Łodzianie na Wyspach mogą mieć tylko gorzej
Rozmawiamy z prof. dr hab. Stefanem Krajewskim, ekonomistą, w latach 2004 - 2006 wojewodą łódzkim, a obecnie wykładowcą Politechniki Warszawskiej.
Ilu łodzian mieszka obecnie i pracuje w Wielkiej Brytanii?
Tego tak naprawdę nikt nie wie, bo przed wyjazdem na Wyspy nie trzeba nigdzie zgłaszać takiej informacji. Według szacunków, na terenie Wielkiej Brytanii przebywa obecnie ponad 3 mln imigrantów ze wszystkich krajów Unii Europejskiej. Polacy stanowią w tym gronie najliczniejszą grupę ocenianą na ponad 1 mln osób. Mieszkańców Łodzi i regionu jest w tej grupie około 30-40 tys. To mniej więcej dwa razy więcej niż liczba mieszkańców takich miast jak Aleksandrów Łódzki czy Koluszki.
Czy wszyscy oni teraz, w związku z planowanym Brexitem, czyli wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii, mogą spać spokojnie, czy też powinni się już obawiać?
O spokoju nie może być mowy. Rozmawiam regularnie z łodzianami mieszkającymi obecnie na Wyspach i wiem, że zdecydowana większość z nich żyje w strachu i obawie, nie będąc pewnym tego, co ich niebawem czeka. Te obawy towarzyszą zarówno osobom, które wyemigrowały tam już kilka albo nawet kilkanaście lat temu, jak i takim, którzy wyjechali nie dalej jak miesiąc temu. Prawda jest niestety taka, że nie ma szans, by po Brexicie warunki przebywania na Wyspach łodzian i innych Polaków były takie jak obecnie. Ta sytuacja na pewno się pogorszy. Pytanie tylko jak bardzo.
Jakie największe zagrożenia czekają na łodzian mieszkających na Wyspach w związku z Brexitem?
Przede wszystkim może zostać bardzo poważnie ograniczony dostęp do świadczeń socjalnych, z których Polacy wyjeżdżający do Wielkiej Brytanii korzystają bardzo chętnie. Teraz prawo do korzystania z nich przysługuje niemal wszystkim i to od zaraz po przyjeździe, a także na dzieci, które nie pojechały z rodzicami i zostały w Polsce. Dla Brytyjczyków to duże obciążenie, dlatego nie podoba się im to. Niewykluczone, że po Brexicie zostanie wprowadzona zasada, zgodnie z którą zasiłki będą przysługiwały wyłącznie osobom mieszkającym na Wyspach od wielu lat i posiadającym stałe zatrudnienie i miejsce zamieszkania. To byłby cios dla Polaków, bo spora część tych, którzy tam obecnie mieszkają, to pracuje przez pół roku, a kolejne pół roku jest na bezrobociu i pobiera wówczas świadczenia i tak w kółko. O wiele trudniej będą mieli po Brexicie ci chcący pojechać do Wielkiej Brytanii po raz pierwszy. Nie jest wykluczone, że dla nowo przyjeżdżających zostanie wprowadzona weryfikacja i dopiero po jej pozytywnym przejściu będzie otrzymywało się pozwolenie na wjazd.
To kiepska perspektywa także dla członków rodzin tych osób, którzy zostali w Łodzi i w Polsce...
Dokładnie. A często jest tak, że tata pracuje na Wyspach, a w Łodzi została żona i dwójka dzieci albo rodzice wyjechali za pracą, a w kraju zostały dzieci pod opieką dziadków. To, co ta jedna lub dwie osoby zarabiają w Anglii, jest częściowo przesyłane do Polski na utrzymanie tych, którzy tutaj zostali. Jeśli doszłoby do takiej sytuacji, że ten tata albo oboje rodziców wrócą do Polski, to rządowy program „Rodzina 500+” na pewno nie zrekompensuje zarobków, na które mogli liczyć na Wyspach.
Czy należy spodziewać się masowych powrotów łodzian i pozostałych Polaków po tym, jak Wielka Brytania opuści ostatecznie struktury Unii?
Nie sądzę, by tłumy Polaków zaczęły nagle wracać do Polski. Prawda jest taka, że oni nie chcą wracać, nawet jak się im nie powodzi i miesiącami nie mogą znaleźć pracy na Wyspach. Wolą tam zostać i pobierać zasiłek dla bezrobotnych, bo i tak lepiej wyjdą na tym finansowo niż będąc na bezrobociu tutaj albo zatrudniając się na podrzędnym stanowisku. Szacuje się, że w czasach ostatniego kryzysu finansowego w latach 2009 - 2010, kiedy o pracę także na Wyspach było trudniej, do Polski wróciło zaledwie około 10 procent Polaków, którzy wcześniej tam wyjechali. Myślę, że tym razem może być podobnie. No chyba że po Brexicie zostaną wprowadzone przepisy zmuszające Polaków do opuszczenia tego kraju.
Takie ewentualne masowe powroty łodzian i innych Polaków do kraju miałyby z pewnością ogromny wpływ na tutejszy rynek pracy...
Oczywiście. Aż trudno wyobrazić sobie, co by się działo, gdyby na terenie woj. łódzkiego pojawiło się nagle te 30 czy nawet 40 tys. rąk do pracy. Rynek nie byłby w stanie ich wchłonąć. Bezrobocie podskoczyłoby więc drastycznie. A i ci powracający nie byliby tak bardzo zainteresowani podjęciem pracy ze średnim miesięcznym wynagrodzeniem na poziomie około 3 - 3,5 tys. zł brutto. Na Zachodzie, w tym i na Wyspach, pensje są bowiem mniej więcej trzykrotnie wyższe, a utrzymanie, mimo że jest droższe, to nie aż o tyle. Nie ma też co liczyć, że ci ewentualnie powracający przyjadą tutaj z pokaźnymi oszczędnościami pozwalającymi im na rozkręcenie własnego biznesu. Bardziej spodziewałbym się więc, jeśli już Polacy zostaną zmuszeni do opuszczenia Wysp, że będą szukać dla siebie miejsca w innych państwach zachodniej Europy. Może być to np. Francja, Niemcy, Holandia, Włochy, Szwecja czy Irlandia. We wszystkich tych miejscach zarobki są wyższe niż w Polsce, a opieka socjalna lepsza. Przeszkodą w niektórych z tych krajów może być jednak język, bo nie wszędzie jest to angielski. Nie ma poza tym co liczyć, że państwa te będą przyjmować Polaków z otwartymi rękoma.
A kiedy te wszystkie zmiany mogą zostać wprowadzone?
Tego niestety też nikt póki co nie wie. Formalnie procedura opuszczenia Unii Europejskiej przez Wielką Brytanię zaczęła się 29 marca tego roku i ma trwać do 29 marca 2019 r., ale Anglicy już teraz sygnalizują, że chcieliby ten termin przedłużyć. Tak realnie negocjacje między obiema strona ruszą dopiero pod koniec tego roku. Na początku czerwca są bowiem jeszcze wybory parlamentarne na Wyspach, a we wrześniu także wybory parlamentarne w Niemczech. Dopóki nie rozstrzygną się te istotne kwestie, nie ma szans na to, by zasiąść do wspólnego stołu.
Czy jakaś grupa zawodowa powinna szczególnie obawiać się Brexitu?
Na pewno budowlańcy, pracujący w firmach sprzątających, hotelowych recepcjach czy przy liniach produkcyjnych w fabrykach. Poza tym ochroniarze, kierowcy, barmani i kelnerzy w restauracjach. Wykonują raczej proste prace, do których raczej trudno znaleźć Brytyjczyków. Związki zawodowe reprezentujące większość tych grup są już od dawna przeciwne Polakom, twierdząc, że psują rynek, godząc się na sporo niższe wynagrodzenia. Dlatego widzą Polaków na Wyspach raczej niechętnie i najlepiej chciałyby się ich pozbyć. Nie zastanawiają się jednak, kto, zamiast Polaków miałby te prace wykonywać, bo na to, że Brytyjczycy nie ma co liczyć. Z problemu zdają sobie sprawę angielscy przedsiębiorcy, dlatego oni chętnie widzą Polaków na Wyspach. Tym bardziej, że za tą samą pracę płacą im mniej niż Brytyjczykom. Rząd Wielkiej Brytanii będzie miał twardy orzech do zgryzienia, by podczas negocjacji w ramach Brexitu wypracować takie rozwiązania, które zadowoliłyby zarówno jedno, jak i drugie grono. Myślę, że nieco bardziej spokojni o swoją przyszłość na Wyspach mogą być łodzianie pracujący tam jako informatycy, lekarze, pielęgniarki, ekonomiści czy analitycy giełdowi. Z nich brytyjski rynek raczej nie będzie chciał zrezygnować.