Liczy się doświadczenie, wytrzymałość, no i siła
Siódme Zielone Górowanie Mocy - Memoriał Bartka Kuczewskiego to tradycyjne, coroczne zawody. Tym razem wystartowało w nich blisko 50 osób. Do finału dostało się tylko 12.
Były to zawody boulderowe, co oznacza, że uczestnicy wspinali się bez liny. Eliminacje przeszło sześciu mężczyzn i tyle samo kobiet. W decydującym rozstrzygnięciu każdy otrzymał po pięć prób. Droga do pokonania zmieniała się na poszczególnych etapach. - Jest wyznaczonych kilka konkretnych chwytów, po których trzeba wejść wyżej, w bok, albo gdzieś dalej, do tego końcowego. Trudność polega na tym, że są one małe i znajdują się daleko od siebie. Większość osób nie jest w stanie ich nawet utrzymać - tłumaczyła nam Izabela Juszczak. Jedyna Lubuszanka w finałowym zestawieniu (ostatecznie zajęła trzecie miejsce) wystąpiła w memoriale już po raz siódmy. 19-latka poświęciła wspinaczce niemal pół swojego życia. - Wcześniej jakoś nie miałam większych sukcesów w tych zawodach. Jak dobrze pamiętam, to przed rokiem udało mi się zająć trzecią lokatę. Poziom jest dość wysoki, bo drogi były trudne. Wystarczy spojrzeć, kto, jak się wspinał (śmiech) - komentowała zielonogórzanka.
Na turniej przyjechali ludzie z różnych miast, między innymi z Poznania, Wrocławia, czy Lubina. - Oczywiście nie zabrakło naszych przedstawicieli. Nie trafiło na słabych. Generalnie jesteśmy bardzo zadowoleni, z tego co pokazali poszczególni wspinacze - przyznał wiceprezes zielonogórskiego klubu wysokogórskiego, Marcin Gromnicki. - W prawdziwych skałach to się odbywa na takich wielkich głazach. Ta nasza ścianka i te zawody dokładnie to imitują. Zamiast lin, ustawiliśmy na podłożu materace, aby zamortyzować upadki. Tak zwane „problemy” wspinaczkowe zostały umieszczone na odległości kilku metrów. Uczestnik musi pokonać daną liczbę chwytów, stopni i tak dalej, o dużej trudności. Na samym końcu znajduje się tak zwany „top”. Po dojściu do niego, ten punkt należy objąć dwoma rękami - tłumaczył jeden z organizatorów.
W zawodach udział mógł wziąć właściwie każdy, jednak w praktyce liczono na start doświadczonych wspinaczy. Rywalizacji nie podjął na przykład sam Gromnicki, który uważa, że jego staż na ściance jest jeszcze zbyt krótki. - Liczy się doświadczenie. Wydaje mi się, że po jakiś czterech, pięciu latach treningów można myśleć o godziwej rywalizacji. Czas to jedno, a drugą sprawą jest intensywność ćwiczeń i podejście. Trzeba zbudować sprawność fizyczną, a przede wszystkim siłę i wytrzymałość. Nie jest to typowy trening, jak na przykład na siłowni. U nas zajęcia odbywają się praktycznie codziennie, w godzinach wieczornych - mówił wiceprezes KWZG. - Iza Juszczak jest tutaj z nami, jednak nie należy do klubu. Mimo tego traktujemy ją jak swoją - tłumaczył Gromnicki.