Licytacja albo śmierć. Czy opozycja przelicytuje Prawo i Sprawiedliwość
To był tydzień wielkiego liczenia. Ekonomiści z różnych ośrodków prześcigali się w rachowaniu, ile będzie kosztowała realizacja obietnic socjalnych, które podczas sobotniej konwencji PiS złożył Jarosław Kaczyński.
Chodzi głównie o 500 plus na każde dziecko, wprowadzenie trzynastej emerytury w wysokości 1100 zł dla wszystkich emerytów i rencistów oraz obniżkę PIT dla młodych ludzi do 26. roku życia. Szacunki są różne, bo według jednych wyliczeń programy zapowiedziane przez partię rządzącą mogą pochłonąć 31,5 mld złotych, a według innych nawet 43,5 mld. Jakby nie liczyć, chodzi o olbrzymie kwoty, których w budżecie na 2019 rok podpisanym przez prezydenta nikt nie uwzględnił.
28 lutego przedstawiciele rządu przekonywali, że deficyt jest trzymany w ryzach i nie będzie potrzeby nowelizacji budżetu, bo „wystarczą przesunięcia wewnątrz już obowiązującej ustawy budżetowej”. - My w przeciwieństwie do naszych konkurentów politycznych nie obiecujemy, że jak wygramy wybory, to coś tam zrobimy albo czegoś nie zrobimy. My mówimy, że w ciągu najbliższych kilku miesięcy wprowadzimy nowe propozycje programowe, z których państwo będziecie mogli nas później rozliczyć. My nie składamy pustych obietnic, my dotrzymujemy słowa - powiedział wczoraj Michał Dworczyk, szef kancelarii premiera do dziennikarzy.
Zapowiedź dzielenia się pieniędzmi z budżetu państwa na tak wielką skalę sprawiła, że w wielu polskich domach mówi się ostatnio tylko o tym. Ludzie już zastanawiają się, na co wydadzą otrzymane pieniądze.
Opozycja natomiast została zagoniona przez rządzących do narożnika. Niektórzy politycy Platformy Obywatelskiej twierdzą, że tymi obietnicami PiS chce tylko odwrócić uwagę od afery spółki Srebrna i że budżetu nie stać na tak wielkie wydatki. Ale czy kogoś to przekona? Sytuacja opozycji jest niezwykle trudna. Wydaje się, że są dwa wyjścia: albo trzeba się zacząć licytować z PiS i obiecać ludziom jeszcze więcej, albo pogodzić się z wyborczą porażką.