Los się uwziął na Sokoła Łańcut
Sportowa złość, niedosyt, poczucie bezsilności i niepewność, co do przyszłości - takie nastroje panują w obozie Sokoła, który na zapleczu ekstraklasy został... wicemistrzem fazy zasadniczej.
Ten wynik nie może dawać przesadnej satysfakcji, bo gdyby nie seria nieszczęść, łańcucianie w cuglach wygraliby ligę. Niestety, w pewnym momencie koszykarzom zdrowie na potęge zaczęło się psuć. Seria porażek sprawiła, że w fazie play off to Legia Warszawa zostanie rozstawiona z numerem 1. Co gorsza, pech nadal nie opuszcza naszej drużyny - kolejni zawodnicy złapali urazy i tym samym trudno o optymizm przed dalszą częścią rozgrywek. A mecze I rundy już w weekend.
- Cóż, do pewnego momentu nadawaliśmy ton rozgrywkom, długo liderowaliśmy w tabeli. Wydawało się, że nie oddamy tej lokaty - mówi Dariusz Kaszowski, coach sokołów. - Niestety, to jest sport i czasem zespół dopada pech. Nas doświadczył szczególnie, bo niemal ani jeden zawodnik nie uniknął kontuzji. Już wydawało się, że powoli wychodzimy na prostą, a tu najpierw kostkę mocno skręcił Maciek Zywert, pierwszy rozgrywający. Maciek Klima dopiero co wyleczył jeden uraz, a teraz dopadł go problem z łydką. Podobnie rzecz ma z Rafałem Kulikowskim, ale powinien być gotowy na weekend. Leczą się Jacek Balawender, Patryk Buszta.
Wszystko to sprawiło, że gdy w meczu z Rosą Radom trzech naszych graczy złapało 5 fauli, Kaszowski miał do gry właściwie pięciu zdrowych koszykarzy.
- Jestem w klubie od wielu lat i nie pamiętam takiego fatalnego okresu, jeśli chodzi o kontuzje - smuci się Grzegorz Kijowski, wiceprezes klubu, przez lata jego sponsor.
- Fizycznie drużyna wyglądała na początku rewelacyjnie, pewnie wygrywała, ale nagle wszystko zaczęło się sypać. Nie wiem, może gdzieś został popełniony jakiś błąd. Gdybyśmy mieli większy budżet, skład byłby szerszy i jakoś byśmy sobie poradzili, ale jest, jak jest. Trudno być optymistą przed play offami.
Sokół przegrał pięć ostatnich meczów (bilans sezonu 21-9), choć każdy nieznacznie, po walce. W I rundzie zmierzy się z Pogonią Prudnik, której niedawno uległ na wyjeździe. Dwa pierwsze pojedynki odbędą się w Łańcucie. Czy atut hali zniweluje jednak niedostatki kadrowe?
- O wiele bardziej wolę Pogoń, niż Polonię Leszno, na która też mogliśmy trafić - przekonuje trener łańcucian. - To doświadczony team, ale przynajmniej wiemy, czego się po nim spodziewać. Styl młodzieżowej, radosnej koszykówki nam nie leży. Szykujemy sposoby, jak radzić sobie z presingiem, z przeniesieniem gry na połowę rywali. Nie ma co płakać. Trzeba zacisnąć zęby i walczyć. Mimo przeciwności losu wierzę, że będziemy w czwórce - dodał Kaszowski.