Lekarza pilnie zatrudnię. W miłej atmosferze izby
Takie ogłoszenie już od maja publikuje izba wytrzeźwień. Plakaty wiszą nawet w szpitalach. Jednak chętnych jest jak na lekarstwo.
Nikt nie chce przyjść – przyznaje Marian Hodun, dyrektor białostockiej izby wytrzeźwień. Chodzi o lekarza, który będzie badał doprowadzonych nietrzeźwych. Lekarz poszukiwany jest już od maja. Wywieszono nawet ogłoszenia na białostockich szpitalach. Bez skutku.
Na szczęście biedy nie ma – na dyżury do izby przychodzi ośmiu lekarzy. – Wszyscy na umowę o pracę. Ale nie wszyscy w pełnym wymiarze godzin. Stąd potrzeba kolejnego – tłumaczy Marian Hodun. Przyznaje, że lekarza zaczął szukać już w maju, bo chciał zabezpieczyć się na czas urlopowy. Bo przecież w izbie lekarz musi być 24 godziny na dobę.
W czasie wakacji jakoś sobie poradził – lekarze brali dodatkowe dyżury. Ale już się buntują. Dlatego ogłoszeń nie zdjął. I ma nadzieję, że ktoś się w końcu zgłosi. Proponuje m.in.: Godziwe wynagrodzenie, dobre warunki pracy i... miłą atmosferę.
– Bo to przecież umowa o pracę, świadczenia z tytułu bycia pracownikiem samorządowym. No i jakkolwiek nie jest to miła praca, to w grupie sympatycznych osób – tłumaczy Hodun. Ale przyznaje, że obsługa nietrzeźwych do przyjemnych nie należy. To nierzadko osoby agresywne, doprowadzone w kajdankach.
Choć w ogłoszeniu zapewnia, że na lekarza czeka „godziwe wynagrodzenie”, nie chce wymienić stawek. – Nie zdradzam tajemnic służbowych – mówi. Ale przyznaje: – Byli chętni do pracy. Ale gdy usłyszeli stawki, rezygnowali.
A dr Ryszard Kijak, szef białostockiego oddziału Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, pracę w izbie wytrzeźwień zna. Pracował tu przez pięć lat. Co prawda 20 lat temu... – To bardzo ryzykowne zajęcie – mówi. Bo człowiek może być nieprzytomny, niezborny nie tylko z powodu wypitego alkoholu. Tu trzeba umieć ocenić sytuację, zdecydować, kiedy odesłać pacjenta na badanie głowy. – Niektórzy doprowadzeni mają dobrą pamięć i taki lekarz może się bać, ze kiedyś jak na ulicy spotka takiego gamonia, którego zakwalifikował do położenia, to ten gamoń może mu nawciskać po dziobie – dodaje.
Cztery miesiące poszukiwania lekarza. I skutku nie ma żadnego. Tak jest w izbie wytrzeźwień. Za mało jest lekarzy w Białymstoku?
prof. Marcin Moniuszko, prorektor ds. nauki Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku: Rynek pracy lekarzy to bardzo skomplikowany temat. Zróżnicowana wycena świadczeń zdrowotnych sprawia, że lekarze różnych specjalizacji i na różnym etapie rozwoju otrzymują bardzo zróżnicowane propozycje finansowe: od bardzo niskich do bardzo wysokich. Tym niemniej, w perspektywie nie tyle miasta, ile całego regionu i kraju wydaje się, że tak jak na całym rynku pracy, w tej chwili mamy do czynienia z sytuacją, że pracy jest więcej niż zdolnych do jej podjęcia lekarzy. I dlatego bardzo często to praca szuka pracownika, a nie pracownik pracy.
Ale mówi się też, że lekarze mało zarabiają...
To też złożony problem. To m.in. zależy od wykonywanej specjalizacji oraz tego czy pracuje w szpitalu, przychodni czy gabinecie. Jeśli lekarz jest zdeterminowany i jest w stanie pracy na dyżurach poświęcić swój cały czas wolny, to wtedy te możliwości zarobienia rzeczywiście rosną. Ale bardzo często kosztem rodziny i własnego zdrowia. Oczywiście, lekarze szukają pracy z wyższym uposażeniem – nierzadko poza miejscem zamieszkania, bo poza Białymstokiem warunki finansowe dla lekarzy bywają często o wiele lepsze. To także może zniechęcać wielu lekarzy do pracy w samym Białymstoku