Listonosz dowodzi wojskami pod Grunwaldem
Od dwunastu lat dowodzi konnicą polską w największej bitwie w Polsce. I zawsze wygrywa! Oto Andrzej Mroziński, listonosz z Zawiercia, którego największą pasją jest historia. Co tak bardzo fascynuje go w rekonstrukcjach?
Bitwa pod Grunwaldem to niewątpliwie jedna z największych rekonstrukcji w naszym kraju. Co roku na pola pod Grunwaldem zjeżdżają się bractwa rycerskie zarówno z Polski, jak i zza granicy. W gronie tym znajduje się również Bractwo Rycerskie Ziemi Ogrodzienieckiej. Niewiele osób jednak wie, że na czele polskiej konnicy stoi Andrzej Mroziński, czyli jeden z założycieli ogrodzienieckiego bractwa.
- Nawet nie pamiętam jak wiele lat upłynęło odkąd zacząłem jeździć na rekonstrukcje. Podejrzewam, że na samym Grunwaldzie byłem już siedemnasty raz - mówi Andrzej Mroziński. - Skąd u mnie wzięła się taka pasja? Trochę jest to związane z tradycjami rodzinnymi, ale przede wszystkim z moim zainteresowaniem historią. Zawsze interesowałem się czasami średniowiecza oraz XVI-XVII wieku. To są czasy, które najbardziej mnie fascynują. Na początku był klub Signum Polonicum. Później założyliśmy Bractwo Rycerskie Ziemi Ogrodzienieckie. To było w 1999 roku - dodaje Andrzej Mroziński.
Zbroja waży nawet 40 kilogramów
52-letni Andrzej Mroziński mieszka na co dzień w Pilicy, a pracuje jako listonosz w zawierciańskiej poczcie. W weekendy staje się jednak rycerzem, który uczestniczy w turniejach rycerskich. Listonosze muszą nosić nawet siedemnastokilogramowe torby na listy. To jednak niewiele w porównaniu z uzbrojeniem jakie Andrzej Mroziński musi nosić podczas bitwy pod Grunwaldem. Zbroja i miecz może ważyć nawet czterdzieści kilogramów.
- Dawniej zbroję oraz miecze robiło się na zamówienie. Teraz istnieją już pasaże, w których można kupić całe uzbrojenie. Najważniejsze jest jednak, żeby zbroja idealnie leżała. Nie może być ani za mała, ani za duża. To trochę tak jak z dobrym płaszczem, który po prostu musi pasować do właściciela. Wiadomo, może być w tym niewygodnie. A przede wszystkim gorąco, ponieważ turnieje odbywają się latem i czasem w pełnym słońcu - mówi Andrzej Mroziński. - Trudno mówić o kosztach zakupu takiego uzbrojenia. Jeśli ktoś chce wszystko skompletować naraz, to może wydać nawet kilka tysięcy złotych. W bractwach to zazwyczaj wygląda to tak, że każdy kompletuje swoje uzbrojenie przez lata. Wtedy te koszty rozkładają się - dodaje Andrzej Mroziński.
Warto jednak dodać, że podczas bitwy pod Grunwaldem używana jest zupełnie inna zbroja. Tam ważny jest każdy szczegół związany z historycznymi faktami.
- To jest rekonstrukcja. Bardzo ważne jest, aby nasz strój jak najlepiej odzwierciedlał czasy, w których to wydarzenie się działo. Wiadomo, nie będzie to strój w stuprocentach identyczny. Nie wiemy przecież jak dokładnie wyglądały zbroje w XV wieku - podkreśla Andrzej Mroziński.- Ważne jest również przygotowanie każdego z uczestników. W zimę trenujemy wydolność oraz siłę. Jeśli ktoś jest w konnicy, musi również znaleźć czas na trenowanie jazdy konnej. Wszystko po to, aby jak najlepiej wypaść latem - dodaje Andrzej Mroziński.
Uczestnictwo w podobnych bitwach wymaga jednak poświęcania czasu. Czasami jest bardzo ciężko pogodzić pracę ze swoją niecodzienną pasją
- W naszym bractwie było bardzo wiele osób, które po kilku miesiącach decydowały się na odejście z naszych szeregów. Przygotowanie do rekonstrukcji oraz turniejów rycerskich wymaga przede wszystkim poświęcenia czasu. Tak jak w przypadku każdej innej pasji. Nawet wędkarz musi poświęcić sporo czasu i pieniędzy na swoje hobby - mówi Andrzej Mroziński, jednocześnie podkreślając jak bardzo ważne jest również wsparcie rodziny. Bez tego ciężko jest wytrwać w bractwie.
W przypadku Andrzeja Mrozińskiego pasją do historii udało się zarazić żonę oraz synów. Dzięki temu otrzymał wsparcie zarówno w realizowaniu swojego hobby, jak również podczas turniejów rycerskich.
- Razem z żoną jeździmy na pola pod Grunwaldem, a następnie do Malborku. Towarzyszy mi również podczas turniejów rycerskich. Pasję przejęli również synowie. Starszy może w trochę mniejszym stopniu - dodaje Andrzej Mroziński.
Doświadczenie pozwoliło zostać dowódcą polskiej konnicy
Andrzej Mroziński od dwunastu lat stoi na czele polskiej konnicy w bitwie pod Grunwaldem. W jaki sposób nim został? Powodem decyzji organizatorów było przede wszystkim jego doświadczenie.
- Kiedy zaczynałem jeździć na inscenizacje bitwy pod Grunwaldem, to konnica liczyła zaledwie kilka koni. Myślę, że zadecydowało doświadczenie, które posiadałem - przyznaje Andrzej Mroziński.- Organizatorzy inscenizacji zobaczyli je i zaufali mi. Dowodzenie konnicą nie jest łatwym zadaniem. To jest praca z ludźmi. Ludźmi, którzy przyjechali tam za darmo. Nikt nie płaci nam za udział i jesteśmy tam z własnej woli. Dlatego ciężko jest nimi dowodzić. To nie są osoby, które mają zapłacone pieniądze za konkretne działania. Dlaczego dowodzę akurat konnicą polską? Podczas bitwy pod Grunwaldem utarło się tak, że uczestnicy zza granicy oraz z północy kraju reprezentują Zakon Krzyżacki. Uczestnicy z południa i wschodu są natomiast rycerzami polskiego wojska - kontynuuje Andrzej Mroziński.
Chociaż bitwa pod Grunwaldem rozgrywana jest co rok, to jest ona nieprzewidywalna. W każdym momencie może dojść do niebezpiecznej sytuacji.
- Takich sytuacji jest zawsze sporo. Podczas jednej z bitew konie szły w galopie i nagle po środku pola spotkały się ze sobą. Wystraszyły się i prawie pozabijały. Naprawdę różnie bywa - mówi Andrzej Mroziński.