Wyobraźmy sobie, że przychodzi do nas taki mesydż: „Jeżeli będzie 75 stopni, spotykamy się 05.11, o 8pm, na 14 mili Hwy 65, 800 stóp z prawej. Zabierz pół galona i 2 funty czegoś na ruszt”.
Taki komunikat sms wymaga skupienia nie tyle przy pisaniu, ile przy jego odszyfrowaniu. Skoro rzecz się dzieje w Ameryce, prawdopodobnie chodzi o to, że w razie, gdy temperatura przekroczy 23 stopnie Celsjusza, spotykamy się 11 maja o 20.00, na 22 kilometrze szosy nr 65, 250 metrów w prawo. A zabrać trzeba ze sobą kilogram zakąski i ze dwa litry czegoś do popicia.
Świeży przybysz bywa więc czasami zagubiony. Bo Ameryka się uparła, żeby było w niej lepiej, a jak lepiej być nie może, to niech przynajmniej będzie inaczej niż w Starym Świecie.
Powszechne w Europie miary, wagi, jednostki objętości mieszczą się w systemie dziesiętnym i intuicyjnie radzimy sobie z nimi bez większego zastanowienia. Świadomość, że anglosaskie i amerykańskie zasady są często inne, jest powszechna, ale gdy zderzymy się z ich mnogością po przyjeździe do USA, wpadamy w konsternację. A często też w namysł kompromitujący naszą inteligencję. W dodatku Amerykanie amerykańscy pod wieloma względami w tej mierze chcą różnić się od Amerykanów kanadyjskich. Więc moja ruchliwość po obu stronach Niagary życia mi nie ułatwia i ciągle żarty sobie ze mnie stroi.
Ciągle nie umiem zaplanować podróży. Brakuje mi odruchów psa Pawłowa. Nie postrzegam rzeczywistości intuicyjnie.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień