Rozmowa z Radomirem Szumełdą, liderem pomorskiego Komitetu Obrony Demokracji i Markiem Lewandowskim, rzecznikiem Komisji Krajowej NSZZ Solidarność.
Szumełda: Solidarność jest pięknym pomnikiem polskiej historii. Jej znak powinien należeć do wszystkich
W kontekście niedzielnej śmierci autora nazwy związku i pierwszego rzecznika Solidarności, prof. Karola Modzelewskiego i nadchodzącej 30. rocznicy wyborów 4 czerwca 1989 r. europoseł Jarosław Wałęsa zaapelował w poniedziałek w gdańsku do związkowców z dzisiejszej NSZZ Solidarność, by sprawili, że historyczny logotyp stanie się dobrem narodowym. Jak pan ocenia taki pomysł?
Gorąco popieram. Całym sercem jestem za tym pomysłem. Ten apel jest zapewne spóźniony o te trzydzieści lat bo jednak symbol Solidarności był własnością całego społeczeństwa. Pamiętajmy, że 10 milionów Polaków należało do tego związku zawodowego w 1980-81 roku. Dziś NSZZ S jest organizacją niszową, nieliczną, uwikłaną w bieżącą politykę. Tak naprawdę sprzeniewierza też w pewnym stopniu coś, co było dobrem wspólnym. Moim zdaniem ten apel jest bardzo zasadny i myślę, że jeśli dzisiejszy związek zawodowy Solidarność wykonałby taki gest, zyskałby w oczach bardzo wielu obywateli.
Kilka tygodni temu, gdy S wycofała swoją zgodę na użytkowanie symbolu przez Europejskie Centrum Solidarności, jej rzecznik prasowy, Marek Lewandowski retorycznie pytał czy logo należy też do „3,5 miliona członków Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej” i „całej rzeszy milicjantów, UB-eków, SB-ków którzy Solidarność zwalczali, mordowali, internowali i więzili”. Jak pan uważa?
Uważam, że tak. Dla mnie sytuacja przypomina tę z pomnikami np. Józefa Piłsudskiego, Romana Dmowskiego czy Wincentego Witosa. Ci bohaterowie i właściwie założyciele Polski po zaborach budzili te 80, 90 czy 100 lat temu kontrowersje. Mieli przeciwników, a wręcz wrogów, natomiast ich pomniki i życiorysy są dziś dobrem wspólnym wszystkich Polaków. Warto pamiętać, że w dwudziestoleciu międzywojennym Piłsudski czy Dmowski budzili różne emocje. Nie wszyscy się wtedy z nimi zgadzali, a dziś są oni dziedzictwem wszystkich. Podobnie jest z Solidarnością. Jest ona pięknym pomnikiem polskiej historii. Nie wszyscy służyli jej te 30 czy niemal 40 lat temu, ale dziś Solidarność to po prostu dobro wspólne i element naszej wspólnej historii.
Potrafię sobie wyobrazić, że dzisiejszy NSZZ Solidarność nie będzie entuzjastyczny w sprawie apelu europosła Wałęsy. Co wówczas? Pozostaje cierpliwie czekać, a może walczyć przed sądem?
Samo logo jest własnością intelektualną Jerzego Janiszewskiego. Związek zawodowy używa tylko znaku, który zaprojektował pan Janiszewski jako grafik. Nie jestem prawnikiem. Nie potrafię przesądzić czy ktoś może dziś podjąć kroki prawne by odebrać Solidarności ten logotyp, ale myślę, że zdanie autora znaku powinno mieć znaczenie w tej dyskusji.
Lewandowski: Wykorzystali Solidarność do własnych karier, porzucili związek, a teraz jeszcze chcą naszego znaku
Jarosław Wałęsa zwrócił się z apelem, by przekazać społeczeństwu nazwę i znak Solidarności. Chciałby, by ten stał się dobrem narodowym i „nikt, nie mógł nigdy zakazać jego używania, tak jak próbowano odebrać go Europejskiemu Centrum Solidarności”. Co na to związek?
Nie próbowano, tylko odebrano. NSZZ Solidarność jest jedynym właścicielem i dysponentem nazwy i logo, posiadając do niego wyłączne majątkowe prawa autorskie. Warto przywołać tutaj uchwałę KKW z 1989 r.: Krajowa Komisja Wykonawcza NSZZ Solidarność oświadcza, iż nazwa i znak graficzny „Solidarność” stanowią dobro osobiste Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Solidarność. Na końcu tej uchwały jest stwierdzenie: jakiekolwiek posługiwanie się tą nazwą czy znakiem graficznym przez inne osoby prawne bez zgody władz NSZZ Solidarność spowoduje wszczęcie odpowiednich działań prawnych dla ochrony dóbr Związku”. Wie Pan kto się m.in. podpisał pod tą uchwałą? Lech Wałęsa, Władysław Frasyniuk, Bogdan Borusewicz, Adam Michnik. To obowiązujący do dzisiaj akt prawny, który jesteśmy zobowiązani realizować. Stąd m.in. w 2007 r. jednoznacznie uregulowaliśmy te kwestie w Jerzym Janiszewskim, twórcą znaku. Dzisiaj twierdzą inaczej? Bo co? Bo odeszli ze związku do polityki?
Według pana są Polacy którzy nie zasługują na to, by posługiwać się znakiem, logiem Solidarności?
A chociażby te 3,5 mln członków PZPR. Tysięcy milicjantów, funkcjonariuszy SB, oficerów LWP, którzy zwalczali Solidarność. Mógłbym jeszcze trochę powyliczać. Nie potrzeba zbyt duże wyobraźni, aby to zrozumieć.
Słychać głosy, że dzisiejsza Solidarność nie ma już wiele wspólnego z Solidarnością z 1989. Jak pan to ocenia?
O! To jakaś nowa cezura. Zawsze do tej pory odnoszono to do roku 1980. Solidarność powstała po masowych protestach robotników, którzy chcieli mieć swój prawdziwy związek zawodowy. Nie mieli postulatów wolnościowych, choć niezależny od władzy związek był sam w sobie przestrzenią wolności. Dlatego do związku wstąpiło wielu ludzi i środowisk mających inne cele, bo to była jedyna możliwość w miarę nieskrępowanej działalności. Stąd związek zawodowy bardziej przypominał ruch społeczny, ale nigdy nim nie był. W 1989 po ponownej rejestracji Solidarność liczyła już tylko 2,3 mln członków. A gdy Wałęsa przekazywał związek Krzaklewskiemu w lutym 1991 tylko 1,5 mln. Stało się tak m.in. dlatego, że można było zakładać partie polityczne, biznesy, stowarzyszenia itp. I teraz co? Ponieważ wielu ludziom nie była już Solidarność potrzebna, to teraz odbiera się prawo tym, którzy w tym związku pozostali? Najpierw wykorzystali ją do swoich karier, a teraz im to przeszkadza? 60 proc. członków dzisiejszej S, włącznie z obecnym przewodniczącym, to członkowie od sierpnia 1980. Nikt nie ma prawa im tego odbierać.