Po zamachach w Paryżu pisarz Michel Houellebecq znów nazywany jest prorokiem. W książce „Uległość” opisał kampanię wyborczą we Francji, którą wygrywa zagorzały muzułmanin.
Ten krótki przebłysk nadziei nastąpił w czasie, gdy Francja zaczynała odzyskiwać optymizm, którego nie znała od końca chwalebnego trzydziestolecia pół wieku wcześniej. Powołanie przez Mohammeda Ben Abbesa rządu jedności narodowej zostało powszechnie przyjęte jako sukces; żaden nowo wybrany prezydent republiki nie uzyskał wcześniej takiego kredytu zaufania - co do tego wszyscy komentatorzy byli zgodni. (...) z zainteresowaniem przyjąłem informację, która przeszła praktycznie bez echa, dotyczącą wznowienia negocjacji w sprawie szybkiego przystąpienia Maroka do Unii Europejskiej; jeśli chodzi o Turcję, został już ustalony konkretny kalendarz. Odbudowa Cesarstwa Rzymskiego była więc w toku, a w polityce wewnętrznej Ben Abbes działał po prostu bezbłędnie. Pierwszą konsekwencją jego wyboru okazało się radykalne zmniejszenie przestępczości, która w najgorszych dzielnicach zmalała dziesięciokrotnie. Kolejnym natychmiastowym sukcesem był spadek - i to na łeb na szyję - bezrobocia. Wiązało się to bez wątpienia z masowym odpływem kobiet z rynku pracy, co wynikało ze znaczącej podwyżki świadczeń rodzinnych, pierwszego kroku nowego rządu, o niemal symbolicznym wymiarze. ”
To fragment „Uległości” Michela Houllebecqa, książki wydanej we Francji kilka dni przed styczniowym zamachem na redakcję „Charlie Hebdo”. Jest rok 2022, rzecz dzieje się we Francji. Prezydentem po drugiej turze wyborów zostaje Mohammed Ben Abbes z Bractwa Muzułmańskiego. Weźmie się ostro do przemeblowania świadomości Francuzów, ze szczególnym uwzględnieniem edukacji: wykładowcy Sorbony zostaną zmuszeni do przejścia na nową wiarę, studentki założą czadory, a studenci będą musieli wkuwać Koran. Wszystko to widzimy oczami głównego bohatera - François, zestrachanego wykładowcy i niegdysiejszego speca od Huysmansa.
Na wieść o zmianach, które zachodzą, François udaje się w podróż na prowincję Francji w celu ukojenia duszy, co może przynieść odrzucenie ateizmu, którego trzymał się do tej pory mocno. Pobyt w klasztorze i flirt z katolicyzmem jest jednak krótkotrwały, tym bardziej że wraca do Paryża, gdzie czekają go całkiem niemałe atrakcje, oferowane przez Bractwo Muzułmańskie. Oczywiście jeżeli przejdzie na islam.
„Uległość”, choć można by się było tego spodziewać, nie jest atakiem na tę religię. Houellebecq w niebywale inteligentny, a przy tym momentami śmieszny sposób pokazuje do czego może doprowadzić Zachód pustka, dominująca w życiu religijnym i politycznym Europy. Alternatywą mogą być ładne, nieśmiałe studentki z zasłoniętymi twarzami, które już czekają na Françoisa w murach zislamizowanej Sorbony. Przez krytykę i swoich wyznawców Houellebecq został okrzyknięty prorokiem, choć oczywiście gdyby - jak twierdzą złośliwcy - naprawdę posiadł dar, przewidziałby z pewnością paryskie zamachy albo przynajmniej spontaniczne reakcje sprzeciwu Francuzów przeciw galopującej islamizacji. W „Uległości ” nic takiego nie ma - potomkowie Karola Młota, krzyżowców i żołnierzy z Algierii idą w muzułmański jasyr jak bezwolna trzoda. Wystarczy im, że wciąż mają świeże bagietki i wino, reszta jest nieważna. W Pałacu Elizejskim może siedzieć nawet sunnicki tyran. W sumie co za różnica?
Dziś, gdy Francuzi otrząsają się z szoku po wydarzeniach z 13 listopada, niektórzy znów przypominają sobie Houellebecqa. Przypominany jest wywiad, którego kilkanaście lat temu pisarz udzielił miesięcznikowi „Lire”, w którym nazwał islam „najgłupszą religią świata”, zaś muzułmanów „baranami”. Za te słowa Houellebecqowi wytoczono proces. Wygrał go, od razu nie przestrzegł rodaków przed tym, że za kilkanaście lat fanatyczni muzułmanie będą do nich strzelać jak do kaczek. Uciekał raczej w słowne meandry, tłumacząc się, że nie jest rasistą, a islam nie jest rasą czy cechą wrodzoną i w każdej chwili można przestać być jego wyznawcą.
Trybunał paryski oczyścił Houellebecqa z zarzutów, że wyśmiewając islam, przyczynił się do zamachu na World Trade Center, a on natychmiast zmienił obiekt swoich zainteresowań. Islam odsunął na bok i zajął się opisywaniem francuskiej obyczajowości. Nie musiało minąć wiele czasu, a krytycy zaczęli pisać, że jest jedynym pisarzem, który „trafnie diagnozuje teraźniejszość i przyszłość francuskiego społeczeństwa”. Czy Houellebecq posiada zdolności prorocze. Wszystko wskazuje, że jednak nie, w przeciwieństwie do bystrości spojrzenia na otaczający go świat. Houellebecq patrzy zatem i widzi to, co dla innych przesłonięte jest ideologią: pustkę współczesnego człowieka, maskowanie samotności pogonią za seksem, złudę relacji międzyludzkich, wreszcie znudzenie samym sobą. W takim świecie nawet mord na karykaturzystach, których jedyną pasją było obrażanie wierzących, urasta do wydarzenia, które choć na chwilę rozpala emocje. Jeśli opis tej degrengolady można uznać za proroctwo - to tak, Houellebecq jest największym prorokiem współczesnej Francji. Jego konkurentom nie chce się już nawet wziąć pióra do ręki.