List prezydentów. Dlaczego nikt go nie zrozumiał?
Gdzieś w gąszczu stojącej wciąż Puszczy Białowieskiej, labiryntach piramidy Amber Gold i gradobiciu informacji o wizycie Donalda Trumpa zniknęła historia o deklaracji prezydentów dwunastu polskich miast „o współdziałaniu w dziedzinie migracji”. A szkoda, bo nie dość, że to mądra deklaracja, to jeszcze czarno na białym pokazała, że większość Polaków nie zrozumie nic, co jest dłuższe od jednego tweeta. Dziennikarzy i polityków nie wyłączając.
Kolejna afera ukręcona z fobii, uprzedzeń i braku piątej klepki. Nagłaśnia ją Młodzież Wszechpolska, jedyny istniejący dowód na konieczność likwidacji gimnazjów. Gdy rozpalone patriotycznym żarem oczy jej członków nie zeskanują w oficjalnym dokumencie na temat migracji słów-kluczy w rodzaju „stop”, „won”, „gwałty na Polkach” lub „gwałty na wszechpolakach”, tedy włączają alarm narodowej histerii. Ów echem się niesie przez prawicowe media; skandal, poruta, dżihad all inclusive na ulicach Krakowa, Łodzi i Gdańska.
Deklaracja jest tymczasem całkiem zwyczajna, rozważna; nawet jeśli w tle jest odprysk partyjnych rozgrywek. Rzekł-bym wręcz - koncyliacyjna. Zachęcająca do dyskusji o ewentualnych wyzwaniach, bo odwracanie głowy i czekanie - w starym, dobrym polskim stylu - na skutki będzie miało opłakane konsekwencje. Prezydenci, którzy muszą liczyć się z tym, że przyjmowanie uchodźców spadnie na barki samorządów, chcą wiedzieć, na czym stoją, oferują chęć współpracy. Bo szkopuł w tym, że dziś nikt nie wie, czy dream team Beaty Szydło przygotowuje jakieś rozwiązania, czy opracowuje - choćby na wszelki wypadek - mechanizmy przyjmowania i integracji uchodźców. Bo w sferze medialnej jedyne, co rząd robi, to konsekwentnie gra pierwsze skrzypce w orkiestrze antyimigranckiego hejtu.
Ale śmiesznie dopiero się robi. Gniew tak zwanej opinii publicznej jest tak duży, że prezydent Katowic Marcin Krupa tchórzliwie wycofuje się z grona sygnatariuszy, wysyłając do mediów kuriozalne oświadczenie, że nie miał o niczym pojęcia. W załączniku dłuuugi schemat drogi, jaką deklaracja przeszła przez jego biuro, ale omijając najważniejsze prezydenckie biurko. Za tłumaczenie jej treści na Facebooku wziął się również prezydent Krakowa Jacek Majchrowski, który nie zwykł odnosić się nawet do zarzutów o załatwienie znajomemu deweloperowi korzystnej decyzji. Tu jednak nagonka szczeka naprawdę głośno, zęby już szarpią sondaże, więc uznaje, że musi opublikować glosę. Nikogo nie przekona. A ja, być może po raz pierwszy, autentycznie mu współczuję. I sobie zresztą też. Ksenofobii i chamstwa już nikt się nie wstydzi, ba, zaczynają być w modzie.
Zdaje się, że właśnie wchodzimy w Polsce w najbardziej paskudny czas od bez mała trzydziestu lat.