Lubelskie. W Biłgoraju wcisnęli gaz do dechy. Choć to Lublin miał mieć tor „z prawdziwego zdarzenia”

Czytaj dalej
Fot. Archiwum
Konrad Sławiński

Lubelskie. W Biłgoraju wcisnęli gaz do dechy. Choć to Lublin miał mieć tor „z prawdziwego zdarzenia”

Konrad Sławiński

1201 metrów szczęścia za 15 milionów złotych. Z końcem października 2024 roku Biłgoraj będzie oficjalną stolicą motosportu w województwie lubelskim. - Chcemy inwestować w ten obiekt, by stał się miejscem rozpoznawalnym sportów motorowych nie tylko na Lubelszczyźnie, ale i w Europie – stwierdził Michał Mulawa, wicemarszałek województwa. Decyzja o rewitalizacji Autodromu kończy wieloletnie nadzieje miłośników motoryzacji, by takowy tor powstał w Lublinie. A tam pracowało motoryzacyjne serce naszego regionu i handlu. Jak widać, ktoś odważył się wcisnąć gaz do dechy.

- Jeśli będziemy mieli nowoczesny tor i tylu chętnych, to trzeba będzie przenieść siedzibę PZMot z Lublina do Biłgoraja – ironizował w ub. roku w rozmowie z „Kurierem” Zenon Łój, szef Automobilklubu Biłgorajskiego.

Kilka miesięcy wcześniej zapadła prawomocna decyzja sądu w sprawie spornej działki, która przeszła na własność powiatu biłgorajskiego. A to oznacza, że nadzieje Andrzeja Szarlipa, starosty biłgorajskiego stały się faktem i miejscowy Autodrom zostanie przebudowany.

- W strategii województwa lubelskiego wpisaliśmy już rozbudowę Autodromu. To miejsce ma absolutnie charakter ponadregionalny. Środki finansowe na ten cel będą – zadeklarował Michał Mulawa, wicemarszałek województwa.

Fani sportów motorowych zapewne ucieszą się z takowej decyzji. Na pewno smuci fakt, iż dopiero w 2024 roku Autodrom pojawi się na mapie polskiego motosportu. Choć przez wiele lat stolicą szaleństw na torze był nieistniejący już Tor Lublin. Ale być może to z jego historii w powiecie biłgorajskim wyciągnięto wnioski i zdecydowano się na realizację swojego projektu.

„Tu za frajer można znaleźć piekło i raj”

W latach 90. XX wieku, jadąc w kierunku Zalewu Zemborzyckiego, każdy weekend wyglądał podobnie: szereg zaparkowanych aut, o które „ocierały” się autobusy komunikacji miejskiej. Wszystko za sprawą giełdy samochodowej na lubelskim Wrotkowie. A tam panowała „wolna amerykanka”. Jedni przyjeżdżali oglądać motoryzacyjne cuda techniki, inni, by sprzedać auto okraszone opinią „Panie, nie bity!”, zaś najmłodsi, by zjeść kiełbaskę serwowaną przez pana Rysia. Ale były też atrakcje dla uczestników giełdy. Dla zmotoryzowanej społeczności był to Tor Lublin, na którym szlify zdobywał m.in. kierowca F1 Robert Kubica.

Tor Lublin wybudowany pod koniec lat 70., przez blisko 35 lat uczył, wychowywał i kształcił pokolenia kierowców. Niestety, na przełomie wieków teren
Tomek Koryszko/archiwum Kierowcy po raz kolejny zaprotestowali przeciwko likwidacji toru kartingowego w Lublinie. Tym razem zrobili to przed kamerami ogólnopolskiej stacji telewizyjnej.

- Tam się nikt nie przepraszał. Jak nie dostałeś ciepłej coli i „z łokcia”, to nie byłeś na giełdzie – wspomina Wojciech, który jako dziecko odwiedzał lubelską giełdę samochodową przy ul. Zemborzyckiej ze swoim ojcem. A na niej rodziła się wolna Polska, która czuła powiew otwartych już bram do świata po transformacji ustrojowej. - Poza Słomczynem nie było mocniejszej giełdy – przyznaje po latach. – To był wolny rynek typu OLX i Allegro w jednym, mogłeś kupić cukierki i tylną oś do żuka, czyli oaza handlu legalnego i nielegalnego – wspomina Wojciech.

Choć rynek teoretycznie był otwarty, to małolatom trudno było wejść na teren giełdy przy ul. Zemborzyckiej. Trzeba było ich „przemycać”. Jedni wchodzili, bo dało się „pieniążek”, drudzy potrafili wjechać na „stopa”. I w ten sposób ci najmłodsi podziwiali najfajniejsze okazy motoryzacyjnego zachodu w tej części Lublina.

- Polonez, golf III, lancia 1500 czy „beczka”. To było „lubelskie Las Vegas” dla przyjezdnych spod Lublina – mówi Wojciech.

Dziś to temat kontrowersyjny: umowa spisywana na masce, reklamówka z LSS-u a w niej gotówka, w tle odtwarzane utwory disco polo. A to wszystko przy akompaniamencie „piłowanych silników”. Ten, kto nie czuł zapachu spalonej gumy, nie wie czym dla Lublina był tor przy ul. Zemborzyckiej.

Był gaz do dechy

Wybudowany pod koniec lat 70., przez blisko 35 lat uczył, wychowywał i kształcił pokolenia kierowców. Niestety, na przełomie wieków teren rekreacyjno-sportowy złapał „kapcia”. W 2001 roku zapadła decyzja o przekazaniu przez ówczesne władze Lublina prawa do użytkowania wieczystego Polskiemu Związkowi Motorowemu. I wtedy zaczęły się… bloki.

Tor Lublin wybudowany pod koniec lat 70., przez blisko 35 lat uczył, wychowywał i kształcił pokolenia kierowców. Niestety, na przełomie wieków teren
Małgorzata Genca/archiwum - Na przełomie wieków młodych, którzy wygłupiali się na mieście, ściągałem na tor. I to się udało – podkreśla Artur Lis z Moto-Sekcji.

- To nie była nasza decyzja o budowaniu osiedla mieszkaniowego. Choć przetargi trwały długo, to ostatecznie zwyciężyło miasto – przyznaje Włodzimierz Bobowski, prezes zarządu okręgowego PZM w Lublinie.

Zanim jednak powstały bloki, wcześniej powstały kluby, stowarzyszenia i liczne przyjaźnie na asfalcie przy Zemborzyckiej. Choć rodziły się podziały, różnice w kontekście ulubionej marki auta czy motocykli, to nie brakowało wszystkim „latającym” po torze świadomości, po co i dlaczego tak kręcą się po lubelskim owalu.

- Była babska szkoła jazdy, doszkalanie w warunkach trudnych, nauka radzenia sobie w momencie, gdy wpadamy w poślizg niekontrolowany. To było miejsce, gdzie można było się wyluzować, spotkać, doszkolić i najprościej w świecie legalnie poupalać gumę – wspomina Marta, która na Torze Lublin „wykręciła” swoje kółka.

Ale jak trzeba było „serce rwało się do ciebie” parafrazując jeden z utworów Dawida Podsiadło i kolegialnie wspierano akcje charytatywne. Mimo podziałów wszyscy jechali „w dobrą stronę” o czym nie trzeba przekonywać: efektowne moto serduszko dla WOŚP stało się jednym z rozpoznawalnych elementów Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Lublinie.

Komu bił dzwon… kościelny?

Choć najpierw był tor, a później dopiero bloki mieszkalne, to okoliczni mieszkańcy nie mogli znieść pisku opon i ryku silników. Z każdym kolejnym wybudowanym blokiem, na biurko oficjalnego użytkownika terenu spływało coraz więcej skarg. Ale nikt nie przypuszczał, że głos ludu zwycięży w tym wyścigu.

Tor Lublin wybudowany pod koniec lat 70., przez blisko 35 lat uczył, wychowywał i kształcił pokolenia kierowców. Niestety, na przełomie wieków teren
Piotr Kasperski Według lubelskiego ratusza, w 2011 roku Polski Związek Motorowy sprzedał prawo użytkowania wieczystego na rzecz osób trzecich. Po czym nastąpił podział tejże nieruchomości. Część uległa przekształceniu w prawo własności na mocy ustawy.

- Mamy dziwne społeczeństwo. W Radomiu jest tor w środku miasta, na którym jeżdżą od poniedziałku do niedzieli przez 11 godzin i jakoś da się to pogodzić. Ale jak się pozwala budować bloki 100 metrów od toru, to nie dziwmy się, że komuś to będzie przeszkadzało. Od dewelopera nie wymaga się budowy barier dźwiękochłonnych – mówi Artur Lis z Moto-Sekcji.

Mimo protestów mieszkańców na torze „kręcono” kolejne kółka i nikt nie zakładał, że tor przestanie istnieć. W „dole” szkolili się funkcjonariusze policji z wydziału ruchu drogowego albo organizowano zawody rangi ogólnopolskiej. Ale przyjeżdżali też ci, którzy chcieli się czegoś nauczyć. Jak przyznaje Artur Lis, większość motocyklistów, która jeździ dziś po polskich torach, szkoliła się w Lublinie.

Według lubelskiego ratusza, w 2011 roku Polski Związek Motorowy sprzedał prawo użytkowania wieczystego na rzecz osób trzecich. Po czym nastąpił podział tejże nieruchomości. Część uległa przekształceniu w prawo własności na mocy ustawy.

- Tor Lublin to dla mnie początek pięknej historii z motoryzacją. Docierały do nas informacje, że teren ten może być sprzedany pod mieszkania, ale nikt nie zakładał, że tor zniknie z powierzchni ziemi – przyznaje Marta, która z bólem w sercu wspomina lubelski owal.

„Niespełnione obietnice”

Konflikt na linii fani motoryzacji - mieszkańcy bloków przybierał na sile. Do świadomości użytkowników toru zaczął docierać bolesny fakt: tego wyścigu nie da się wygrać. Widok kolejnych bloków w najbliższej okolicy zwiastował koniec wieloletniej przygody z motosportem. Ale nie mieli zamiaru odpuszczać. Swoistą świecą zapłonową do stworzenia toru na neutralnym dla wszystkich terenie były obietnice ówczesnego prezydenta Lublina. Od czasu podjęcia decyzji o sprzedaży terenu, na którym mieścił się tor, pojawiło się kilka koncepcji, gdzie mógłby powstać nowy obiekt. Inwestycję tę wyceniono na około 10 mln zł.

- Liczyliśmy na spełnienie obietnicy. Ale nas „wywieźli” na pokopalniane tereny pod Lubartów, gdzie można budować tor motocrossowy. Prezydent Krzysztof Żuk zrobił sobie żarty przed wyborami, że otrzymamy wsparcie, jeśli znajdziemy sponsora budowy nowego toru – mówi instruktor Artur Lis z Moto-Sekcji. Wspomina: - Po tygodniu wróciliśmy do prezydenta z prywatnym inwestorem, który nie miał problemu z taką kwotą. Był jeden warunek: miasto Lublin wejdzie z takim samym budżetem lub terenem o podobnej wartości. Ale od tamtego spotkania tematu toru już nie ma.

Tor Lublin wybudowany pod koniec lat 70., przez blisko 35 lat uczył, wychowywał i kształcił pokolenia kierowców. Niestety, na przełomie wieków teren
Małgorzata Genca/archiwum Walka zwolenników budowy toru wyścigowego w Lublinie trwała kilkanaście lat. „Ratujmy tor” - to jedno z haseł, które można było przeczytać w 2015 roku.

Lubelski ratusz przyznaje, że miasto prowadziło rozmowy z innymi gminami. - Inne samorządy lokalne nie wykazały jednak zainteresowania lokalizacją takiego toru w swoich granicach administracyjnych – informuje Justyna Góźdź z biura prasowego ratusza. Na pytanie o ówczesną deklarację prezydenta o wsparciu projektu, nie uzyskaliśmy odpowiedzi.

Zdaniem PZMotu część środków do realizacji projektu powinno przekazać miasto. Jako przykład podaje miejskie inwestycje, jak m.in. Arena Lublin. Jak przyznaje Włodzimierz Bobowski z zarządu okręgowego PZM w Lublinie, świetnym przykładem popularności sportów motorowych jest reaktywacja klubu żużlowego.

„Naszym łupem wojennym jest wiedza o świecie”

Słowa Wisławy Szymborskiej odzwierciedlają fakty. A w tym przypadku: o walce zwolenników budowy nowego toru z lubelskim ratuszem. - Staraliśmy się tyle lat, były obietnice. Ale po tylu latach i tylu rozmowach temat umarł – przyznaje Artur Lis z Moto Sekcji.

Tor, który od początku 2015 roku oficjalnie został zamknięty był powodem licznych manifestacji. Na ulice Lublina wyjeżdżały nawet setki aut. Paliwo jednak musiało się kiedyś skończyć. Po kilku latach ambitnej walki o budowę toru w nowym miejscu temat upadł, a raczej: silnik się zatarł…

Gdzieś musieli wyjechać

Brak toru „z prawdziwego zdarzenia” widać również na drogach. Część ludzi zrezygnowała z jazdy, a część z nich objeżdża tory w Polsce. Jest jeszcze grupa osób, która swoje szlify zdobywa na parkingach.

- Na przełomie wieków młodych, którzy wygłupiali się na mieście, ściągałem na tor. I to się udało. Ale wyrzuciliśmy tych ludzi, bo powstały bloki. I ci wyjechali na ulicę. Budowa toru może być ogromnym zyskiem. I nie chodzi o finanse, ale o bezpieczeństwo uczestników ruchu drogowego – podkreśla Artur Lis.

Tor Lublin wybudowany pod koniec lat 70., przez blisko 35 lat uczył, wychowywał i kształcił pokolenia kierowców. Niestety, na przełomie wieków teren
Jacek Babicz/archiwum Zarząd Okręgowy PZM w Lublinie zorganizował na Torze Lublin VIII Festiwal Sportu Motorowego w 2011 roku. Choć były już bloki mieszkalne w najbliższym otoczeniu przy ul. Zemborzyckiej.

Na terenie województwa lubelskiego znajdują się tory, na których można się szkolić i doskonalić technikę jazdy, ale na pewno nie wszystkie możliwe scenariusze. Z czego to wynika? Np. z ograniczonej powierzchni terenu i długości oraz szerokości toru. Jednym z takich miejsc jest Ośrodek Doskonalenia Techniki Jazdy WORD w Lublinie. - To jest namiastka tego, by poprawnie kształcić przyszłych kierowców. Na Torze Lublin mieliśmy więcej tzw. bezpiecznych stref, w których nawet wypadając z toru mieliśmy świadomość, że nic złego nam się nie stanie – ocenia Artur Lis.

- Do takiej inwestycji miasto nie musiałoby dokładać. Ale widocznie nikomu na tym nie zależy. Bo to nie my powinniśmy o to walczyć, tylko miasto, województwo i instytucje, które mają za zadanie dbać o bezpieczeństwo - puentuje instruktor z klubu Moto-Sekcja.

Konrad Sławiński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.