Likwidacja przedawnienia to populizm
Rozmowa z prof. Wojciechem Cieślakiem, specjalistą w dziedzinie prawa karnego.
Obecnie sprawca zbrodni zabójstwa może obawiać się kary przez trzydzieści lat od momentu popełnienia zbrodni, ale w Ministerstwie Sprawiedliwości trwają już prace nad zmianami w prawie. Ich celem jest likwidacja przedawnienia odpowiedzialności za najpoważniejsze zbrodnie, zagrożone dożywociem. Zgadza się Pan z kierunkiem zmian?
Uważam, że jest to działanie wynikające z populizmu politycznego. Brak przedawnienia to nie nowy pomysł. W polskim porządku prawnym jest kategoria przestępstw (nazistowskie zbrodnie przeciwko ludzkości), które nie podlegają przedawnieniu. Z kolei w przypadku tzw. zbrodni komunistycznych, przyjęto słusznie zasadę, że moment biegu przedawnienia takich przestępstw zaczyna się z chwilą, gdy sprawcy mogli być ścigani. Czyli po zniknięciu Polski Ludowej. Według autorów ostatniej nowelizacji, brak przedawnienia ma jednak także dotyczyć przestępstw pospolitych. Rozwiązanie, jakie chce wprowadzić minister sprawiedliwości, jest grą na emocjach społeczeństwa, poruszonego zacieraniem przez osiemnaście lat dowodów w sprawie zabójstwa Iwony Cygan i wieloletnią bezkarnością sprawców. Sensu w tym nie ma, ale zapewne się spodoba.
W jakim celu stosuje się przedawnienie?
Instytucja ta, choć dla części społeczeństwa kontrowersyjna, ma swój głęboki sens. Wynika ona z uchwytnej dla każdego człowieka obserwacji, że w miarę upływu czasu wszyscy podlegamy zmianom. Zmienia sie nasz system wartości i postrzegania świata, nawet zacierają się krzywdy i urazy, jakich doznaliśmy w przeszłości.
U wielu ludzi, którzy utracili w dramatyczny sposób najbliższych, poczucie krzywdy trwa jeszcze dłużej...
Powstaje pytanie, czy są rany niezaleczalne? Dla bliskich zapewne tak, ale celem prawa karnego nie jest - jak chce to widzieć obecne Ministerstwo Sprawiedliwości - dotkliwe karanie jednego człowieka, by sprawić komuś innemu satysfakcję. Jeśli tak to widzimy, akceptując chociażby zabicie przez ojca dziecka osoby, która to dziecko życia pozbawiła, to prawo karne nie jest nikomu potrzebne. Wystarczyłoby przecież dać wsparcie komuś, kto chce się zemścić na sprawcy. Satysfakcja dana pokrzywdzonemu, który powinien czuć opiekę państwa, jest oczywiście bardzo ważnym elementem. Ale na tym się nie zaczyna i nie kończy. Działania systemu mają sprawić, by przestępca stał się człowiekiem lepszym. Nie można również zapominać o chrześcijańskim dziedzictwie europejskim, opierającym się na zasadzie: człowiek, który wyzna grzechy i za nie żałuje, zostaje rozgrzeszony. Dlaczego mamy być bardziej dogmatyczni od Pana Boga?
Ludziom trudniej jest wybaczyć...
Rozmawiamy jednak nie o indywidualnych odczuciach, ale o prawie karnym. Ma ono trzy główne cele - oddziaływanie na sprawcę, na społeczeństwo i przywrócenie pewnej równowagi moralno-etycznej, naruszonej przez przestępstwo. Nie można dopuścić do tego, by jeden z tych celów zdominował wszystko inne. Żądanie ukarania sprawcy po 40, 50 latach jest, moim zdaniem, nonsensem, gdyż po takim czasie mamy do czynienia z człowiekiem zupełnie już innym. Niekoniecznie lepszym, ale innym. Ponadto po co doprowadzać do sytuacji, gdy zdanie społeczeństwa na temat sprawcy będzie podzielone? Część będzie uważała karę dożywocia za słuszną. Jednak u wielu widok stetryczałego sprawcy, odpowiadającego za czyn z czasów młodości, którego świadomy udział w procesie budzi wątpliwości, może wywołać nawet współczucie. Po co się znęcają nad staruszkiem? A to już na pewno jest bardzo dalekie od oczekiwań, jakie wiążemy z prawem karnym. Z perspektywy jego celów instytucja przedawnienia jest uzasadniona.