmy o ciążący na nim wyrok, zamilkł i się rozłączył.
Niestety dyrektorka szpitala, ani jej zastępca, a także rzecznik nie chcieli sprawy komentować. Sekretarka tłumaczyła, że mają spotkanie.
Jednak jeszcze przed otwarciem oddziału (podczas wystąpienia na sesji rady miasta) Arsalan Azzadin, wicedyrektor szpitala zapowiadał, że w nowym zespole będą osoby starsze, bo specjalistów po prostu jest mało. Tym bardziej tych z odpowiednim stopniem, w sile wieku i dobrą opinią.
Podobne problemy z zatrudnieniem specjalistów mają też inne szpitale w regionie. W Kolnie pracuje więc lekarz, któremu kiedyś zarzucano przyjmowanie porodu pod wpływem alkoholu, w Sokółce zaś ginekolog, którego obarczano winą za doprowadzenie do śmierci dziecka podczas porodu.
Dyrektorzy powiatowych szpitali przyznają, że często nie mają wyboru, więc przyjmują każdego, kto ma uprawnienia i zgodzi się u nich pracować. - Bardzo trudno ściągnąć dobrego specjalistę, a tym bardziej młodego - mówi Andrzej Szewczuk, dyrektor szpitala w Siemiatyczach. - Jest ich po prostu mało. Wolą wybierać pracę w większych ośrodkach, bo tam mają perspektywę kariery: robienia dodatkowych specjalizacji, zdobywania stopni. My specjalistów możemy przyciągać tylko dobrą płacą i atmosferą. Ale nie każdy specjalista, niezależnie od wieku, chce jeździć kilkadziesiąt, czy kilkaset kilometrów do pracy. Dlatego bardzo cenni są lokalni lekarze.
Specjalistów jest mało, bo i specjalizację zrobić jest ciężko. - To niezrozumiałe, że ponad 90 proc. zdających oblewa egzaminy. Według mnie to wina państwa - mówi Jarosław Pokoleńczuk, dyrektor szpitala w Mońkach,
On również na nadmiar specjalistów nie narzeka. Podobnie jak szpitale w Sokółce, Sejnach. - W naszej placówce jest na styk, ale ogólna tendencja jest taka, że brakuje pediatrów, chirurgów i anestezjologów - mówi Waldemar Kwaterski, dyrektor szpitala) i Hajnówce. Choć w tym ostatnim ordynatorem ginekologii jest stosunkowo młody bielszczanin, który niedawno pracował w Bielsku. A na oddział przyjął panią ginekolog, która z bielskiego szpitala odeszła przed rokiem.