
Coraz wyższe ceny legalnych papierosów napędzają szarą strefę. To dlatego polsko-ormiańska grupa postanowiła przemycać tytoń ze Wschodu i na lewo rozprowadzać go po kraju. Podobny proceder zlikwidowano latem w Krakowie, gdzie handlem tytoniem zajmowali się Ormianie wraz z miejscowymi kibolami.
Od blisko roku Sąd Okręgowy w Toruniu analizuje to, co Centralne Biuro Śledcze Policji podsłuchiwało przez 8 miesięcy. A jest czego słuchać!
„10 czerwonych, 5 zielonych”
Maciej K., główny oskarżony w tym dużym papierosowym procesie, prowadził interesujące rozmowy ze współoskarżonymi przez telefon komórkowy. Rozmawiał o premier Beacie Szydło, o biletach do kina, klepkach w podłodze, częściach do samochodu.
Według CBŚP i prokuratury zorganizowana grupa przestępcza „szyfrowała” tak informacje. Według obrońcy głównego oskarżonego to absurd. - Owszem, gdy ktoś do Macieja K. dzwonił i zamawiał „dziesięć czerwonych i pięć zielonych” to trudno podważać to, że zamawiał papierosy (mocne i mentolowe). Jednak dopatrywanie się w rozmowach o biletach do kina szyfrowania informacji o liczbie „wagonów” zakrawa na absurd - przekonuje adwokat Weronika Król-Dybowska, obrońca Macieja K.
Prokuratura Okręgowa w Toruniu akt oskarżenia przeciwko temu mężczyźnie i 28 innym osobom oparła w dużej mierze na podsłuchach. Ale nie tylko. Śledczy mają swoje silne argumenty, które sąd będzie musiał wziąć pod uwagę.

5,5 zł za paczkę papierosów
Jak twierdzą policjanci, zorganizowana grupa przestępcza, którą kierował Maciej K. z Grudziądza, naraziła Skarb Państwa na 2,5 mln zł strat - z tytułu nieodprowadzanych podatków (akcyzowego i VAT) oraz nieopłaconego cła.
Mężczyźni sprowadzali papierosy ze Wschodu, przechowywali je, ukrywali, a następnie wprowadzali w obieg. Grupę stanowiło 10 osób. Pozostałych 19 oskarżonych to detaliści, czyli osoby, które „lewe papierosy” sprzedawały. Na przykład na targowiskach albo w tak zwanym prywatnym obiegu.
Paczka papierosów ze Wschodu kosztowała 5,50 zł. Na „wagonie” (10 paczek), Maciej K., jak zeznał, chciał mieć 5 zł zysku. Według śledczych przez ręce grupy przeszły 2 mln sztuk papierosów bez polskich znaków akcyzy.

Broniąca Macieja K. prawniczka skupiła się na strategii mającej podważyć skalę zarzucanego mu przestępstwa. Po drugie zaś, postanowiła udowodnić, że „żadnej mafii tu nie było”.
Przypomnijmy, że w roku 2016, kiedy wpadła opisywana grupa, paczka legalnych papierosów kosztowała w sklepie 11-15 zł. - Ludzie szukali wtedy dojść do tańszego tytoniu. Czynią tak zresztą i dziś. Robienie jednak z tej sprawy historii o zorganizowanej grupie przestępczej jest nieporozumieniem - przekonuje adwokat Weronika Król-Dybowska.
Polacy, Ormianie i Litwa w tle
Jak ustaliła prokuratura, proceder odbywał się w 2016 roku, a jego centrum stanowiły okolice Grudziądza (województwo kujawsko-pomorskie). Tutaj docierał transport lewego tytoniu, który był przechowywany i wysyłany dalej, w Polskę - do detalistów, a także na targowiska w różnych miejscach kraju.
Wiosną 2016 r. śledczy zatrzymali podejrzanych w różnych sytuacjach. Macieja K. wraz Łukaszem B. i Przemysławem Z. - podczas rozładunku papierosów w garażu, w Nowej Wsi pod Grudziądzem. Mariusza M. - na stacji paliw w regionie. Podróżował z kolegą samochodem ciężarowym, w którym ujawniono lewe papierosy.
Skąd pochodził tytoń? Z zeznań złożonych w śledztwie przez niektórych oskarżonych wynika, że papierosy członkowie grupy mieli kupować na przykład w Braniewie od Rosjan albo też od Litwinów. Dla bezpieczeństwa transakcje odbyły się w lesie.
Kto miał tworzyć grupę przestępczą? Dziesięć osób. Bossem był Maciej K., 43-latek z Grudziądza, w przeszłości parający się sprowadzaniem do Polski niemieckich samochodów, już wcześniej karany. Inni członkowie grupy reprezentują ciekawy wachlarz profesji. Łukasz B. to kierowca z Suwałk. Wojciech B. - zawodowy instruktor łyżwiarstwa szybkiego z Elbląga, na utrzymaniu konkubiny (jak twierdzi). Pozostali Polacy to albo osoby deklarujące prowadzenie niewielkich biznesów, albo utrzymywanie się z prac dorywczych.
Wśród oskarżonych znalazło się też dwóch mężczyzn narodowości ormiańskiej. Pierwszy to Artur V., mający ukraińskie i polskie obywatelstwo, wiceprezes spółki joint venture w Grudziądzu, zajmującej się m.in. sprzedażą pojazdów. Drugi Ormianin to Vardan T-V., legitymujący się obywatelstwem ormiańskim i polskim, technolog żywienia, pomagający małżonce w prowadzeniu firmy.
A kim są oskarżone w procesie „płotki”? Tu znów mamy przekrój społeczny w pełnej krasie - osoby bezrobotne, emerytki (dwie kobiety), renciści, ochroniarze, szeregowi pracownicy z Grudziądza, Wąbrzeźna i innych miejscowości regionu. W tej grupie znaleźli się również Maciej Sz., informatyk z wyższym wykształceniem, zatrudniony w wojsku, oraz Zbigniew K, pracujący w szpitalu jako opiekun. Jak widać, zainteresowanie nałogiem tytoniowym w niskiej cenie potrafi łączyć ludzi najróżniejszych zawodów.
Biegły od slangu konieczny?
Czy „Beata Szydło”, „bilet do kina” i „klepka w podłodze” stanowiły elementy przestępczego szyfru? Czy słowa o tym, że „do kina pójdą też dzieci” miały ukryte znaczenie?
Wygląda na to, że bez biegłego od slangu przestępczego w toruńskim sądzie się nie obędzie. Obrońcy głównych oskarżonych chcieliby też, by przed obliczem Temidy wypowiedział się policjant z Elbląga, którego dziełem są stenogramy podsłuchiwanych miesiącami rozmów telefonicznych. Według adwokatów: „pełne nieścisłości, wręcz niechlujne”.
Maciej K., który przyznaje się tylko do części zarzucanych mu przestępstw (sprowadzał i sprzedawał, ale niewiele; żadnej grupy nie stworzył) ma o co walczyć w sądzie. Tylko za kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą grozi mu do 10 lat więzienia. Pozostałym oskarżonym o udział w papierosowej mafii - do 5 lat więzienia. „Płotkom” natomiast - grzywny lub kary ograniczenia wolności.

Po blisko roku od startu procesu widać, że rychło się on nie skończy.
Biznes wart rozlewu krwi
Dowodów na to, jak intratnym biznesem w Polsce jest obecnie nielegalny handel papierosami ze Wschodu, nie brakuje. Jednym z najbardziej szokujących są wypadki, do których doszło w Krakowie w sierpniu ubiegłego roku.
Antyterroryści zatrzymali wówczas pod centrum handlowym M1 grupę dwudziestu sześciu mężczyzn. Byli to wyposażeni m.in. w maczety, broń palną i noże Ormianie oraz Rosjanie rodem z Czeczenii. Akcja udaremniła krwawą bitwę, do której w biały dzień miało dojść w miejscu pełnym ludzi między mafią ze Wschodu i gangsterami wywodzącymi się ze środowiska kiboli Cracovii.
O co chodziło? O przejęcie władzy na krakowskich placach targowych. Wcześniej panowała na nich wspólna grupa Ormian oraz gangsterów związanych z kibolami Wisły. Kiedy jednak policja przeprowadziła aresztowania w słynnej ekipie „Miśka”, pojawiła się luka, w którą postanowili wejść kibole Cracovii, pragnący podporządkować sobie Ormian.
Wszystkim zatrzymanym prokuratura postawiła zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej.