Lekkoatletyka. Patrycja Bereznowska: Zawody w Rzeszowie są dla mnie zawsze sentymentalną podróżą
Szósty Ultramaraton Podkarpacki, szósta wygrana Patrycji Bereznowskiej, ale coś mi się wydaje, że miała pani do pokonania nie tylko 115 kilometrów, ale też chorobę.
Niestety, w drodze do Rzeszowa przyplątała się chyba jakaś angina i trochę dokuczała podczas oddychania. Gdyby nie to, pokonałaby pani także wszystkich mężczyzn?
Tym razem nie planowałam absolutnego zwycięstwa. Mam za sobą trzy tygodnie bardzo mocnych treningów i start w Rzeszowie z założenia miał być spokojny. Poza tym ruszyliśmy na trasę dwie godziny wcześniej, o północy, więc trzeba było biec dwie godziny dłużej w ciemności. I to ten najtrudniejszy odcinek. W tej sytuacji biegłam bardzo zachowawczo, chcąc uniknąć wywrotki, jakiegoś skręcenia kostki, bo mam duże plany startowe na ten rok. Biegłam na miejsce, nie na czas.
Pogoda wytrzymała i trasa była chyba sucha.
Kilka razy pokropiło, ale było to nawet przyjemne. Trasa była okej.
Wilgotność powietrza nie doskwierała?
Fakt, było dość parno, duszno, ale to dla mnie nie problem. Przygotowuję się do biegu Badwater w Kalifornii, w Dolinie Śmierci, i robię teraz dużo treningów saunie.
W saunie? To bezpieczne dla zdrowia?
Skoro mam biec w temperaturze dochodzącej do 55 stopni, a tyle może być w lipcu w Kalifornii, to muszę się na to odpowiednio przygotować.
W dalszej części artykułu m.in.:
"Przygotowuję się do biegu Badwater w Kalifornii, w Dolinie Śmierci, i robię teraz dużo treningów saunie".
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień