10 października 2019 roku był najlepszym dniem dla polskiej literatury od 1996 roku. Olga Tokarczuk zdobyła wówczas Literacką Nagrodę Nobla. Jest piątą w Polsce laureatką tej najważniejszej nagrody literackiej na świecie i drugą kobietą. A rok temu zdobyła Nagrodę Bookera. Niewiele osób wie, że zanim Olga Tokarczuk otrzymała Nobla, sprzedaż jej książek sięgała miliona egzemplarzy. Teraz ten licznik sprzedaży nabrał przyspieszenia i oby nigdy się nie zatrzymał. Proza Tokarczuk to dowód na to, że wbrew temu, co pokazują badania czytelnictwa, Polacy czytają książki literackie. O tym, jak na nich zarabiać, jak prowadzić biznes wydawniczy na trudnym rynku książki w Polsce, rozmawiamy z Marcinem Baniakiem, dyrektorem Działu Promocji w Wydawnictwie Literackim, które słynie z wydawania polskiej literatury pięknej. To WL jest wydawcą powieści Olgi Tokarczuk, Szczepana Twardocha, Doroty Masłowskiej, Romy Ligockiej, ale też książek Stanisława Lema czy poezji Czesława Miłosza.
Jak określiłby pan rynek książki w Polsce?
Nikogo nie zaskoczę, gdy powiem, że to trudny rynek. Wszyscy wydawcy i chyba też część czytelników zdaje sobie sprawę, że polski rynek książki ma swoje bolączki, że trwa wojna na rabaty i przede wszystkim nie ma zbyt wielu czytelników, ponieważ nie jesteśmy społeczeństwem masowo czytającym. Z roku na rok widać ponadto, że przybywa znaków zapytania - wydawcy coraz częściej działają po omacku wśród wielu niewiadomych, normą stają się decyzje podejmowane „na czuja”, a nie na podstawie konkretnych przesłanek. Akurat ja jestem przedstawicielem wydawnictwa, które ma określoną pozycję, markę i duże grono stałych odbiorców, którzy wiedzą, że litery W i L to gwarancja odpowiednio wysokiego poziomu. Rafy, o których wspomniałem, oczywiście nas dotyczą, ale najczęściej dajemy sobie z nimi radę.
Koniunktura gospodarcza w Polsce jest dobra. Czy to wpływa na rynek książki? Polacy chętniej kupują książki?
Jeśli pani pyta o to, czy na przykład program 500 plus przełożył się na to w jakikolwiek sposób, to chyba nie, bo nie widzimy takiej korelacji. Przyczyny niskiego czytelnictwa leżą gdzieś głębiej. Nie zdążyliśmy w ciągu ostatnich 25-30 lat, od momentu przełomu, dorobić się i wypracować kultury czytania, po prostu. To jest główny problem. Myślę, że gdybyśmy zapytali dziesięciu wydawców, gdzie jest największy kłopot rynku książki, co najbardziej komplikuje wydawcom życie, to pewnie odpowiedzieliby, że niskie czytelnictwo. Wzrost czytelnictwa o kilka procent naprawdę ułatwiłby sytuację na rynku wielu wydawnictwom: i tym mniejszym, i tym większym. Wszyscy byśmy na tym skorzystali, a przede wszystkim skorzystałoby samo społeczeństwo. Literatura i czytanie to jeden z głównych elementów, które mogą sprawić, że społeczeństwa stają się dojrzalsze, bardziej świadome swego miejsca w świecie i bardziej obywatelskie. Takiej kultury czytania w naszym kraju na pewno jeszcze nie ma.
A kto dzisiaj na polskim rynku książki ma więcej do powiedzenia: wydawcy czy dystrybutorzy?
Sytuacja idealna to sytuacja harmonii, czyli taka, w której dystrybutorzy rozumieją sytuację wydawców, a wydawcy rozumieją interes dystrybutorów. Oczywiście są tacy gracze, jak na przykład Empik, największa sieć księgarska w naszym kraju, bez wątpienia siła napędowa polskiego rynku, dystrybutor i kontrahent, który wciąż potrafi kreować bestsellery i hity. Byt wielu wydawców po prostu zależy od współpracy właśnie z Empikiem. Ale uproszczeniem byłoby stwierdzenie, że wszystko zależy od Empiku, są też inni kluczowi partnerzy - Firma Księgarska Olesiejuk, Azymut, Ateneum, Bonito, długo można wymieniać. Mam nadzieję, że ten nasz rynek nie będzie dryfował w stronę zachwiania równowagi pomiędzy dystrybutorami a światem wydawców.
Wydawnictwo Literackie wydaje dużo literatury współczesnej, książek polskich autorów. Tymczasem statystycznie Polacy chętniej sięgają po książki gatunkowe niż literackie. Jak zatem przekonujecie, jako wydawca, do czytania polskiej literatury?
Mamy tradycję, z tym jesteśmy kojarzeni, to jest nasza marka, po części też nasza misja. Tak po prostu widzimy Wydawnictwo Literackie. Sama nazwa zobowiązuje do tego, aby dbać o dorobek WL-u i kontynuować to, co narodziło się już na początku Wydawnictwa Literackiego, jeszcze w latach 50. Już wtedy wydawnictwo było skupione na szukaniu i kreowaniu nowych trendów literackich, na promowaniu nowych autorów, obok oczywiście wydawania klasyki. Źródła i początki WL-u to z jednej strony dzieła pisarzy i poetów młodopolskich, ale też odważne z dzisiejszej perspektywy działania - przypomnę, że już w pierwszym roku swojego istnienia WL podpisał umowy ze Sławomirem Mrożkiem i Stanisławem Lemem! Nam, współczesnym pracownikom Wydawnictwa Literackiego, nie pozostaje nic innego, jak kontynuować tę linię. Z jednej strony mamy historię, która zobowiązuje, z drugiej strony jest współczesny rynek, który każe nam poszukiwać nowych zjawisk literackich. Być może mamy nosa lepszego niż inni wydawcy, być może właśnie magia WL-u jako miejsca dobrej literatury działa tak mocno, tak silnie na literatów, na pisarzy i na czytelników, że pisarze chcą tu wydawać, a czytelnicy chcą kupować nasze książki? To splot rozmaitych okoliczności: na pewno marka, na pewno nasza wiedza, doświadczenie, na pewno świetna redakcja składająca się i z bardzo doświadczonych redaktorów, którzy pracują w wydawnictwie już kilkadziesiąt lat, i z bardzo młodych osób, które w działania redakcyjne wnoszą nową siłę. No i jest oczywiście promocja, czyli ten dział, za który ja odpowiadam. Bez promocji dzisiaj współczesnego rynku książki nie ma i nawet najlepszy produkt, a książka jest produktem, po prostu zginąłby, gdyby nie działania promocyjne i marketingowe. To naprawdę duża machina. I oczywiście ogromna w tym rola prezes Rady Nadzorczej WL, pani Very Michalski-Hoffmann, która zainwestowała swego czasu w Wydawnictwo Literackie. Na początku lat dwutysięcznych doszło do prywatyzacji wydawnictwa i zaczął się zupełnie nowy rozdział w jego historii. I tak od kilkudziesięciu lat to wygląda: połączenie doświadczenia z młodością, książek klasycznych z odważnymi projektami literackimi. Jako jedyni jesteśmy w stanie - i tutaj naprawdę nie ma żadnej przesady - wydać na przykład powieść obyczajową Katarzyny Grocholi, sprzedać kilkaset tysięcy egzemplarzy i równolegle prowadzić serię wydawniczą dzieł zebranych Czesława Miłosza, Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, „Dzienniki” Jana Józefa Szczepańskiego, korespondencję Sławomira Mrożka, powieści Stanisława Lema. To jest potężny nakład sił i środków, ale tak sobie właśnie wyobrażamy nasze funkcjonowanie na rynku.
Czyli z jednej strony - bestsellerowi autorzy jak Katarzyna Grochola, a z drugiej strony - książki literackie.
Tak. Wszystkie wydawnictwa żyją z bestsellerów i zawsze dążymy do tego, żeby co roku mieć jeden, dwa, trzy wysokonakładowe tytuły, powyżej 100 tysięcy egzemplarzy, które pozwalają nieco spokojniej funkcjonować. To może być Katarzyna Grochola, to mogą być książki Yuvala Noaha Harariego, który pięknie wpasował się w DNA WL-u i od kilkunastu miesięcy zdobywa czytelników, nie schodząc z list bestsellerów. To oczywiście Olga Tokarczuk, Szczepan Twardoch i wielu innych pisarzy. Dbamy o to i pracujemy nad tym, aby tę listę cały czas rozwijać. Nie jesteśmy wydawnictwem zamkniętym, przeciwnie - otwieramy się na nowe kierunki, na nowe trendy, na nowych autorów. Poszukujemy i wydajemy młodych autorów i autorki z „działki” literatury obyczajowej, do tego dochodzi literatura non fiction, która rośnie w siłę nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie, poradniki modowe, psychologiczne, poradniki dla rodziców, literatura dziecięca.
Ile książek wydajecie rocznie?
Rocznie około 100-110 tytułów, czasem 115.
Ile osób zatrudnia Wydawnictwo Literackie?
Około 40 osób.
A ile miesięcznie propozycji wydawniczych przychodzi na redakcyjną skrzynkę?
Nowych propozycji książkowych?
Tak.
Ogromna ilość, kilkadziesiąt rozmaitych propozycji. Ludzie masowo piszą książki. Ale muszę powiedzieć, że z tzw. poczty literackiej wydajemy stosunkowo niewiele, to rzadkie sytuacje. Grunt to współpraca z zawodowymi pisarzami, z agencjami literackimi i agentami. Oczywiście wybieramy z całej masy propozycji, a jest ich mnóstwo, te, które nam najbardziej pasują, które od początku pasują do WL-u. Są to często książki szeroko u nas dyskutowane, nad którymi się zastanawiamy, szukamy dla nich odbiorcy, pomysłu na promocję. Jeśli te elementy od razu nam zaskoczą, to jesteśmy pewni, że daną książkę warto wydać.
Książki Olgi Tokarczuk wydajecie od 18 lat. Pamięta pan, jak to się stało, że w pewnym momencie autorka do was trafiła?
To jest m.in. zasługa wspomnianej przeze mnie pani Very Michalski-Hoffmann, bo to był właśnie ten czas zmiany w Wydawnictwie Literackim, czyli prywatyzacji. Mamy niezłego nosa do dobrej literatury, jesteśmy mocno osadzeni w Krako-wie, działamy w środowisku akademickim, mamy kontakty z krytykami, znamy opinie, znamy ten cały literacki krwiobieg i jesteśmy wyczuleni na to, co się dzieje na rynku. Współpraca z Olgą Tokarczuk rozpoczęła się właśnie 18 lat temu i choć mnie wtedy w Wydawnictwie Literackim nie było, wiem, że dla wszystkich było jasne, że Olga Tokarczuk to jest wielki talent. To było widać już po pierwszych książkach: „Prawieku i innych czasach”, po „E. E.”, „Podróży ludzi Księgi”. Niedawno Olga Tokarczuk mówiła w wywiadach i podczas wystąpień, że dla niej literatura to między innymi WL. Będąc młodą osobą widziała na półkach książki z logo Wydawnictwa Literackiego i ono kojarzyło jej się z dobrą, wielką literaturą. Noblistka użyła nawet słów, że marzyła, aby do WL-u dołączyć! Tak to się 18 lat temu zaczęło. Myślę jednak, że nikt wtedy nie spodziewał się, jak to się potoczy…
Że będzie Literacka Nagroda Nobla.
Tak. Nikt wtedy, nawet ci, którzy mają najbardziej bujną wyobraźnię, nie mógł tego przewidzieć.
A po „Księgach Jakubowych”?
Po „Księgach...” - tak. Kiedy pierwsza wersja tekstu do nas trafiła, zaczęło się głośne mówienie, że to jest wielka literatura, że to jest opus magnum, książka, która może być tym prawdziwym przełomem. Po drodze wydarzyły się inne rzeczy, o których warto powiedzieć.
Jakie?
Wydawnictwo Literackie działa nie tylko w Polsce, ale reprezentuje pisarzy bardzo często poza granicami kraju. Sprzedajemy prawa do ich powieści na rynkach zagranicznych. Przez wiele lat reprezentowaliśmy Olgę Tokarczuk, sprzedając prawa w Niemczech, do Serbii, Słowenii, Czech, Ukrainy i wielu innych krajach. Co więcej, za sukcesem „Biegunów” stoimy my, jako wydawca, bo to dzięki pracy koleżanki Joanny Dąbrowskiej z Działu Zagranicznego znaleźliśmy wydawcę brytyjskiego - Fitzcarraldo Editions i dzięki temu najpierw ukazała się po angielsku powieść „Bieguni”, a potem „Prowadź swój pług przez kości umarłych”. Wiadomo, jak to się skończyło - Bookerem dla Olgi Tokarczuk za „Biegunów”. Natomiast książka „Prowadź swój pług przez kości umarłych” była nominowana i do Bookera, i do National Book Award (najbardziej prestiżowa nagroda literacka w USA - red.).
Czy po literackim Noblu Polacy masowo kupują książki Olgi Tokarczuk?
Tak, to widać i na krakowskich Targach Książki, i w księgarniach. Literacka Nagroda Nobla to jest wydarzenie literackie o największej sile rażenia. To jest ten moment w roku, kiedy cały świat śledzi doniesienia ze Sztokholmu i ludzie - ci, którzy czytają i nie czytają - dowiadują się, kto tego Nobla dostał. W tym roku mieliśmy sytuację wyjątkową, bo przyznano dwie nagrody. Ale dla nas istotne jest to, że Nobel dla Olgi Tokarczuk wywołał euforię w kraju i za granicą, co więcej - to wyróżnienie nie wzbudza kontrowersji, bo niemal wszyscy zgadzają się, że to nagroda zasłużona.
Świat zareagował na Nobla dla Tokarczuk od razu.
Tak, właściwie kilka minut po tym werdykcie, na który częściowo byliśmy przygotowani, rozdzwoniły się telefony, dzwonili dziennikarze niemal z całego świata. To był radosny moment i on wciąż trwa, na rynek co chwila trafiają nowe partie dodrukowanych powieści noblistki. Książki świetnie się sprzedają.
A jak Szczepan Twardoch trafił do państwa wydawnictwa? Co państwa zafascynowało w jego prozie?
Pierwszą książką Szczepana Twardocha w Wydawnictwie Literackim była „Morfina”, nagrodzona później Paszportem „Polityki”. Co nas zafascynowało? Od razu czuć, od pierwszego zdania, że to wielka, świetna proza, że Szczepan Twardoch właśnie w tym tekście pokazał swoje możliwości i wielki talent. Potwierdzeniem tego były kolejne świetnie przyjęte „Drach”, „Król” i „Królestwo”. Jako wydawcy potrzebujemy takich powieści, polski rynek jest spragniony takich autorów: wyrazistych, mających odpowiedni wizerunek, zajmujących stanowisko w debacie publicznej, a oprócz tego świetnie piszących: z rozmachem i świetnym stylem.