Łomża. Usunęli maszt z flagą UE. Dr Kruk: Zieliński ma „talent” do wywoływania tego typu sytuacji
Tutaj mamy do czynienia z hipokryzją: bo z jednej strony chętnie korzystamy z unijnych pieniędzy, ale już element symboliki, jakim jest unijna flaga, jest odrażający. Druga sprawa - czyja to inicjatywa? - twierdzi dr Marek Kruk z Uniwersytetu w Białymstoku, specjalista ds. marketingu.
O Łomży jest głośno. Sprawę zniknięcia masztu relacjonowały ogólnopolskie media. Czy to zamieszanie będzie dla promocji miasta korzystne, czy zaszkodzi Łomży?
Jeśli chodzi o działania promocyjne, to rozgłos jest oczywiście pożądany. Natomiast powinien on raczej coś chwalić. Przy czym musimy zwrócić uwagę na to, że ten komunikat, który uzyskujemy w tej sytuacji, nie jest do końca jednoznaczny. Można go interpretować na wiele sposobów. Dla pewnej grupy wydarzenie może mieć wartość pozytywną - oto władza konsekwentnie przestrzega wyznawanych wartości, nie kryje sceptycznej postawy wobec Unii Europejskiej. Dla nich taki akt pokazania, że nie musimy z Unią jednoznacznie utożsamiać się, może być czymś pozytywnym.
Natomiast jest też aspekt negatywny. Gdyby do wydarzenia nie doszło z dnia na dzień - wczoraj maszt był, dziś nie ma, jutro znowu jest - pewnie można byłoby to jakoś wytłumaczyć. Choćby tak, że np. został uszkodzony i trzeba go naprawić. W ten sposób udałoby się załagodzić komunikat dla tych, dla których jest on negatywny. Tutaj mamy do czynienia z hipokryzją: bo z jednej strony chętnie korzystamy z unijnych pieniędzy, ale już element symboliki, jakim jest unijna flaga, jest odrażający. Druga sprawa - czyja to inicjatywa?
Nikt do końca nie chce się przyznać.
I to jest najgorszy możliwy scenariusz. Z tego typu sytuacjami trzeba stawać twarzą w twarz. Można przecież powiedzieć, że była to uroczystość związana z polskim świętem państwowym i uznano, że element unijny nie jest konieczny. Unia jest młodym tworem, a Konstytucję 3 Maja uchwalono przed wiekami. Można było pięknie i łatwo z tego wybrnąć. W efekcie mielibyśmy pozytywny przekaz. Natomiast najgorzej jest, gdy nabiera się wody w usta, nikt nie jest w stanie wziąć na siebie odpowiedzialności. Tu trzeba tłumaczyć się, bo wydarzenia miało charakter intencjonalny. Jest to ewidentny efekt braku refleksji, a refleksja w działaniach politycznych musi być. W tej chwili wydarzenie stało się czymś wstydliwym, a przecież wcale nie musiało takie być. Charakterystyczne jest to, że wiceminister Jarosław Zieliński ma „talent” do wywoływania tego typu sytuacji. Dużo wokół niego się dzieje.
Niedawno mieliśmy do czynienia z aferą z konfetti. Marketingowo to chyba nie najlepiej świadczy o panu wiceministrze.
Nie najlepiej. Rodzi się domniemanie, że wspomniane wydarzenia są zgodne z jego oczekiwaniami, że on może stawiać takie warunki. Ma do tego prawo - w końcu poglądy PiS na Unię nie są tajemnicą. Tutaj wątpliwości budzi to, w jaki sposób jest to organizowane - wtedy policjanci cięli konfetti, teraz maszt zniknął i pojawił się. U części wyborców może to wywołać niesmak.