Ostatni w tym sezonie spektakl Teatru Polskiego budzi chyba największe zainteresowanie z dotychczasowych. Czy to z powodu jego bohatera?
O „Tu Wersalu nie będzie” w reżyserii jednego z najwybitniejszych libańskich twórców Rabiha Mroué, ostatnim spektaklu bydgoskiej sceny w kończącym się sezonie zrobiło się głośno już gdy informacja o przygotowaniu sztuki trafiła do mediów. - Zastanawiam się, skąd takie żywe zainteresowanie - mówi Mroué. - Czy to dlatego, że spektakl jest o postaci Andrzeja Leppera, czy dlatego, że robi go Libańczyk? W pewnym momencie mieliśmy nawet pokusę, by tekst do sztuki stworzyć na podstawie tych reakcji. Ale odeszliśmy od tego pomysłu.
Mroué wraz z bydgoskim zespołem teatralnym długo szukał tematów, które chciałby podjąć. Chciał, by dotyczyły Polski, ostatecznie z mnóstwa, jakie się pojawiły wybrał ten, by po raz pierwszy w Polsce zrobić spektakl o kontrowersyjnej postaci polityka Andrzeja Leppera. Dlaczego? - Po pierwsze dlatego, że on sam się stworzył. Z marginesu życia publicznego i politycznego w błyskawicznym tempie znalazł się w jego centrum - opowiada reżyser. - Równie szybko z niego wypadł. Po drugie zainteresowała mnie niesamowita zależność Andrzeja Leppera i mediów. Czasem z nimi bawił, czasem je wykorzystywał, a później one robiły to samo z nim.
Fragment tekstu Marty Keil, zamieszczony w programie spektaklu "Tu Wersalu nie będzie":
"Napalony na władzę Mulat, nowy Szela, polski Łukaszenko ante portas, awanturnik, który próbuje zrobić skok na niedużą kasę, Lenin z Zielnowa, lump z Samoobrony, mieszkaniec zagrody, człowiek bazarów, wódz słyszący głosy, polski Hitler, chłopski watażka, populista, malwersant, warchoł, trybun ludowy, największe zagrożenie dla Polski, gruboskórny prostak, przestępca, który wypowiedział wojnę własnemu państwu, nieuk o psychopatycznej osobowości, niechciany owoc polskiej demokracji, cham, cwaniak, który zerwał się ze smyczy, wilk" - to tylko niektóre cytaty z dziennikarskich komentarzy, towarzyszące wkraczaniu Andrzeja Leppera do polityki w latach 90. i na początku lat 2000. Wśród autorów tych określeń znaleźli się między innymi Krystyna Naszkowska, Jan Nowak-Jeziorański, Janina Paradowska, Piotr Najsztub, Stefan Niesiołowski, Tomasz Lis, Bronisław Wildstein, Michał Karnowski. Dziennikarze i publicyści z lewej i prawej strony polskiej sceny politycznej, przedstawiciele mediów liberalnych ("Gazeta Wyborcza", "Polityka") i konserwatywnych ("Rzeczpospolita", "Wprost"). Pogarda przeplata się tu z lękiem, cięte oceny z pobłażliwą protekcjonalnością, a całość tworzy obraz uprzedzeń ówczesnej klasy średniej i wyższej, zaniepokojonych "nieprzewidywalnym prostakiem", stanowiącym w ich mniemaniu zagrożenie dla porządku społecznego, który został ustanowiony w konsekwencji wyborów podjętych na początku lat 90.
Za dramaturgię spektaklu odpowiadają Marta Keil i Piotr Grzymisławski. - Naszego tekstu tak naprawdę jest tam niewiele - mówi Keil. - W większości składa się z artykułów prasowych, z języka, jakim posługiwały się media. Języka w wielu przypadkach szokującego. Pojawia się w nim mnóstwo pogardy. Lepper wszedł na scenę polityczną z butami, przypomniał o tej części społeczeństwa, która najwięcej straciła w wyniku transformacji. Ten spektakl jest okazją, by zadać pytanie, jaką cenę zapłaciliśmy za te przemiany.
- My tu nie dociekamy prawdy, nie mitologizujemy jego postaci. Raczej analizujemy te jego relacje z mediami - dodaje Mroué.
W spektaklu występują Piotr Wawer jr., Małgorzata Trofimiuk i Jan Sobolewski. - Wobec tego projektu jest bardzo dużo oczekiwań - mówi ten pierwszy. - Trochę bałem się odpowiedzialności, jaka się z tym wiąże. Ale wiem, że naszym celem nie jest zrobienie wielkiego dzieła, które wyczerpie temat. My tak naprawdę dopiero go rzucamy.
Premierowo spektakl obejrzymy w sobotę o godz. 19. O 16.30 TPB zaprasza na debatę „Balcerowicz musi odejść”. Później będzie grany jeszcze w niedzielę, wtorek i środę.