Łódź zasługuje, by pięknie ją pokazywać
Rozmowa z Jackiem Kusińskim, łódzkim wydawcą, fotografikiem, właścicielem wydawnictwa „Jacek Kusiński”.
Jak to się stało, że założył Pan wydawnictwo, które tak pięknie promuje Łódź?
Zmotywował mnie mój przyjaciel grafik, zajmujący się książkami. Miałem 40 lat, gdy gwałtownie zmieniłem swoje życie. Ze sklepikarza stałem się fotografikiem i zacząłem wydawać książki. Znakomicie robił to przyjaciel. Połączyliśmy siły. Chcieliśmy wydać piękne książki o Łodzi, pokazać to miasto w zupełnie innej formie.
Widzi Pan coraz większe zainteresowanie historią, przeszłością Łodzi?
Wydaje mi się, że tak. Również dzięki waszej gazecie. „Kocham Łódź” to znakomity dodatek. Kopalnia wiedzy o mieście.
Historia Pana wydawnictwa zaczęła się od której książki?
Od „Piotrkowskiej”. Najpierw ukazał się „Pierwszy spacer”, następnie „Drugi spacer” tą ulicą. Pierwsza z tych książek obejmowała ul. Piotrkowską od placu Wolności do al. Piłsudskiego, a kolejna drugą część tej ulicy. Następnie ukazała się „Łódź. Księga fabryk”. Praca nad tą książką zajęła nam pięć lat. Znakomicie się sprzedawała. Teraz ukazało się jej nowe wydanie, która jest częścią nowej serii Wydawnictwa Kusiński.
Ukazała książka „Łódź. Narodziny miasta”.
Jej autorem jest profesor Krzysztof Stefański. Książka ta porządkuje czasy związane z powstaniem przemysłowej Łodzi, ten jej burzliwy okres.
Niedawno w Pana wydawnictwie ukazała się książka „Recepta na miliony” Bolesława Lesmana. O czym opowiada?
To moim zdaniem jedna z najlepszych książek o Łodzi jaka kiedykolwiek powstała. Napisał ją łódzki dziennikarz Bolesław Lesman. Był szefem działu miejskiego w „Ekspresie Ilustrowanym”. Książka miała pecha. Wydał ją 1967 roku, a rok później został wyrzucony ze swojego ukochanego kraju. Losy tej książki były bardzo dziwne. Powstał nawet jej plagiat. Myślę, że książka ta stanie się bestsellerem. Jest już w księgarniach.
O czym opowiada?
To biografia Oskara Kona, jednego z najciekawszych, oryginalnych łódzkich fabrykantów. To historia znana i nieznana. Mój ojciec opowiadał, że „Recepta na miliony” jest najlepszą książką o Łodzi. Moim marzeniem było ją wydać. Wiele lat o to zabiegałem. Książka jest naprawdę niesamowita.
Jakie dalsze plany ma Pana wydawnictwo?
Dalej będą to najlepsze książki o Łodzi, najciekawsze. Nie chce tych planów ujawniać. Chcę jednak w najbliższym czasie wydać dwie takie pozycję. Będą arcyciekawymi i pięknie wydanymi książkami.
Można powiedzieć, że jest Pan zakochany w Łodzi?
Tu mieszkam, żyję. Miasto jest specyficzne. Bardzo lubię Łódź. Świetnie się w niej czuje. Chcę też pokazać, że ma inną historię niż ta do której się przyzwyczailiśmy. Są książki, które nadały Łodzi stygmat. Jak choćby „Ziemia obiecana”. W „Recepcie na miliony”pojawia się nawet ten sam bohater. Przecież Moryc Welt z powieści Reymonta to właśnie Oskar Kon. Przedsiębiorczy, przebojowy, bardzo inteligentny.
Moim zdaniem trzeba inaczej spojrzeć na Łódź. Wydałem książkę „Bezbronne miasto”. Opowiada ona o Mieczysławie Hertzu. Działał podczas I wojny światowej w Komitecie Obywatelskim. To nigdy nie opowiedziana do końca historia, z której możemy być dumni. Takich rzeczy jest wiele.
Pan jest łodzianinem?
Tak. Jestem związany ze Śródmieściem. Wychowywałem się w drewnianym domu przy dawnej ul. Głównej. Dziś w tym miejscu stoi „Galeria”. Potem przenieśliśmy się do kamienicy.
Ma Pan tu miejsca bliskie swemu sercu?
Bardzo lubię ul. Uniwersytecką. To piękna ulica, historyczna, z ciekawym przebiegiem. To piękny fragment Łodzi. Zrobiłem album „Miasto”. Pokazałem w nim Łódź z lotu ptaka. Pięknie wygląda.
Łódź jest fotogeniczna?
Każde miasto jest fotogeniczne. Wiele zależy od fotografa. W fotografii było modne epatowanie brzydotą Łodzi. Ten styl mi się kiedyś podobał. Teraz jestem już nim zmęczony. Fotografia jest dla mnie dokumentem, a nie opisem urody.