Lider, ale nie jest wesoło
Stal Gorzów prowadzi w tabeli PGE Ekstraligi, ale przegrała dwa ostatnie mecze. Paniki jeszcze nie ma, ale nie takiego finiszu spodziewali się kibice.
W niedzielę odbędzie się ostatnia kolejka rundy zasadniczej. Gorzowianie, którzy prowadzili niemal przez cały sezon, mogą stracić fotel lidera na rzecz lokalnego rywala z Zielonej Góry i do play offu przystąpić „zaledwie” z drugiej pozycji. Jeszcze kilka meczów wstecz wydawało się to wręcz niemożliwe, ale chwilowa (?) zadyszka dopadła zawodników w najgorszym momencie. Kibice zastanawiają się, czy to krótkotrwały kryzys czy głębszy dołek. Jeśli to drugie, to kolejny medal w bogatej klubowej kolekcji jawi się za gęstą mgłą...
- Kiedyś musiał przyjść gorszy moment, tym bardziej, że gorzowianie jeździli z dwoma czołowymi zespołami w lidze. W tym roku w Toruniu nikt jeszcze nie wygrał, z kolei Falubaz jest na fali wznoszącej. Pytanie, czy te porażki wpłyną, a jeśli tak, to jak bardzo na atmosferę w zespole przed najważniejszą częścią rozgrywek - zastanawia się Zenon Plech, były zawodnik „Staleczki”.
Z tym zapytaniem zwróciliśmy się do prezesa naszego klubu. - Oczywiście, że tak, szczególnie przegrana u siebie z zielonogórzanami - potwierdził Ireneusz Maciej Zmora. Szef gorzowian nie miał jednak na myśli negatywnego wpływu na zawodników, a wręcz przeciwnie. - Falubazowi należą się gratulacje za osiągnięty rezultat w Gorzowie, ale z naszej strony przesyłamy wielkie podziękowania, że dzięki temu zwycięstwu zdjęli z nas ciążącą od kilku tygodni potworną presję. Teraz to zielonogórzanie są faworytami rozgrywek i kandydatami do złota i będą musieli sobie z tym poradzić. Dwa lata temu w podobnej sytuacji byli leszczynianie, a nam pasuje rola atakujących znienacka - wyjaśnił prezes żółto-niebieskich.
Teraz to zielonogórzanie są faworytami rozgrywek i kandydatami do złota i będą musieli sobie z tym poradzić
Zmora zapewnił, że porażka w lubuskich derbach wpłynie mobilizująco na zawodników Stali, o czym powinniśmy przekonać się już w Rybniku. - Daliśmy plamę i pozostaje nam tylko zrehabilitować się w meczu z beniaminkiem. Stało się, nie ma co rozpaczać nad rozlanym mlekiem. Wygląda, że przed nami najważniejszy pojedynek tej części sezonu. Nie ma innej opcji, koniecznie musimy wygrać z ROW-em, bo tylko w ten sposób odzyskamy zaufanie kibiców - uważa Przemysław Pawlicki, kapitan Stali, który ostatnio też jeździ w kratkę. - Nie zawsze wszystko wychodzi tak, jak byśmy tego chcieli, ale nie zgadzam się, że mi i chłopakom przestało zależeć. Wiadomo, że zwycięstwa budują atmosferę, ale nie załamujemy się. Będziemy walczyli dalej, bo nie zadowala nas samo miejsce w czołowej czwórce.
Co ciekawe, zarówno Zmora, jak i Pawlicki, chcą zmierzyć się w finale z Ekantor.pl Falubazem. - Na Ziemi Lubuskiej mamy bezkrólewie, bo kolejny rok z rzędu nikt nie zdobył bonusa. To powoli już taka tradycja, więc ewentualne spotkania o złote medale miałyby dodatkową stawkę. Zwycięzca weźmie wszystko, a lubuski dwumecz byłby świętem nie tylko w tym regionie - mówi Plech.
Czy zatem w Stali mają powody do niepokoju? - Chcemy zrealizować swoje, najwyższe cele, choć ostatnio nam nie szło tak, jak byśmy sobie tego życzyli. Nie ma co rozdrapywać tych niepowodzeń, tylko skupić się na najbliższym meczu w Rybniku. Nie będzie tam łatwo, więc ewentualny sukces powinien smakować wyjątkowo. Potem zostanie nam już tylko walka w półfinale i decydujące mecze o podium - powiedział Stanisław Chomski, trener Stali.
Chcemy zrealizować swoje, najwyższe cele, choć ostatnio nam nie szło tak, jak byśmy sobie tego życzyli
Mimo to kibice mają obawy, czy słaba od początku sezonu postawa Michaela Jepsena Jensena i brak wyraźnego postępu u juniora Adriana Cyfera, nie będą języczkiem u wagi w nadchodzących spotkaniach. Inni mają wątpliwości, czy gorzowianie zbyt szybko nie pozbyli się Tomasza Gapińskiego, który na początku sezonu odszedł do Orła Łódź, gdzie jest jednym z liderów ekipy, prowadzącej w pierwszej lidze.
- Tomek nie chciał już dłużej czekać na swoją szansę, chciał jeździć, stąd jego odejście. Można gdybać, co byłoby, gdyby występował zamiast Duńczyka, ale teraz to i tak niczego nie zmieni. Stal musi poradzić sobie tymi zawodnikami, którzy zostali, a przecież nie są oni słabi. Taki Krzysiu Kasprzak zaliczył w derbach pierwszy słabszy start, więc nie skreślajmy go po jednym meczu. Gdyby pojechał na swoim normalnym, tegorocznym poziomie, w ogóle nie byłoby wpadki z Falubazem i tematu zadyszki Stali, tylko radość. A tak miny są niewesołe... - kończy Plech.