List Czytelniczki: śmieci do kosza, a nie pod nogi!
Czekamy na listy i Państwa opinie - ar@gazetalubuska.pl
Od lat obserwuję cykliczne akcje „Gazety Lubuskiej” dotyczące zgłaszania miejsc zaniedbanych i zaśmieconych.
Myślę, że problem tkwi w:
- ignorowaniu przez znaczną część naszego społeczeństwa prostej zasady, że śmieci nie rzuca się pod nogi, gdzie popadnie. Jesteśmy częścią środowiska, zapominamy, że jeśli je zniszczymy - wiadomo, co nas czeka...
- należałoby popracować wspólnie nad wychowaniem ekologicznym, na przykład, aby każdy przed wyrzuceniem plastikowej butelki odkręcił ją i zgniótł. W przeciwnym razie w śmieciarce „wożone” jest powietrze. Proszę mi wierzyć, nie wszyscy to robią i rozumieją.
- należałoby popracować wspólnie nad kompleksową zmianą prawa i zmusić producentów do produkowania mniejszej ilości lub zwrotnych opakowań (takich jak szklane butelki). W tej chwili wszystkie opakowania (prawie wszystkie) są jednorazowe, stąd ich ogromna ilość. Popatrzmy na Niemców lub Holendrów...
- za odpady mamy narzucone opłaty - płacimy my, konsumenci. Ja nie uważam takiego rozwiązania za prawidłowe
- chciałabym też poddać pod rozwagę inne rozwiązanie stosowane z powodzeniem w innych miastach, na przykład w Kołobrzegu: opłata za śmieci w wysokości i w zależności od ilości zużytej wody.
- Jest to czynnik miarodajny; pozwala uniknąć sytuacji, które teraz, bywa że mają miejsce. Na przykład: w domu jednorodzinnym oficjalnie zameldowana jest jedna osoba, nieoficjalnie jest tych osób znacznie więcej; powstające śmieci lądują w krzakach. A często bywa i tak, że „oficjalnie” nikt nie mieszka i nie ma nawet na posesji kubła na śmieci. Wynieść je i wyrzucić gdziekolwiek - to nie problem. Chcę powiedzieć, że kryterium „liczba osób zamieszkałych” jest bardzo nieprecyzyjnym kryterium, a „zużycie wody” pozwoliłoby dokładniej określić stan faktyczny.
- niektóre gospodarstwa domowe produkują śmieci bardzo mało i segregują je staranniej.
Jestem osobą z pokolenia 50 plus. proszę mi wierzyć, że idąc na spacer z psem, wracając z działki i przy innych okazjach, zbieram śmieci z tak zwanych „wspólnych” terenów. I nie tylko ja - moi bliscy także, a ilość tych śmieci jest ogromna.
Stąd moje pismo - nie powinno być tak, że prawo stanowione jest tak, aby to producentom odpowiadało, a koszty przerzucane są na konsumentów.
Małgorzata z Zielonej Góry