Sulęcin. Kiedy mama Kasi byłą z nią w ciąży, nic nie wskazywało na to, że dziewczynka urodzi się tak chora... Kasia potrzebuje wsparcia finansowego na rehabilitację, leczenie i sprzęt ortopedyczny,
Kasia Wołoszko urodziła się z przepukliną oponowo-rdzeniową, wodogłowiem i stopami końsko-szpotawymi. Cierpi także na refluks nerkowy i pęcherz neurogenny (co trzy godziny jest cewnikowana).
Nic nie wskazywało na to, że dziecko ma jakąś wadę rozwojową.
- Ciąża przebiegała wręcz książkowo. Na początku miałam tylko mdłości i wymioty, normalne objawy. Na pierwszym USG wszystko było według lekarza prowadzącego w porządku, więc kolejnego też się nie obawialiśmy - mówi Martyna Wołoszko, mama dziewczynki.
- Na USG połówkowym lekarz stwierdził stopy końsko - szpotawe. Pocieszał nas, że to da się skorygować, zajmują się problem specjaliści z Poznania. To już był pierwszy „strzał”.
Rodzice oswoili się z myślą, że po porodzie łatwo nie będzie, ale podświadomie jeszcze coś nie dawało im spokoju. - Lekarzowi chyba też, bo skierował nas do ginekologa w Szczecinie, który specjalizuje się w badaniach prenatalnych. Miałam nadzieję, że jednak dziecko okaże się zdrowe. Umówiliśmy się na wizytę - mówi pani Martyna. Do jej oczu napływają łzy...
Każdy jej gest pokazuje, jak bardzo córkę kocha i jak cierpi z żalu.
Lekarz w Szczecinie nie tylko potwierdził diagnozę lekarza prowadzącego, ale stwierdził jeszcze małogłowie, rozszczep kręgosłupa i brak móżdżku.
- Lekarze straszyli, że urodzę „warzywko”, że najlepiej ciążę usunąć, ale w Polsce już jest za późno, więc sugerowali wyjazd za granicę - opowiada „Gazecie Lubuskiej” mówi pani Martyna. I płacze.
Kasia urodziła się w Gorzowie przez cesarskie cięcie. Zespół chirurgów dziecięcych już był przygotowany. W czwartej godzinie po porodzie dziewczynka przebyła zabieg zamknięcia przepukliny.
- Rozszczep kręgosłupa spowodował niedowład wiotki nóg. Teraz Kasia nie chodzi. Ale rusza nogami, a to daje nam nadzieję, że może kiedyś o własnych siłach będzie w stanie zrobić choć parę kroków - mówi mama. - Pomimo wszystko cieszę się, że Kasia jest w takim stanie, w jakim jest, bo umysłowo rozwija się cudownie, mimo że jeszcze nie mówi. A przecież lekarze prorokowali, że będzie „warzywkiem”.
Dziś, choć dziewczynka nadal bardzo chora, jest uśmiechnięta. Widać w niej energię i chęć do życia. Żeby jednak mogła żyć, w możliwie najlepszym na jej stan zdrowiu, potrzebne są pieniądze na zaopatrzenie ortopedyczne (zakup pionizatora, ortezy, kombinezonów specjalistycznych), na turnus rehabilitacyjny, a przede wszystkim na codzienną rehabilitację.
- Mąż zarabia najniższą krajową, czyli około 1500 zł, ja jestem na urlopie macierzyńskim i mam tyle, co mąż. Dostaję jeszcze 500 zł na Kasię i jej siostrę oraz 183 zł na rehabilitację - wylicza pani Martyna.
Jedna pensja idzie na rehabilitację, połowa drugiej na opłaty. Reszta zostaje na życie i lekarstwa. Rodzice odkładają każdy grosz, ale pieniędzy na sprzęt i rehabilitację wciąż jest za mało.