Łodzianin - Mister Polski wrócił z Tajlandii
Z mnóstwem wspomnień, bagażem doświadczeń i setkami pamiątkowych zdjęć wrócił Jan Dratwicki, najprzystojniejszy Polak 2016, z tegorocznego konkursu Mister International w Tajlandii.
- Nie udało mi się zdobyć żadnego tytułu i z tego powodu mogę być nieco zawiedziony, ale nie żałuję, bo nie wynik jest najważniejszy - przyznał. - Warto było wziąć udział w konkursie. Dużo zwiedziłem, poznałem wielu wspaniałych ludzi. Przeżyłem fajną przygodę i miałem egzotyczne wakacje w środku zimy.
Janek Dratwicki, Mister Polski 2016, maturzysta z łódzkiego Gastronomika, znalazł się w gronie 36 supermanów z całego świata. Tuż po swojej studniówce wyjechał na wybory Mistera International 2016 do Tajlandii. Podczas gdy u nas taki konkurs z udziałem mężczyzn jest jeszcze traktowany mniej prestiżowo niż wybory miss, tam na punkcie przystojniaków wszyscy po prostu szaleją i to już od 11 lat.
- Gdziekolwiek się nie pojawiliśmy, tam wszyscy nas entuzjastycznie witali - wspomina Janek. - W Tajlandii przepadają za tym konkursem. Jak tylko zobaczą mistera z szarfą, od razu podbiegają, krzyczą, piszczą, chcą robić sobie zdjęcia. Są bardzo przyjaźnie nastawieni, mili. Na każdym kroku dają odczuć swoją sympatię. Nie tylko dziewczyny, ale także chłopaki, zarówno młodsze, jak i starsze osoby. Mentalność ludzi w tym kraju mnie urzekła - są uprzejmi, gościnni, zawsze uśmiechnięci. Żyją w przepięknym kraju, widoki i pogoda są tam wspaniałe.
Organizatorzy zapewnili uczestnikom konkursu wiele atrakcji w szalonym tempie.
- Każdy dzień zaczynaliśmy już o godzinie 6! - wspomina Janek. - W zasadzie wciąż byliśmy w podróży, zmienialiśmy miejsca pobytu, zwiedzaliśmy, ale i robiliśmy sesję za sesją. Czas wypełniały nam zdjęcia, pokazy, nagrania spotów z prezentacjami, spotkania ze sponsorami. Praktycznie nie mieliśmy wolnej chwili i przysypialiśmy w autokarze.
Przystojnym gościom gospodarze pokazali m.in. malowniczy ogród Nongnooch Garden z żywymi zwierzętami, gdzie można nawet pogłaskać tygrysa i zrobić sobie z nim zdjęcie...
- To robi wrażenie, choć ja nie jestem zwolennikiem trzymania dzikich zwierząt w celach typowo komercyjnych, jako atrakcji dla turystów - dodaje Janek. - Mieszkaliśmy też w bajkowej wiosce Hobbitów. Sesję na plaży robiliśmy w słynnej miejscowości wypoczynkowej Pattaya nad Zatoką Tajlandzką. W Bangkoku natomiast zwiedzaliśmy okolice Wielkiego Pałacu Królewskiego. Wyeksponowany jest tam ogromny portret zmarłego przed kilkoma miesiącami króla, którego pamięć też uczciliśmy.
Panowie poza sesjami zdjęciowymi, mieli też spotkania z mieszkańcami, np. w centrach handlowych, czy podczas akcji charytatywnych. Jedli głównie... ryż.
- Był podawany do każdego posiłku - śmieje się Janek. - A poza tym rano mogliśmy zjeść normalne śniadanie: np. jajko sadzone, płatki z jogurtem, omlety, czy tosty, wypić kawę, herbatę. Nie bardzo odpowiadały mi tajskie zupy, dla mnie zbyt słodkawe. Za to mięsa i owoce morza smakowały mi, choć były bardzo pikantne. Starałem się unikać produktów surowych. Natomiast chętnie próbowałem słodyczy, np. wafelków Kit Kat z zieloną herbatą.
A jak najprzystojniejsi prezentowali się na konkursowych wybiegach?
- W eliminacjach mieliśmy trzy wyjścia: w t-shirtach i dżinsach, garniturach i strojach narodowych, w finale wystąpiliśmy też w pokazie mody tamtejszego projektanta.
Polskę reprezentował Jan husarz.
- Po tym, jak już dwukrotnie Polacy - Rafał Maślak i Rafał Jonkisz - występowali w góralskich strojach ludowych, uznaliśmy, że trzeba coś zmienić - opowiada. - Zależało nam, abym się wyróżniał. Chciałem pokazać Polskę z jak najlepszej strony, a husaria była formacją, którą możemy się szczycić jako waleczny naród.
Strój został wypożyczony z Łódzkiego Centrum Filmowego. Składał się ze skórzanych jasnych wysokich butów, czerwonych spodni oraz zbroi ze skrzydłami i hełmu. Ważył około 10 kilogramów. Janek prezentował się w nim bardzo efektownie.
- Starałem się na bieżąco wrzucać zdjęcia i krótkie relacje na portale społecznościowe - opowiada. - Wiele osób mi kibicowało, dostawałem dużo pozytywnych komentarzy z całego świata.
Choć nie udało mu się zdobyć tytułu Mistera International, w notowaniach fotografów i internautów plasował się wysoko. Wybory wygrał Mister Libanu - mierzący blisko 2 metry Paul Iskandar.
- Uczestnicy i sama atmosfera była fajna, nie czuło się rywalizacji - podsumowuje Janek. - Każdy reprezentował inny kraj i całkiem różne męskie typy. Najtrudniej było złapać kontakt z tymi, którzy nie mówili po angielsku. Oni pozostawali trochę na uboczu, mało się odzywali. Z kilkoma chłopakami nawiązałem fajne kontakty, ale czy będę miał okazję jeszcze kiedyś ich spotkać?
Po powrocie do kraju, Janek już musiał wziąć się ostro do pracy...
- Chodzę do szkoły, nadrabiam zaległości, bo przede mną matura - mówi.
Dziś jednak znów go na lekcjach nie ma, bo jako obecny Mister Polski, musiał pojechać do Rzeszowa. Tam w jednym w klubów odbędzie się jutro ćwierćfinał kolejnej edycji konkursu Mister Polski 2017.