Halina Gajda

Locha zabiła 72-latka. Ludzie się boją, bo znów zaatakowała

Józef Przybylski kosił trawę niedaleko domu, gdy nagle ogromna locha wyszła z krzaków Fot. Lech Klimek Józef Przybylski kosił trawę niedaleko domu, gdy nagle ogromna locha wyszła z krzaków
Halina Gajda

Ze wstępnych wyników sekcji zwłok wynika, że 72-latek zginął po ataku rozjuszonego zwierzęcia. Dziki podchodzą coraz bliżej naszych domostw, niszczą uprawy, przestały się też bać człowieka.

72- letni mieszkaniec Szymbarku zginął tragicznie niedaleko własnego domu. Ze wstępnych ustaleń sekcji zwłok wynika, że mogło zaatakować go dzikie zwierzę. Mieszkańcy podejrzewają, że to była locha z młodymi. Dziki stały się bowiem codziennością. Kilka dni temu właśnie locha zaatakowała Józefa Przybylskiego, szymbarczanina. - Kosiłem trawę na działce, gdy wyszła z pobliskich krzaków - opowiada. - Nie zastanawiałem się ani sekundy, tylko rzuciłem się do ucieczki. Dobrze, że kondycja u mnie jeszcze w miarę dobra, bo inaczej mogłoby być krucho - dodaje.

Gdzieś niedaleko musiały być młode, bo słyszał ich popiskiwania za plecami. Miał szczęście, bo locha odpuściła pogoń za nim.

Wstępna sekcja zwłok: to było dzikie zwierzę

Zmarły szymbarczanin mieszkał razem z rodziną ma terenie przysiółka Górki. Trochę na uboczu, ale w końcu nie koniec świata. Do lasu, takiego prawdziwego, jest kawał drogi. Owszem, w pobliżu jest zagajnik, ale do dzikiej puszczy mu daleko. Po co mężczyzna wyprawił się akurat tam, nie wiadomo, gdy jednak długo nie wracał do domu, rodzina powiadomiła policję. Zaczęły się poszukiwania, w których mundurowych wspierali strażacy. - W akcji uczestniczyło dwunastu strażaków z OSP w Szymbarku - relacjonuje Dariusz Surmacz, oficer prasowy KP PSP w Gorlicach. - Poszukiwania trwały niecałe dwie godziny, mężczyzna został znaleziony w zagajniku w pobliżu domu - dodaje.

Na miejscu była policja. Jak potwierdził nam Grzegorz Szczepanek, rzecznik prasowy gorlickiej komendy, już na tym etapie wykluczono działania osób trzecich.

Przybyłemu na miejsce lekarzowi pozostało tylko stwierdzić zgon. Niejasne wówczas okoliczności śmierci sprawiły, że prokurator zarządził o zabezpieczeniu zwłok do badań sekcyjnych.- Ze wstępnych ustaleń - oględzin miejsca zdarzenia, charakteru obrażeń, stanu odzieży, wynika, że mężczyzna został zaatakowany przez dzikie zwierzę - mówi Tadeusz Cebo, prokurator rejonowy w Gorlicach. - Wiele wskazuje na to, że uciekał, o czym świadczyłyby zadrapania na nogach - dodaje.

Trudno pojąć tragedię, ale dziki rzeczywiście są coraz śmielsze, podchodzą do domów, niszczą zasiewy. O ile można jakoś przełknąć stratę posadzonych ziemniaków, to ludzka śmierć jest już poważnym ostrzeżeniem - może zwierząt jest po prostu za dużo i nie mają gdzie żerować?

Jeden z mieszkańców wsi opowiadał nam, jak ratował się ucieczką na słup wysokiego napięcia. Mówił, że dziękuje Bogu, za to, że konstrukcja była z tych starszych i miała jakby szczebelki, które ułatwiły mu wspinaczkę. Kilka metrów pod nim, szalały dwie lochy z młodymi.

Wójt gminy Ryszard Guzik, na hasło „dziki” sam jest gotów ruszyć do walki, bo temat też go dręczy. - Piszemy pisma, apele, prośby - do kół łowieckich, nadleśnictwa, ochrony środowiska. I co z tego? Odpowiedzi albo nie ma, albo piszą, że zwiększą odstrzał, jak to tylko będzie możliwe - mówi. - Trudno mi się nie denerwować, bo doszło do tego, że sprawy ludzkie są mniej ważne niż ekologia - dodaje.

W minionym roku dziki trzykrotnie zdewastowały stadion w Szymbarku. Obiekt trzeba było ogrodzić. Co raz do wójta zwracają się mieszkańcy, skarżąc się, że zwierzęta zdewastowały pole ziemniaków.

- Nie można porównywać śmierci człowieka ze stratami materialnymi - podkreśla. - Wszystko jednak daje obraz problemu, który jak widać, jest naprawdę duży - dodaje.

Locha z młodymi jest jak wcielenie furii

Wacław Grądalski, myśliwy z koła Ryś pytany o dziki, odpowiada w kilku słowach: matka z młodymi jest jak furia, kompletnie nieprzewidywalna. O wypadku w Szymbarku słyszał. Choć zachowania zwierząt nie są dla niego tajemnicą, jest w szoku.

- Owszem nie raz docierały informacje o tym, że gdzieś dziki pojawiły się w mieście, kogoś zaatakowały, ale u nas to chyba pierwszy śmiertelny przypadek - ocenia.

Jeden z mieszkańców uciekał przed rozjuszoną lochą na słup elektryczny

Ma doświadczenie, niemałe, bo kilkudziesięcioletnie, co nie zmienia faktu, że w konfrontacji z lochą, nie ma ono żadnego w zasadzie znaczenia. Matka chroniąca młode, nie zawaha się ani przez ułamek sekundy i zaatakuje każdego - mniejszego, większego. - Wielu doświadczonych myśliwych ratowało się wspinaczką na drzewo. Siedzieli na nim nawet przez kilka godzin, bo locha nie miała zamiaru odpuścić - dodaje.

Grądalski zwraca uwagę na jeszcze jedno. - Nie ma jeszcze w lesie zbyt wiele pędraków, bulw roślin czy gryzoni, więc wyruszają w teren na łowy - opisuje. - Inna sprawa, że coraz mniej boją się człowieka - dodaje.

Czas, żeby w końcu coś z tym zrobić

Więcej szczęścia niż zmarły 72-latek, miał Józef Przybylski. Przestrzega jednak: jeśli ktoś na poważnie nie zajmie się tematem, to może znowu dojść do tragedii. Wie doskonale, o czym mówi, bo poszedł kosić, i był jakieś pięćdziesiąt metrów od domu, w pobliżu niewielkiego strumyka, wokół którego rośnie parę drzew i kilka krzaków. Żaden to las. - Locha, która wyszła na mnie, na pewno była z tych starszych - opisuje. - Wielka, masywna, ale bardzo szybka. Zresztą ślady na ziemi są jeszcze dzisiaj widoczne - dodaje.

Jedyna oręż to kosa, którą trzymał w ręku, choć dzisiaj myśli, że tak naprawdę jako obrona by się nie sprawdziła. Bo co, miałby nią machać rozjuszonemu zwierzęciu przed nosem z nadzieją, że się przestraszy?

Na sugestie, by nie zapuszczać się w lasy, unikać zarośli puszcza mimo uszu: bo jak wytłumaczyć krowom, że nie będą się pasły na łące pod lasem czy zagajnikiem. - Mieszkamy w takim terenie, że wiele pól uprawnych leży pośród lasów. I co, mają leżeć odłogiem - zastanawia się.

Franciszek Zygarowicz, nadleśniczy Nadleśnictwa Łosie pomysły o ewentualnym odstrzale ucina od razu: o tej porze nie ma takiego prawa, ale ma pewien pomysł. - Poślę tam nasze patrole. Będziemy starali się ją jakoś przepłoszyć, żeby przeniosła się w inne miejsce - deklaruje.

Rolnikom radzi różne „śmierdzidła” dostępne w sprzedaży. - Są takie, które przypominają zapach ludzkiego potu. Inny to zapach wilka - instruuje. - Gdy rozpyli się je czy rozleje, w zależności od rodzaju specyfiku, zwierzyna leśna unika takich miejsc - dodaje.

Dziki to ciągły problem. Stanisław Michalik, nadleśniczy Nadleśnictwa Piwniczna przypomina sobie o dwóch groźnych zdarzeniach. Pierwsze miało miejsce kilka lat temu na pograniczu polsko-słowackim w miejscowości Zubrzyk (gm. Muszyna). Wówczas kobieta w leśnej okolicy natknęła się na dzika, który był postrzelony. - Zwierzę było bardzo agresywne i ją zaatakowało - wspomina.

Do drugiego doszło dwa, może trzy lata temu na terenie Obidzy, czyli w gminie Piwniczna-Zdrój. Przemierzający szlak turyści zobaczyli dzika, który z dużą prędkością zaczął biec w ich stronę. - Przestraszyli się i ratowali ucieczką na drzewo. Nie wiedzieli, jakie intencje ma zwierzę - podkreśla Stanisław Michalik.

Dopiero gdy dzik zniknął z pola widzenia, okazało się, że w pewnym sensie był on udomowiony. Przyzwyczaił się do obecności ludzi, bo miejscowi go dokarmiali.

Halina Gajda

Moja praca to przede wszystkim ludzie. Z małych społeczności, wiosek z dala od centrum powiatu, a jeszcze dalej od wielkich miast. Ich kłopoty, troski, radości – dla jednych banalne, dla nich o wielkiej wadze. Czasem jest to dziura w drodze, innym razem choroba kogoś bliskiego albo po prostu wnuk, który wygrał ważną olimpiadę. W każdej sytuacji staram się być blisko nich. Wszyscy oni już na zawsze zostają w pamięci. Widujemy się później na ulicy. Skinienie głową, dzień dobry, cześć - zwykłe gesty, ale dla nas ważne. Bo pamiętamy o sobie.

https://gorlice.naszemiasto.pl/ropica-polska-pomidorowo-paprykowe-krolestwo-w/ar/c1-8961077


https://gorlice.naszemiasto.pl/konrad-byl-pod-opieka-domowego-hospicjum-ktore-doplacalo-do/ar/c8-4686117


https://gorlice.naszemiasto.pl/tosia-kluk-wrocila-do-domu-udalo-sie-oddycha-juz-bez-rurki/ar/c1-7475883


https://gorlice.naszemiasto.pl/zagorzany-mloda-architektka-aleksandra-klinska-na-bazie/ar/c1-8972887?utm_source=facebook.com&utm_medium=gorlice-nasze-miasto&utm_content=fakty-i-opinie&utm_campaign=zagorzany-mloda-architektka-aleksandra-klinska-na-bazie&fbclid=IwAR3q_y8POS7BW_w9QyiDbaC2jx1mKxt-7ZsKb4rJfaA0lpS5y_VOQv2kLZE


 


Przez te kilkanaście lat pracy w Polska Press nie jeden raz zdarzyło mi się płakać z bezsilności, ale też śmiać się do łez. Nie boję się przyznać do słabości, ale mam też dystans do siebie. Szczególnie, gdy potrzebna pomoc komuś słabszemu, choremu, mniej zaradnemu. Wtedy robienie „wariata” przychodzi mi bez trudu. 

A na co dzień? Cóż, jestem amatorką mocnej kawy i wszystkiego, co ananasowe. Znajomi twierdzą, że tropikalny owoc jest najlepszą u mnie walutą. Pichcę w domowym zaciszu w ilościach znacznie przekraczających możliwości domowników. Dla ukojenia emocji wkładam na uszy słuchawki i odpalam płytę Zbigniewa Preisnera.


 


 

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.