Lekarze już nie będą jeździć w karetkach pogotowia
Za dwa lata w ambulansach przestaną pracować lekarze. W karetkach będzie jeździć natomiast trzech ratowników medycznych. To jedna z propozycji resortu zdrowia. Planowanych zmian jest więcej.
Rezygnacja z lekarza w ambulansie, likwidacja prywatnych karetek i obowiązek udzielenia pierwszej pomocy to główne założenia projektu ustawy, który właśnie trafił do konsultacji społecznych i od razu wywołał burzę wśród pacjentów, lekarzy i ratowników. Zgodnie z propozycją Ministerstwa Zdrowia, w 2018 roku z karetek pogotowia mają zniknąć lekarze. Do pacjentów będzie jeździć trzech ratowników medycznych.
- Uważam, że lepszym rozwiązaniem jest pozostawienie lekarzy w karetkach, przynajmniej w części zespołów ratunkowych. Rezygnacja z lekarzy to krok do tyłu w rozwoju medycyny ratunkowej. Nie pamiętam czasów, gdy w karetkach nie byłoby lekarza. W mniejszym lub większym stopniu, ale zawsze byli obecni z korzyścią dla pacjenta - mówi Zdzisław Kulesza, dyrektor Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Lublinie.
Lekarze nie kwapią się do pracy w karetkach
Związki zawodowe zwracają uwagę na to, że sami lekarze już od lat nie garną się do pracy w pogotowiu.
Z kolei Marek Stankiewicz, rzecznik Lubelskiej Izby Lekarskiej przypomina, że w czasach jego studiów w karetkach jeździli wyłącznie lekarze.
- Jednak najnowsze trendy światowe wskazują, że wykształcenie lekarza jest zbyt kosztowne, by później wsadzać go do karetki. Taki wzorzec funkcjonuje już od 20 lat w Stanach Zjednoczonych i krajach Europy Zachodniej - wyjaśnia Stankiewicz.
Nowa ustawa zakłada również, że świadkowie wypadku czy innego zdarzenia będą zobowiązani do udzie-lenia poszkodowanemu pomocy. - Pierwsza pomoc nie polega tylko na powiadomieniu pogotowia, ale również na podjęciu działań ratunkowych. Liczy się każda minuta, dlatego nie można być biernym. Nie ma powodu do obaw, że zaszkodzimy pacjentowi w stanie zagrożenia życia - przypomina szef lubelskiego pogotowia.
Koniec prywatnych karetek
Nowelizacja ustawy o ratownictwie medycznym zakłada, że znikną prywatne karetki pogotowia. Zdaniem resortu zdrowia, konkurencja w udzielaniu pomocy między publicznymi a prywatnymi stacjami pogotowia nie służyła pacjentom. - Uważam, że zniesienie konkursów NFZ jest dobrym kierunkiem. Jednak, na razie, nie wiemy jakimi pieniędzmi będą dysponować na stacje pogotowia wojewodowie w danym rejonie - mówi Zdzisław Kulesza, dyrektor Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Lublinie.
Większe obawy mają jednak firmy prywatne, które swoimi karetkami przewożą pacjentów między szpitalami, zajmują się transportem krwi lub zabezpieczeniem imprez masowych. - Trudno przewidzieć, jak będziemy działać po wejściu w życie ustawy, ale na pewno państwowe karetki nie są w stanie obsłużyć wszystkiego. Z pewnością upublicznienie ratownictwa medycznego będzie dla nas niekorzystne - mówi anonimowo ratownik medyczny z prywatnego pogotowia na terenie woj. lubelskiego.
Specjaliści zaznaczają, że ratownictwo medyczne nie może być biznesem, bo chodzi tu o ratowanie życia. - Niestety, prywatne pogotowia nastawione są na zysk, a powinny być non profit - zwraca uwagę Marian Zepchła, przewodniczący NSZZ „Solidarność” w lubelskim pogotowiu. Projekt ustawy zaznacza za to, że ratownicy mają być zatrudniani na umowę o pracę, a nie na podstawie umowy cywilnoprawnej. - Jednak same zmiany ustaw nic nie zmienią, gdy nie będzie zwiększonego finansowania na ratownictwo w Polsce. Od 9 lat ratownicy medyczni nie dostali żadnych podwyżek. Średnia pensja ratownika z wysługą lat wynosi maksymalnie do 3 tys. złotych - informuje Zepchła.
Ratunek na motocyklach
Według nowych przepisów, wprowadzony ma być motocyklowy zespół ratownictwa, funkcjonujący od maja do końca września przez 12 godzin na dobę. Zapłaci za to budżet państwa. Przypomnijmy, że obecnie NFZ nie finansuje pogotowia na motocyklach, mimo że ratownicy w ten sposób docierają do osób poszkodowanych o wiele szybciej. Powstanie również lista automatycznych defibrylatorów. - Ułatwi to dyspozytorom wskazanie osobie wzywającej pomoc, gdzie znajduje się najbliższy aparat, co zwiększa szansę na uratowanie życia nawet do 50 - 70 procent - dodaje szef lubelskiego pogotowia.