Łódź, czyli miasto z „Ziemi obiecanej” Władysława Reymonta
Niedawno minęła 150. rocznica urodzin Władysława Reymonta. Na świat przyszedł w Kobielach Wielkich koło Radomska. Ale dziś jest jedną z ikon Łodzi, choć spędził w niej tylko kilka miesięcy. W „Ziemi obiecanej” jednak pięknie sportretował nasze miasto. Rok 2017 jest też Rokiem Reymonta
Władysław Stanisław Rejment, bo tak naprawdę nazywał się laureat Literackiej Nagrody Nobla, urodził się 7 maja 1867 roku w Kobielach Wielkich. Jego ojciec Józef był tam organistą. Matka, Antonina z Kupczyńskich pochodziła ze zubożałej szlachty krakowskiej. Podobno to po niej syn mógł odziedziczyć talent literacki. Matka bardzo ładnie opowiadała różne historie.
Nie został organistą
Pisarz i jego rodzina mieszkali m. in. w podłódzkim Tuszynie. Tu Józef Rejment grał na organach w miejscowym kościele, ale też prowadził kancelarię parafialną. Między innymi księgi stanu cywilnego, odpowiadał za korespondencję proboszcza z władzami carskimi. Ojciec bardzo chciał, by Władek poszedł w jego ślady i został organistą. Syn się temu sprzeciwił. Rodzice wysłali więc Władysława do Warszawy. Chodził do Warszawskiej Szkoły Niedzielno - Rzemieślniczej. Tam nauczył się krawiectwa. Został nawet czeladnikiem krawieckim. Jednak nie wiązał z tym zawodem swojej przyszłości.
Młodość pisarza była burzliwa. Jako kilkunastoletni chłopak uciekł z domu i przystąpił do „trupy teatralnej”. Wędrował z nią po tzw. prowincji, a latem występował w ogródkach restauracyjnych Warszawy. Używał pseudonimu artystycznego Urbański. Nie był jednak dobrym aktorem.
- Miał słaby wzrok i przez to nie mógł zostać aktorem - tłumaczą biografowie Reymonta.
Po przygodzie z aktorstwem Reymont uciekł też z niemieckim spirytystą do Paryża. Był jego medium.
Podobno Reymont chciał wstąpić do seminarium duchownego. Opowiadano nawet, że był przez pewien czas w nowicjacie u paulinów na Jasnej Górze. Nie jest to prawdą. Wziął natomiast udział w pieszej pielgrzymce do Częstochowy. Po jej zakończeniu przez kilka tygodni mieszkał u częstochowskich paulinów. Napisał potem książkę „Pielgrzymka na Jasną Górę”. Zresztą zawsze podkreśla się, że Władysław Reymont był człowiekiem bardzo pobożnym, ale też rozmownym i towarzyskim. Potrafił rozmawiać z każdym - z dziećmi, uczonymi i prostymi ludźmi.
Znał Stanisława Wyspiańskiego, które czasem odwiedzał.
Ojciec nie był zadowolony z pisarskich zdolności syna.
- Takim będziesz pisarzem, jak i aktorem - mówił mu ojciec. Ale kiedyś przyszły pisarz przyniósł mu pismo, znalazł się artykuł opisujących ciężkie życie Polaków zesłanych na Syberii. Publiczne rozpowszechnianie takich wiadomości było zakazane. Rodzina więc zamknęła okiennice, a Władysław czytał rodzinie treść artykuły. Józef Reymont dobrze pamiętał czasy Powstania Styczniowego. Artykuł bardzo go wzruszył.
- Kto to napisał? - zapytał. Był bardzo zdziwiony, gdy syn pokazał mu podpis pod artykułem. Imię Stanisław było jednak zmienione na Władysław, a nazwisko z Rejment na Reymont.
Łódzkie ślady Reymonta
Ojciec jednak pewnie dalej nie myślał, że syn wyżyje z pisarstwa. Załatwił mu pracę na Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. Reymont zostaje dróżnikiem na odcinku między Rogowem a Skierniewicami. Mieszkał wtedy między innymi w Krasnowej, Przyłęku i Lipcach Reymontowskich, nazwanych tak po latach na jego cześć.
W Łodzi Reymont pojawił się w 1896 roku. Przyjechał tu specjalnie, by zebrać materiał do swojej nowej powieści opisującej życie młodego, przemysłowego miasta. Edmund Jarzyński, autor książki „Tajemnice starych kamienic” wydanej na przełomie lat 60. i 70. pisze, że kamienicę w której mieszkał Reymont odwiedzają wszystkie wycieczki przyjeżdżające do Łodzi. Dziś te słowa można potraktować za dużą przesadę. Tym bardziej, że wielu łodzian pewnie nie wie, gdzie te kilka łódzkich miesięcy spędził Reymont.
Gdy zjawił się w Łodzi w kieszeni miał list polecający od łódzkiego poety Artura Gliszczyńskiego, którego spotkał w Warszawie. Miał się zgłosić do Juliusza Goźlińskiego, który był kierownikiem księgarni Gebethnera i Wolffa, która znajdowała się na ul. Piotrkowskiej 105.
Goźliński przyjął bardzo serdecznie Reymonta. Jak pisze Jarzyński, udostępnił mu pokój w swoim mieszkaniu, które znajdowało się w kamienicy przy ul. Wschodniej 50. Reymont zamieszkał w lewej oficynie, w mieszkaniu na pierwszym piętrze.
Jarzyński w swojej książce opisuje łódzkie życie Reymonta. Podobno spędzał je w kawiarniach. Miał dwie ulubione. Jedną była kawiarnia u Roszkowskiego, która znajdowała się przy ul. Piotrkowskiej 76, później mieściła się tu słynna łódzka „Łodzianka”. Drugą była kawiarnia w hotelu „Viktoria” przy ul. Piotrkowskiej 61.
Często Reymontowi brakowało gotówki, więc pożyczał kilka rubli od swojego gospodarza Goźlińskiego, ale sumiennie oddawał dług. Z tego kawiarnianego rajdu wracał w nocy i zabierał się do pisania. Pisał paląc przy tym wielkie ilości papierosów. Po kilku godzinach kładł się spać. Spał do południa, po czym znów szedł do kawiarni, gdzie wysłuchiwał opowieści o łódzkich fabrykantach, których wtedy nazywano lodzermenschami.
W Łodzi najprawdopodobniej Reymont sporządzał notatki, które potem wykorzystywał przy pisaniu „Ziemi obiecanej”. Po kilku miesiącach spędzonych w mieście nad Łódką wrócił do Warszawy, a stamtąd wyjechał do Paryża. I właśnie w stolicy Francji napisał najlepszą w dziejach powieść o Łodzi.
W swojej powieści opisał ludzi, o których opowiadano mu w łódzkich kawiarniach. Pierwowzorem Szaja Mendelsohna może być Izrael Poznański, a Hermana Bucholca - Karol Scheibler. Niektórzy zarzucają Reymontowi, że był zbyt surowy zwłaszcza dla Scheiblera. W jego powieści Bucholc jest człowiekiem chamskim, nazywający ludzi kundlami. Podobno był to celowy zabieg Reymonta. By utrudnić identyfikację Bucholca z Scheiblerem.
Mieszkając przy ul. Wschodniej 50 Reymont mógł też spotkać inne pierwowzory swojej powieści. Chodzi głównie o Karola Borowieckiego i Moryca Welta. Jak podaje Edmund Jarzyński w czasie pobytu Reymonta w Łodzi, w 1896 roku, Urząd Gubernialny w Piotrkowie Trybunalskim wydał Moszkowi Borowieckiemu i Herszowi Jakubowskiemu zezwolenie na wybudowanie trzypiętrowego domu z oficyną przy ul. Wschodniej 14. Jednak budowy nie rozpoczęto, bo Jakubowskiemu zabrakło pieniędzy. Na tej samej parceli kilka lat później sam Borowiecki postawił trzypiętrową oficynę.
Piękny film o Łodzi
„Ziemia obiecana” to najlepsza i najbardziej znana powieść o XIX wiecznej Łodzi. W latach 70. postanowił ją zekranizować Andrzej Wajda. Pomysł przeniesienia na ekran dzieła Reymonta podsunął mu nieżyjący już też reżyser Andrzej Żuławski.
- Przeczytałem „Chłopów” Reymonta, ale nie poruszyła mnie ta powieść - wspominał Andrzej Wajda. - Nigdy nie zrobiłbym z niej filmu. Przypadkowo trafiłem na „Ziemię obiecaną” dzięki Andrzejowi Żuławskiemu, który mi ją podrzucił.
W archiwach Radia Łódź można znaleźć relacje z planu „Ziemi obiecanej” i rozmowę z Andrzejem Wajdą. Przeprowadził ją w 1974 roku Zbigniew Wojciechowski.
- To jest jeden z najtrudniejszych, a może najtrudniejszy film jaki realizowałem - zapewniał wielki polski reżyser. - Ta wielowątkowa powieść nie może być uproszczona. Głównym tematem nie jest los jednego bohatera, ale portret miasta. Jeśli ma to być portret miasta to musi to być portret ludzi, różnorodnych, bardzo wielu. Galeria postaci. Z tej wielości scen, postaci, sytuacji, scenerii powinna się pojawić jakaś tkanina, dywan. Portret miasta utkany z tych wielu elementów. Oczywiście portret miasta Łodzi. Miasta w tym czasie, kiedy je Reymont opisał. A więc miasta niezwykłego sukcesu, tego gwałtownego, niebywałego rozwoju kapitalizmu i równocześnie tej strasznej nędzy, tych kontrastów, gnębienia człowieka, równocześnie robienia fortun w bardzo krótkim czasie. Mieszania się różnych narodowości. Tego co dzieje się między Polakami, Niemcami, Żydami. Wszyscy szukają w tej ziemi obiecanej, ziemi największych pieniędzy, największych sukcesów. Równocześnie doznają największej klęski.
Andrzej Wajda przyznawał, że praca przy „Ziemi obiecanej” zmieniła jego wyobrażenie o Łodzi.
- Kiedy chodziłem do Szkoły Filmowej, Łódź nie była miastem, które ukochałem - mówił reżyser. - Jak tylko nadarzała się okazja uciekałem z Łodzi. Później też nie robiłem tu wiele filmów. Nie wydawała mi się interesującym miejscem. Kiedy zdecydowałem się robić ten film musiałem znaleźć swój stosunek do Łodzi. Ponowny. Kiedy tu przyjechałem nastąpiły dwie zasadnicze zmiany. Łódź ruszyła się w kierunku modernizacji, czegoś nowego, nowego budownictwa. Nowego oblicza. Nasza epoka też musi się w tym mieście odcisnąć. Wydaje mi się, że odciska się coraz wyraźniej. Oczywiście dla mojego filmu nie jest to dobre. Kilkanaście lat temu łatwiej było tu sfotografować łódzkie zakamarki. Sprzed lat. Coraz częściej pojawiają się tutaj duże domy, od których musimy odwracać się plecami. Coraz więcej jest nowych ulic, których nie można fotografować. A z drugiej strony musiałem odkryć chęć sfotografowania tego wszystkiego. Jest to więc mieszane uczucie. Z jednej strony nigdy specjalnie się nie zakochałem w Łodzi, z drugiej robię film o Łodzi. Im goręcej robię to zyskuje jakiś stosunek do ludzi, którzy tu pracują. Pierwszy raz wszedłem do tych fabryk i zrozumiałem jak to ciężka, trudna, praca. Często na tych starych maszynach.
„Ziemia obiecana” została nominowana do „Oskara”. Już do historii przeszła anegdota związana z prezentacją „Ziemi obiecanej” w Stanach Zjednoczonych przed oskarową galą. Amerykanie dziwili się skąd biedna, komunistyczna Polska miała pieniądze na zbudowanie tak wspaniałych dekoracji... Nie mogli uwierzyć, że nie trzeba było ich budować. Tak wygląda Łódź.
W „Ziemi obiecanej” Andrzeja Wajdy obejrzymy więc najpiękniejsze łódzkie pałace. Wiele zdjęć powstało w Pałacu Poznańskiego przy ul. Ogrodowej. Co ciekawe w tym pałacu znajdowało się mieszkanie Hermana Bucholca, którego pierwowzorem miał być Karol Scheibler. Natomiast w pałacu Karola Scheiblera, w którym dziś znajduje się Muzeum Kinematografii ulokowano mieszkanie Müllera, którego grał Franciszek Pieczka.
Twórcy Szlaku Dziedzictwa Filmowego Łodzi dokładnie „rozpracowali” łódzkie plenery, które zagrały w „Ziemi obiecanej”. Już w pierwszej scenie filmu, kiedy robotnicy idą do fabryki widzimy nie tylko dzisiejszą Manufakturę, a kiedyś fabrykę Izraela Poznańskiego. Ale też znajdujące się tam do dziś famuły przy ul. Ogrodowej. Grający Hermana Bucholca Andrzej Szalawski modli się w jadalni pałacu Karola Poznańskiego. Teraz swoją siedzibę ma tam Akademia Muzyczna w Łodzi. W sali koncertowej dzisiejszej akademii grany przez Piotra Fronczewskiego Horn rzuca w twarz obelgi Bucholcowi.
W „Ziemi obiecanej” możemy też podziwiać pałac Roberta Schweikerta przy ul. Piotrkowskiej. Obecnie swoją siedzibę ma w nim Instytut Europejski. Dziś kręci się tu kolejne odcinki „Komisarza Aleksa”. Tu bowiem ulokowano serialowy komisariat. Łódź prezentuje się pięknie zwłaszcza w scenie przejazdu ojca Karola Borowieckiego i jego narzeczonej Anki, ulicami miasta.
Oglądając tę scenę możemy poczuć klimat dziewiętnastowiecznej Łodzi. Widzimy bramę dawnego pałacu Ludwika Grohmana przy ul. Tylnej , tzw. Beczki Grohmanowskie, czyli wejście do dawnej fabryki Grohmanów przy ul. Targowej. Twórcy Szlaku Dziedzictwa Filmowego Łodzi dostrzegli też fragment parku im. Klepacza z budynkiem dawnej willi Józefa Richtera.
W „Ziemi obiecanej” dostrzeżemy też ul. Moniuszki. Na niej nakręcono scenę pogrzebu Bucholca. Zdjęcia do tego filmu kręcono też na ul. Więckowskiego, w budynku Muzeum Sztuki. Oczywiście w „Ziemi obiecanej” nie mogło zabraknąć Księżego Młyna. Tam nakręcono jedną z ostatnich scen filmu obrazującą walkę żołnierzy z robotnikami. Możemy też oglądać dawną fabrykę Karola Scheiblera przy ul. Kilińskiego. Zdjęcia do „Ziemi obiecanej” powstawały też w Pabianicach. W fabryce w której dziś mieści się hotel „Fabryka Wełny” przy ul. Zamkowej. Zakład ten przez laty należał do rodziny Baruchów.
Zdjęcia do tego filmu wiele razy wspominał też znakomity polski aktor Daniel Olbrychski. Podkreśla, że to jeden z najważniejszy film w historii polskiej kinematografii.
- O ile pamiętam, to w swoim czasie Ingmar Bergman podając dziesięć najważniejszych filmów świata to wymienił również „Ziemię obiecaną” w reżyserii Andrzeja Wajdy - mówił nam w wywiadzie Daniel Olbrychski. Wspominał, że w pałacu Scheiblera nie było jeszcze Muzeum Kinematografii.
- Była piękna sala w której kręciliśmy różne sceny - wspominał znany aktor. - Franek Pieczka pokazywał mi swój pałac kusząc, bym został jego zięciem. „Ziemia obiecana” Władysława Reymonta to najpiękniejsza książka o Łodzi. To literacki pomnik, który ten pisarz postawił temu miastu. Takiego filmu nie dałoby się już nakręcić. Łódź wyglądała wtedy tak jak z czasów Reymonta. Andrzej Wajda, scenografowie mieli niesamowity luksus. Wtedy wszystkie łódzkie fabryki pracowały. Mieliśmy dźwięk maszyn, bezpłatnych statystów. Łódzkie kobiety na co dzień pracowały przy tych maszynach. Wystarczyło je tylko przebrać w śliczne fartuszki z końca XIX wieku. Założyły je zamiast brzydkich, roboczych drelichów. One nie przerywały pracy, a my graliśmy. Pamiętam scenę z Andrzejem Łapickim, który chciał ode mnie wyciągnąć jakieś pieniądze, bo był w strasznym kryzysie. Myśmy musieli do siebie krzyczeć, bo się nie słyszeliśmy. Taki był hałas maszyn. I były to te same maszyny, na których pracowały prządki w końcu XIX wieku. Maszyny postarzały się o 100 lat, a więc musiały być jeszcze głośniejsze niż w czasach, gdy rozgrywała się akcja powieści Reymonta. A robiliśmy film, który pokazywał w jakich ciężkich warunkach klasa robotnicza pracowała w XIX wieku. Nieomal sto lat później prządki z komunistycznej Polski pracowały na tych samych maszynach. Tylko jeszcze głośniejszych, bo były stare, zużyte. Pamiętam, że po zdjęciach w łódzkiej fabryce wracaliśmy do Warszawy samochodem, to jeszcze do Sochaczewa nie słyszeliśmy siebie wzajemnie, bo tak byliśmy ogłuszeni przez hałas tych maszyn.
Nagrody Nobla nie odebrał
Wracając do Władysława Reymonta to po wyjeździe z Łodzi zaczyna żyć z pisania. Ale w 1900 roku spotyka go nieszczęście. Uczestniczy w katastrofie kolejowej. Ląduje po niej w szpitalu. Ma złamane dwa żebra i urazy głowy. Ten wypadek zmienia życie Reymonta. Udaje mu się uzyskać 38.500 rubli odszkodowania. Podobno za te pieniądze mógł kupić wtedy kilkanaście kamienic. W 1924 r. Władysław Reymont otrzymuje Literacką Nagrodę Nobla. Jednak nie za „Ziemię obiecaną” tylko za „Chłopów”. Stan zdrowia pisarza sprawił, że nie mógł jej odebrać osobiście. Od dłuższego czasu Reymont chorował na serce. Gdy odbywała się uroczysta gala on w tym czasie przebywał na leczeniu na Riwierze Francuskiej, w Nicei. Do Polski wrócił w maju 1925 roku. Jeszcze w sierpniu wziął udział we dożynkach organizowanych w Wierzchosławicach przez premiera Wincentego Witosa i Macieja Rataja, marszałka sejmu. Ale podczas tych uroczystości Reymont zasłabł. Zawieziono go do szpitala w Krakowie. Ze szpitala go wypisano, ale stan zdrowia pisarza ciągle się pogarszał. Władysław Stanisław Reymont zmarł w stolicy 5 grudnia 1925 r. Pochowano go na warszawskim Cmentarzu Powązkowskim, a jego serce złożono w koście św. Krzyża w Warszawie.