Liturgią słowa przesłaniać można pogaństwo serca
- Niemieckie podręczniki do religii są pisane według wspólnego wzoru: poznaj siebie, swoją rodzinę, swoje otoczenie i wreszcie świat - mówi publicysta „Polityki” - To nie są lekcje czynności liturgicznych i modlitw.
- W szkołach w Hamburgu są lekcje religii dla wszystkich. Uczniowie uczą się o chrześcijaństwie, judaizmie, islamie. Wyobraża pan sobie takie lekcje w polskiej szkole?
Adam Krzemiński: Wyobrażać można sobie wszystko. Przypuszczam nawet, że ten czy ów katecheta lub nauczyciel etyki miałby ochotę na takie prowadzenie lekcji. Nie wiem jednak, czy na takie autorskie lekcje pozwala mu rygor pisowskiej szkoły.
- To chyba nie tylko rygor szkoły, ale i rodziców i dziadków, przyzwyczajonych do tego, że religia w szkole, a przed 1989 rokiem w salkach katechetycznych, to religia katolicka.
- To prawda. W Polsce zawsze, nawet w PRL, były mniejszości religijne. Ja sam pamiętam, że z ciekawości zaglądałem do warszawskich cerkwi. Byłem też zaprzyjaźniony z synem prawosławnego księdza, który po niemiecku recytował nam Heinego. Chadzałem do katedry protestanckiej. Zwiedzałem cmentarz żydowski i muzułmański . Niemniej w Kościele utarło się wyobrażenie „Polaka katolika”, a ci inni to nie wiadomo kto. W PRL dwa razy miałem lekcje religii w szkole: przez rok w czasach stalinowskich we Wrocławiu, a potem też przez rok w Warszawie. U Rejtana prowadził je młody jezuita, który nas zabrał m.in. na wycieczkę rowerową do Niepokalanowa. Opowiadał o pobycie Maksymiliana Kolbe w Japonii.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień