Leśnicy kontra ekolodzy. Bratobójcza bitwa o drzewa?
Jak protesty aktywistów proekologicznych wobec gospodarki Lasów Państwowych przedstawiają się z perspektywy bieszczadzkich leśników? Rozmawiamy z Edwardem Marszałkiem, rzecznikiem prasowym Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie.
Co bieszczadzcy leśnicy myślą i czują, kiedy słyszą zarzuty aktywistów proekologicznych, że pracownicy Lasów Państwowych „wycinają Bieszczady”?
Na pewno czujemy żal, że poprzez przekaz skupiony na emocjach próbuje się dyskredytować efekty naszej pracy. Myślimy jednak, że jest to w tej samej mierze efekt niewiedzy, jak i manipulacji. Nasza praca polega również na wycinaniu drzew, ale z konkretnymi uwarunkowaniami co do celów hodowlanych i w ramach prawa. Dlatego zarzuty aktywistów często ocierają się wręcz o podżeganie leśników do czynów zabronionych.
Działacze proekologiczni kontra leśnicy. Czyli dwa środowiska deklarujące troskę o lasy w sporze dotyczącym… troski o lasy. Nieporozumienie, brak komunikacji między stronami, rozbieżność w wizjach ochrony drzewostanu?
Zwrócę uwagę, że to dwa różne środowiska; z jednej strony jest grupa 20 do 30 osób, głównie z zewnątrz, bez jakiegokolwiek statusu, żądająca od leśników działań niezgodnych z prawem. Z drugiej strony instytucja państwowa zarządzająca obszarem około 420 tys. ha na podstawie ustawy o lasach. Mówimy wprawdzie o tym samym, ale innym językiem. Przekaz, którym posługują się aktywiści, ma sugerować odbiorcom, że istnieje gdzieś w Bieszczadach wielki, zwarty kompleks leśny, będący pierwotnym lasem - Puszczą Karpacką. Tymczasem Bieszczady do końca ostatniej wojny były dość gęsto zaludnione, miały przede wszystkim charakter rolniczy i pasterski, zaś lasy były intensywnie użytkowane gospodarczo. Wycinano je na drewno dla przemysłu, ale też pod nowe uprawy i pastwiska. Dopiero po akcji „Wisła”, gdy się wyludniły, przeprowadzono wielką kampanię zalesieniową. W karpackiej części regionu lesistość wzrosła z 31,7 procent do ponad 60,3. Na obszarze samych Bieszczadów ten wzrost jest jeszcze wyższy. Dlatego sugerowanie opinii publicznej, że wszędzie tam rozciąga się pradawna Puszcza Karpacka, niemal nietknięta ręką człowieka, to oczywista manipulacja. Zwracam uwagę, że aktywiści nazywając te lasy naturalnymi, przy jednoczesnym piętnowaniu prowadzonej tam od wieków działalności człowieka, a od 70 lat zorganizowanej gospodarki leśnej, zaprzeczają własnym słowom. To praca kilku pokoleń leśników sprawiła, że Bieszczady są coraz bardziej lesiste i coraz bogatsze przyrodniczo.
Dlaczego tak trudno jest o porozumienie? Nie wspominając o współdziałaniu? I co RDLP zrobiła, żeby do porozumienia doszło?
Rozmawiamy z wieloma interesariuszami, współpracujemy ze stowarzyszeniami i samorządem, gdyż są to rzeczywiste reprezentacje społeczności lokalnych. Podjęliśmy już wielokrotnie próby rozmów również z nieformalną grupą osób, jaką jest Inicjatywa Dzikie Karpaty. Tyle tylko, że w tym przypadku nie wiadomo z kim rozmawiać, nie ma wśród nich reprezentacji, nie ma zatem też osób, które wzięłyby na siebie odpowiedzialność za jakiekolwiek ustalenia. A za stan lasu, za realizację planów urządzeniowych i za efekt ostateczny w postaci trwałego drzewostanu odpowiada nadleśniczy. Natomiast aktywiści, przedstawiając żądania, żadnej odpowiedzialności nie ponoszą - to dość wygodna dla nich sytuacja. Spotykaliśmy się z członkami IDK wielokrotnie - rozmowy podczas spotkań, zarówno kameralnych, jak i terenowych, były spokojne i merytoryczne, a po spotkaniach ich media społecznościowe wyłącznie nas atakują. Nie przypominam sobie żadnego pozytywnego postu na temat leśnictwa. Przypomnę, że w ubiegłym roku zorganizowaliśmy specjalną konferencję w Mucznem, na którą zaprosiliśmy naukowców z różnych dziedzin wiedzy przyrodniczej i historycznej, jak również 20 aktywistów, przedstawicieli różnych organizacji. Był czas na rzeczową dyskusję, było spotkanie na różnych powierzchniach w lesie. Liczyliśmy, że to dwudniowe spotkanie da nam wszystkim większą wiedzę o bieszczadzkim lesie i zaowocuje zrozumieniem swoich racji. Skończyło się tylko wręczeniem nam kolejnego żądania „wstrzymania wycinki” i „wstrzymania polowań”, podpisanego przez nieformalną grupę obecnych tam aktywistów.
Jak odpierać zarzuty, że leśnicy „wycinają Bieszczady”? Bo przecież wycinka jest prowadzona.
Owszem, wycinamy drzewa, pozyskujemy z nich drewno, ale posądzani jesteśmy o praktyki prowadzące do apokaliptycznych wizji. Pamiętajmy, że pozyskanie w ramach naszej gospodarki jest prowadzone od ostatniej wojny, a skutek jest taki, że lasów przybyło, wzrosła ich zasobność, wzrosła różnorodność siedlisk i gatunków. Przybywa niedźwiedzi, wilków, bobrów i zwierzyny płowej. Wyłączamy partie cennych drzewostanów z użytkowania, znakomita większość rezerwatów na gruntach Lasów Państwowych powstała na wniosek leśników, wnioskujemy o uznanie drzew za pomniki przyrody, prowadzimy z sukcesem programy aktywnej ochrony żubrów, głuszców, węża Eskulapa czy cisów. Poziom wycinki, ustalany limitem planów urządzeniowych, w tym wszystkim nie przeszkadza.
Pojawiają się też zarzuty o nierentowności pozyskania w Bieszczadach?
Z jednej strony słyszymy slogany, że działamy rzekomo wyłącznie „z chęci zysku”, a z drugiej krytykuje się utrzymywanie deficytowych bieszczadzkich nadleśnictw. Trzeba wyjaśnić, że Lasy Państwowe jako całość, od swego powstania w 1924 roku mają się utrzymywać z własnych przychodów, nie z dotacji budżetowych. Nie znaczy to jednak, że za wszelką cenę muszą maksymalizować zysk. Wprost przeciwnie, gospodarując w górach największy nacisk kładziemy na szereg proekologicznych modyfikacji i rozwiązań, ograniczamy maksymalną dopuszczalną powierzchnię prac, rezygnujemy ze zrębów zupełnych, obligatoryjnie pozostawiamy drewno martwe, kępy drzew biocenotycznych itd. Nadleśnictwa górskie świadczą też bardzo wiele funkcji społecznych i turystycznych, budują obiekty małej retencji. Stąd jest to działalność mniej zyskowna, zwłaszcza w porównaniu do innych państw Unii Europejskiej. Ten deficyt bierze się z faktu, że rozmiar pozyskania jest też znacznie mniejszy niż w typowym nadleśnictwie nizinnym, choćby z tytułu istnienia na ich terenie wielu ustawowych form ochrony przyrody oraz rezygnacji z użytkowania wielu cennych przyrodniczo terenów przez same nadleśnictwa.
Jednym z zarzutów jest także porzucenie przez Lasy Państwowe pomysłu ustanowienia rezerwatu na terenie tzw. Lasu Bukowego. Jak to się stało?
To była propozycja sprzed 25 lat i od ćwierćwiecza nie znalazła się w planach kompetentnych organów ochrony przyrody, dlatego w bieżącym planie urządzenia lasu dla Nadleśnictwa Stuposiany zaprojektowano tam cięcia ukierunkowane na wspieranie naturalnych odnowień jodły, a więc na przywracanie naturalnego składu dla tych przekształconych niegdyś mocno drzewostanów. Przypomnę, że lasy w całej dolinie potoku Roztoki jeszcze w okresie międzywojennym były użytkowane zrębami zupełnymi przez spółki kupieckie, które do cięć i do spławu drewna zatrudniały tu Hucułów sprowadzanych aż z Czarnohory. Obecnie cięcia prowadzone są tylko w części obszaru proponowanego kiedyś na rezerwat i nie wykluczają objęcia tych drzewostanów ochroną w przyszłości, natomiast zapewnią im większą witalność. Do tego właśnie jest zobowiązany nadleśniczy. Mamy też wizję udostępnienia tego lasu dla turystyki w formie ścieżki „Śladem huculskich drwali”, która może dać nowy motyw poznawczy dla miłośników Bieszczadów a jednocześnie odciążyć przeludnione szlaki na połoninach. I jeszcze ważna kwestia; żadna z instancji struktury Lasów Państwowych nie jest upoważniona do tworzenia rezerwatów i parków narodowych, zatem sam adresat protestów jest chybiony. Można odnieść wrażenie, że aktywistom bardziej chodzi o nagłaśnianie sprawy, niż o jej rzeczowe załatwienie.
Apogeum sporu nastąpiło podczas blokady przez działaczy proekologicznych siedziby krośnieńskiej RDLP. Doszło do agresji fizycznej. Znana jest ich wersja wydarzeń, jak ten protest przebiegał według wersji leśników?
Te kwestie są przedmiotem postępowania policyjnego, zatem zaczekajmy na ustalenia. Ważna rzecz w tym wszystkim, że owego dnia na półtoragodzinnym spotkaniu z kierownictwem RDLP reprezentanci aktywistów otrzymali odpowiedzi na swoje pytania, ustalono też, że nazajutrz spotkają się w lesie w Nadleśnictwie Stuposiany z nadleśniczym i przedstawicielem Dyrektora RDLP. W spokojniej atmosferze rozstaliśmy się, po czym za kilkanaście minut mieliśmy już zablokowane bramy wyjazdowe z firmy i eskalację formy protestu. Zapewniam, że z naszej strony, mimo prowokacyjnych zachowań protestujących, nie było agresywnych reakcji. Wezwanie policji w tej sytuacji było sprawą oczywistą, gdyż blokada miała miejsce już po godzinie 15, a więc po czasie zgłoszonym na protest. Ubolewamy, że doszło do incydentu przed bramą biura. Nie mieliśmy na to wpływu, bowiem pozbawiono nas możliwości opuszczenia obiektu, a całe zajście trwało zaledwie kilka minut. Wobec tych wydarzeń, spotkanie w Stuposianach zostało odwołane.
Aktywiści deklarują zaostrzenie form protestu. Jak odpowiedzą pracownicy Lasów Państwowych?
Szanujemy prawo każdego obywatela do wyrażania swych poglądów. Obywatelom wolno robić wszystko, czego prawo nie zabrania, zaś nam, jako pracownikom państwowej organizacji, tylko to, do czego prawo nas upoważnia. Jeśli te formy protestów przybiorą pozaprawny charakter, pozostanie nam tylko wzywać służby porządkowe. Natomiast chcemy się skupiać na pozytywnej pracy na rzecz regionu, na współpracy z lokalnymi społecznościami, bo Lasy Państwowe powołano również do świadczenia licznych funkcji społecznych i środowiskowych. Samo zamknięcie lasu pod ścisłą ochronę to zabieg dość prosty, ale z punktu widzenia interesów regionu, miejscowej ludności i samej przyrody - bezzasadny.