Mam coraz większą trudność z połapaniem się, jak wyglądają różne szczegóły w biografii posła, a w latach 80. prokuratora Stanisława Piotrowicza.
Na przykład: ilu opozycjonistom wtedy pomógł? W zasadzie mówi on o dwóch osobach, Antonim Pikule i Zofii Jankowskiej, czy dokładniej: to Zofia Jankowska sama zgłosiła się do mediów z rodzajem świadectwa moralności dla Stanisława Piotrowicza, opowiadając, jak pomógł jej uniknąć więzienia za roznoszenie ulotek w 1982 roku. Już tu jednak napotykamy na pierwszą trudność, bo dziennikarze gazety.pl sprawdzili, że Zofia Jankowska była rozpracowywana przez SB w 1985, a nie 1982 roku. Może te problemy pani Jankowska miała i w 1982 roku, tylko że sądowe akta nie trafiły do archiwów IPN, kto to tam wie, niemniej - jakaś mała wątpliwość pozostaje.
Co do sprawy Antoniego Pikula - mamy tutaj słowo przeciw słowu, trudno więc rzecz rozsądzić, a trzecia osoba, uczestnicząca w przesłuchaniu, które prokurator Piotrowicz miał prowadzić tak, by Antoniemu Pikule pomóc, czyli mecenas Stanisław Zając, świadectwa moralności Stanisławowi Piotrowiczowi dzisiaj nie wystawi, bo zginął w katastrofie smoleńskiej. (Niemniej fakt, iż senator PiS Stanisław Zając po 1989 roku utrzymywał stosunki ze Stanisławem Piotrowiczem, sygnalizuje, że nie uważał go za „prokuratora stanu wojennego”, bo wtedy by mu pewnie ręki nie podawał...).
Tyle da się pewnie powiedzieć o tych dwóch przypadkach. A pozostałe? Na poniedziałkowej konferencji prasowej Stanisław Piotrowicz mówił tylko o dwóch „sprawach politycznych”, ale w jednym z wywiadów zadeklarował, że takich spraw było w jego prokuratorskiej karierze „niewiele” (czyli jednak więcej niż dwie?), ale „w sprawie pani Jankowskiej i innych osób udało mi się umorzyć”. Ile zatem takich spraw było? Trudno dociec.
[x-news/TVN24]
Czy pod aktem oskarżenia Antoniego Pikula prokurator Piotrowicz złożył swój podpis, czy też jedynie maszynistka wystukała w odpowiednim miejscu jego imię i nazwisko? Gdy pokazano Piotrowiczowi wersję „maszynową” dokumentu, prawdziwa była ta druga informacja. Gdy zaś z czasem odnalazł się dokument z podpisem, zaczęło się okazywać, że Piotrowicz, owszem, podpisał się pod aktem oskarżenia, ale celowo tak ułomnie go zredagował, iż sąd akt zwrócił do ponownego opracowania. W finale zatem przed sądem oskarżał Pikula prokurator wojskowy, a nie Piotrowicz - i to odpowiada prawdzie.
Tak jak w redagowaniu kolejnych nowelizacji ustaw dotyczących Trybunału Konstytucyjnego poseł Stanisław Piotrowicz dopasowuje je do biegu wydarzeń, tak samo zapewne zachowuje się, niuansując przed opinią publiczną kolejne fakty ze swojego życia
Czy odpowiada prawdzie, że Stanisława Piotrowicza zdegradowano na niższy szczebel prokuratury za takie właśnie obstrukcyjne zachowania w „sprawach politycznych”? Ale w których? Właśnie tych dwóch? Innych jeszcze? I jak się ta zła opinia o prokuratorze Piotrowiczu ma do faktu odznaczenia go Brązowym Krzyżem Zasługi? Nie przesadzajmy oczywiście z rangą tej odznaki, była pewnie przyznawana dość rutynowo, ale jednak mam znowu trudność z uwierzeniem, że dostał ją, choćby z ogólnego rozdzielnika, prokurator, który poleciał, bo nie wykazywał się dostateczną gorliwością w oskarżaniu solidarnościowców.
Trudno zatem te różniące się tymi czy innymi detalami wersje wydarzeń poskładać w jeden życiorys. Wyjaśnienie tej zagadki wydaje się dość proste. Tak jak w redagowaniu kolejnych nowelizacji ustaw dotyczących Trybunału Konstytucyjnego poseł Stanisław Piotrowicz dopasowuje je do biegu wydarzeń, tak samo zapewne zachowuje się, niuansując przed opinią publiczną kolejne fakty ze swojego życia.
W latach 80. w Polsce, jeśli się było zdolnym i ambitnym i marzyła się jakaś kariera, trzeba było chodzić na kompromisy z władzą. Tak zachowywała się większość. Odwagą wykazywała się mniejszość
Czy ukrywa w ten sposób jakieś wielkie zbrodnie? Prawdę rzekłszy - nie wydaje mi się. W losach Stanisława Piotrowicza ja prywatnie widzę raczej coś typowego: w latach 80. w Polsce, jeśli się było zdolnym i ambitnym i marzyła się jakaś kariera, trzeba było chodzić na kompromisy z władzą. Sumienie mogło z tego powodu podgryzać, gdy więc miało się po temu bezpieczną okazję, człowiek starał się zachować przyzwoicie, ale nie aż tak, by otwarcie wystąpić przeciwko systemowi. Tak zachowywała się większość. Odwagą wykazywała się mniejszość.
W latach 80. „komunę” podtrzymywali przy życiu nie ideowi komuniści, tylko różnej maści oportuniści. Wystawiać im za to dzisiaj moralny rachunek? Ja bym się nie poważył. Problem posła Stanisława Piotrowicza nie jest problemem jego biografii, tylko problemem partii, która takie zbiorowe rachunki moralne chętnie wystawia. Póki to leży w jej interesie...